Andrzej Klemba: Jeśli w drugiej dekadzie XXI wieku najważniejszym i najgłośniejszym meczem Polaków była wygrana z Niemcami w 2014 roku, to w pierwszej dekadzie za takie spotkanie można uznać zwycięstwo z Portugalią w eliminacjach do Euro 2008? Paweł Golański: Powiedziałbym, że to był najlepszy mecz za kadencji Leo Beenhakkera. Mało kto, racjonalnie podchodząc do tematu, powiedziałby, że jesteśmy w stanie wygrać. Zwłaszcza że początek eliminacji nie był udany - porażka z Finlandią, remis z Serbią i minimalna wygrana z Kazachstanem. - Rzeczywiście tak było. Falstart z Finlandią, remis z Serbią i po dwóch meczach u siebie mieliśmy tylko punkt. Potem było absolutnie nieprzekonujące zwycięstwo z Kazachstanem po słabym występie, choć zwycięzców się nie sądzi. I w czwartym meczu przyjeżdża Portugalia, wicemistrz Europy sprzed zaledwie dwóch lat. - Może to nie było jeszcze spotkanie o być albo nie być w tych eliminacjach, ale bardzo poważny egzamin. Porażka mocno skomplikowałaby walkę o udział w mistrzostwach Europy. To zwycięstwo przybliżyło nas do historycznego awansu na Euro. Graliśmy ze zdecydowanie wyżej notowanym zespołem, naszpikowanym gwiazdami. Wystarczy zobaczyć w jakich klubach graliśmy my, a w jakich rywale. Kowalewski w Spartaku Moskwa, ja w Koronie, Jacek Bąk w Katarze, Sobolewski i Błaszczykowski w Wiśle Kraków, Bronowicki w Legii, Radomski w Austrii Wiedeń, Mariusz Lewandowski w Szachtarze, Żurawski w Celitku, Rasiak w Southampton, a Ebi w Borussii. Patrząc na ten skład i obiektywnie porównując z obecnym, to wówczas potencjał kadry był mniejszy. Tymczasem wygraliście 2:1 po golach Ebiego Smolarka. - I to był najmniejszy wymiar kary dla Portugalii. Zagraliśmy naprawdę kapitalne zawody. W tym meczu wygrał kolektyw, determinacja i wiara w to, że jesteśmy w stanie wygrać z faworytem na naszych zasadach. Bo ten mecz był na naszych zasadach od pierwszej minuty do właściwie ostatniej. Dopiero w doliczonym czasie Nuno Gomes zdobył honorową bramkę. Wcześniej to nasz bramkarz nie miał zbyt dużo roboty. To był taki mecz założycielski tej kadry? - Na pewno tak. Uwierzyliśmy w to, że jesteśmy w stanie wygrywać z najlepszymi. Oczywiście zawsze za tym musi iść determinacja i walka, bo to jest jakby w futbolu nieodzowne. Gdy jesteś w teorii słabszy, to musisz zaangażowaniem i organizacją gry przewyższać rywala. Ten mecz to dla mnie ogromny powód do dumy. W rewanżu zremisowaliście na wyjeździe 2:2 i byliście już o krok od awansu na Euro 2008. - Tam już mieliśmy trochę więcej szczęścia, ale to też było dobre spotkanie. Wystarczy przypomnieć sobie bramkę na 2:2 Jacka Krzynówka. Piłka odbiła się od słupka, od głowy bramkarza i wpadła do siatki. Znów zmierzyliśmy się z teoretycznie silniejszą ekipą, a przywieźliśmy punkt. Kto był twoim rywalem w tych meczach? - W pierwszym Simao Sabrosa i czasami Cristiano Ronaldo, bo zamieniali się pozycjami. W rewanżu wszedłem z Bronowickiego i miałem pilnować Ricardo Quaresmę. Kilka razy pokazał mi jakość. Jak mnie dwa razy przełożył zwodami, to później śmiałem się, że mam ślady po drzazgach, tak szorowałem po murawie. Rywale mieli dużo więcej okazji, ale walczyliśmy i punkt był. Początek eliminacji był trudny, ale potem poszliśmy w dobrym kierunku. W efekcie ten historyczny cel osiągnęliśmy. Pierwszy raz kadra awansowała na mistrzostwa Europy. 18 lat później Polska gra z Portugalią w Lidze Narodów, a w kadrze rywali wciąż jest Cristiano Ronaldo. - To jest niesamowite. On jest rocznik 1985, czyli tylko trzy lata młodszy ode mnie, a ciągle gra na poziomie reprezentacyjnym i daje radę. To tylko pokazuje, że to zawodnik, który jest niesamowicie przygotowany do tych obciążeń. Widziałem, że też grałeś ostatnio w kadrze oldboyów ŁZPN. - Nie ten poziom, ale jakbym miał możliwość przez trzy miesiące się przygotować, to kilka minut dałbym radę w reprezentacji. Ale poważnie wracając do tematu, ten mecz z Portugalia będzie ważny w kontekście powołań Michała Probierza. To okazja, żeby niektórych piłkarzy przetestować i zobaczyć, czy to już jest rzeczywiście poziom reprezentacyjny. Selekcjoner przyzwyczaił nas do tego, że przy każdych powołaniach jest jakaś niespodzianka. Przypominam sobie pojawienie się w kadrze Kacpra Urbańskiego i nie brakowało komentarzy, że to za wcześnie. A zawodnik pokazał, że jest reprezentantem pełną gębą. Mam nadzieję, że podobnie będzie z pozostałymi młodymi piłkarzami. Mamy też renesans formy Roberta Lewandowskiego, a też nie brakowało komentarzy, że nadchodzi dla niego czas pożegnania z kadrą. - Ja się z tym w ogóle nie zgadzałem i nie brałem tego zbyt poważnie. Te komentarze wygłaszają ludzie, którzy nie do końca wiedzą jak wygląda kadra od środka. To nie jest tak, że Robert weźmie piłkę, przedrybluje czterech piłkarzy i strzeli bramkę z przewrotki. Powinniśmy inaczej postrzegać jego rolę w zespole. To najlepszy nasz piłkarz w ostatnich latach. Na nim się skupiało najwięcej, jeżeli chodzi o przeciwników i jestem przekonany, że odprawy naszych rywali w głównej mierze było poświęcone temu, jak zatrzymać Lewandowskiego. Dzięki temu inni piłkarze mieli większe możliwości w grze ofensywnej. Myślę, że trener Probierz też zdaje sobie sprawę z tego, jaką wartością dla tej reprezentacji jest Lewandowski. Rozmawiał Andrzej Klemba