Nie udało się prezesowi PZPN wybrać nowego selekcjonera do 19 stycznia, ale miejmy nadzieję, że - zgodnie z drugą zapowiedzią - do 31 stycznia poznamy jego nazwisko. Wedle medialnych doniesień, Cezary Kulesza rozważa już tylko trzy kandydatury. Nazwiska wszyscy znają. Faworytem jest podobno Andrij Szewczenko, z którego usług, po dwóch miesiącach pracy zrezygnowała niedawno Genoa. Jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia z ukraińskim szkoleniowcem, to kolejnym kandydatem jest pracujący i doświadczony trener Górnika Zabrze, czyli Jan Urban. Jako trzeciego najczęściej wymienia się nieczynnego zawodowo od dwóch lat byłego selekcjonera Biało-Czerwonych, Adama Nawałkę. Przy okazji tej trwającej ponad miesiąc sagi padają powoli pewne mity, do których przyzwyczailiśmy się przez lata. Na przykład do twierdzenia, że "reprezentacji się nie odmawia", że jest to propozycja, która trafia się zazwyczaj raz w życiu i jeśli się z niej nie skorzysta, to już więcej się je dostanie. Okazuje się tymczasem, że nie każdy trener ma możliwość lub chęć rozwiązania umowy z aktualnym pracodawcą, żeby tylko objąć kadrę narodową. Te czasy, kiedy na przykład Legia ściągała piłkarzy z innych klubów posługując się powołaniem do wojska, bezpowrotnie już minęły. I nie jestem tym zdziwiony, że na przykład prowadzący Lecha Poznań Maciej Skorża, a także jego szefowie, nie zgodzili się, żeby zwolnić go z obowiązującego kontraktu. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy nowego opiekuna reprezentacji czeka wielkie wyzwanie, jakim są mecze barażowe o awans do mistrzostw świata. Ale nie tylko - zwłaszcza w przypadku porażki - wyzwaniem dla przyszłego selekcjonera będzie konieczność przebudowy zespołu i pożegnanie się z niektórymi zawodnikami, a to wymaga dużych umiejętności menedżerskich. Ponadto, musi liczyć się także z tym, że brak awansu do MŚ pójdzie na jego konto i to już na starcie, co może wymagać budowania na nowo zaufania zawodników, kibiców i związku. Czytaj także: Matty Cash bohaterem głośnego transferu? Uważam, że to dobrze, iż właściciele klubów i trenerzy zespołów klubowych zaczynają się szanować i stawać partnerem w negocjacjach z PZPN, a nie przyjmować pozycji podwładnego. Już dawno wszyscy przestali dziwić się zawodnikom, którzy żegnają się z grą w reprezentacji, ale kontynuują karierę klubową. Nie powinno się również bulwersować, kiedy trener przedkłada pracę w klubie nad posadę selekcjonera. Aczkolwiek pisząc te słowa, mam nadzieję, że z trójki wskazywanych obecnie kandydatów prezes Kulesza wybierze Jana Urbana, a ten podejmie to wyzwanie, oczywiście przy zgodzie zarządu Górnika Zabrze. To trener nie tylko doświadczony, ale też w dobrej formie, gdyż widać, że w Zabrzu wykonuje dobrą robotę. A dobra forma selekcjonera, tak samo jak forma piłkarzy reprezentacji, jest niezwykle ważna dla zwiększenia szans na sukces. To nie znaczy, że z góry bombarduję kandydaturę trenera zagranicznego, ale uważam, że kandydatura Szewczenki i krążące w mediach kwoty, które trzeba byłoby mu płacić są odklejone od rzeczywistości. A przede wszystkim - celem numer jeden jest w tej chwili awans na mistrzostwa i żaden z trenerów nie ma czasu na to, by eksperymentować i miesiącami uczyć się tej drużyny. Z całym szacunkiem dla dotychczasowych osiągnięć Szewczenki, ale bez wątpienia, niewiele on wie o "naszej szatni". Nie wątpię, że zna nazwiska polskich piłkarzy, wie w jakich klubach grają, ale tu potrzebna jest głębsza wiedza. Żaden z obcokrajowców nie będzie miał tak dobrych narzędzi, jakie mają polscy trenerzy - zarówno Jan Urban czy Adam Nawałka. Ostatnio krążą w mediach wypowiedzi Leo Beenhakkera, który radzi to samo. On, jak mało kto, bardzo dobrze wie ile trwało dogłębne poznanie naszej drużyny i zyskanie zaufania piłkarzy. Pamiętamy, że pierwsze mecze (z Danią i Finlandią), to była operacja na otwartym sercu. Akurat jemu (i nieskromnie dodam - jego sztabowi) udało się dokonać szybkiej diagnozy i już od trzeciego meczu tryby zaczęły się kręcić tak, jak należy. Mówimy jednak o trenerze, wobec którego nie było wątpliwości - zarówno pod względem klasy, jak i doświadczenia. Jestem zatem za tym, żeby teraz poruszać się w polskich realiach - zarówno jeśli chodzi o kandydatury, jak i wynagrodzenie. Szastanie pieniędzmi i zatrudnianie Szewczenki być może ma wartość marketingową, ale niekoniecznie sportową.