Czesław Michniewicz objął reprezentację w styczniu 2022 roku. Trafił do trudnego środowiska - ledwie miesiąc wcześniej zespół został porzucony przez Paulo Sousę, a przedłużający się wybór nowego szkoleniowca wystawił na próbę cierpliwość piłkarzy i kibiców. Wokół Polskiego Związku Piłki Nożnej zbierały się czarne chmury. Na domiar złego w niedalekiej perspektywie były baraże o mundial. W półfinale Polska miała zagrać na wyjeździe z Rosją, a w ewentualnym kolejnym meczu - ze zwycięzcą pary Szwecja - Czechy. Wszystko zmienił 24 lutego, kiedy z rozkazu Władimira Putina Rosja najechała Ukrainę. Nie od razu, ale ostatecznie w wyniku wzmożonej międzynarodowej presji FIFA wykluczyła reprezentację agresora ze swoich struktur. Polska uzyskała automatyczny awans do finału turnieju barażowego. Od mundialu dzielił ją więc jeden krok - spotkanie ze Szwecją na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Czesław Michniewicz zwolniony z reprezentacji Polski Czesław Michniewicz, tuż po tym, jak uzyskał nominację od Cezarego Kuleszy, zabrał się do pracy. W swoim stylu przeanalizował każdy detal gry Szwedów, co bez wątpienia pomogło w tym, że Polska wygrała 2:0 i zapewniła sobie udział w wielkiej imprezie. W ramach przygotowań do mundialu "Biało-Czerwoni" rozegrali sześć meczów w Lidze Narodów. Kadra pod wodzą 52-latka znów zrealizowała zadanie, utrzymując się w Dywizji A. O turnieju finałowym w Katarze powiedziano i napisano już wszystko. Ten mundial zostanie zapamiętany jako jeden z największych paradoksów polskiej piłki XXI wieku - choć bowiem kadra osiągnęła sukces sportowy, nikt nie potrafi cieszyć się z niego w obliczu wszystkich innych wydarzeń, które rozegrały się wokół mistrzostw. Odbiór poczynań reprezentacji został zepsuty też przez skrajnie defensywny, a często po prostu brzydki styl gry drużyny. Popełniono masę błędów wizerunkowych, a nerwów na wodzy nie potrafił utrzymać sam selekcjoner. Kreujący się na otwartego, przyjaznego i skorego do dyskusji, Michniewicz pozwalał sobie na niegrzeczne odzywki do dziennikarzy, a w studiu TVP Sport przyjął wręcz postawę agresywną. Nie pomagał samemu sobie, a nawet dostarczał Cezaremu Kuleszy kolejnych argumentów za tym, że rozstanie się jest jedynym sensowym wyborem. Czesław Michniewicz lubi słowną szermierkę W swojej karierze trenerskiej Michniewicz dał się poznać jako dobry strateg. Nikt - nawet osoby bardzo mu nieprzychylne - nie mogą zarzucić trenerowi, że nie zna się na swojej pracy. Potrafi dogłębnie przeanalizować rywala i uderzyć w jego najsłabsze punkty. Jednocześnie ze swoich podopiecznych wyciska maksimum - często nawet więcej, niż wydawałoby się, że można. Doskonale czuje się w roli underdoga, który podgryza mocniejszych. To jego naturalne środowisko. Problem jednak w tym, że staje się ofiarą własnych wyników ponad stan. Kiedy plan minimum zostaje wykonany, apetyty jego przełożonych rosną - najczęściej niewspółmiernie do realnych możliwości. Powstają zgrzyty, a duma Michniewicza nie pozwala mu siedzieć cicho. Lubi brylować w mediach, za pośrednictwem których odpowiada szefom. Jest inteligentny, więc stosuje zaczepki, ironię czy niewinne na pozór uszczypliwości. W 2006 roku odszedł z Lecha Poznań, choć - a jakże! - osiągał wyniki ponad stan. Nowi właściciele klubu nie widzieli jednak dla Michniewicza miejsca w swojej koncepcji. Niektórzy uważają, że to sankcja za jego dawne wypowiedzi na temat Amiki Wronki. Zasłynął zwłaszcza tekstem, że nie zamienia się mercedesa na syrenkę, nawet jeśli w mercedesie brakuje czasem paliwa. Wygłosił go wtedy, gdy pojawiły się doniesienia o tym, że Amica chce go wyjąć z biednego wówczas Lecha i zatrudnić u siebie. Przez kilkanaście następnych lat niewyparzony język da o sobie znać jeszcze wielokrotnie. W Pogoni Szczecin stosunki były wyjątkowo napięte Poważne zgrzyty pojawiły się także w Szczecinie. Michniewicz przejął Pogoń w końcówce sezonu 2014/2015 i rzutem na taśmę awansował do górnej ósemki. W kolejnej edycji Ekstraklasy utrzymywał przeciętnych kadrowo "Portowców" w czołówce ligi. A później? A później wszystko rozegrało się według dobrze znanego scenariusza. Włodarze i kibice śnili o potędze, tracąc kontakt z rzeczywistością. Wielka Pogoń była mrzonką, a szóste miejsce, które ostatecznie zajął klub, to i tak najlepszy wynik od 15 lat. Jak nietrudno się domyślić - to nie obroniło Michniewicza. Prezes Jarosław Mroczek powiedział w Radiu Szczecin: "Minusów współpracy z trenerem Czesławem Michniewiczem było więcej niż plusów". Zakończył się sezon, zakończyła się też misja szkoleniowca w stolicy Pomorza Zachodniego. Podczas corocznej Gali Ekstraklasy Michniewicz przebywał w jednej sali z dyrektorem sportowym Maciejem Stolarczykiem, nie zamieniając z nim ani słowa. Stosunki były wyjątkowo napięte. Michniewicz stracił pracę podczas urlopu w Londynie Jeszcze inna była historia zwolnienia Michniewicza z Jagiellonii Białystok. Runda jesienna była w wykonaniu ekipy z Podlasia rozczarowująca, ale z klubu płynęły sygnały świadczące o zaufaniu do szkoleniowca, który przeprowadził już nawet pierwsze transfery z myślą o piłkarskiej wiośnie. Po ostatnim meczu wyjechał na urlop do Londynu i to właśnie tam dowiedział się, że został zwolniony. - Jestem rozczarowany, bo można było załatwić tę sprawę po ostatnim meczu z Lechią. Miałbym choć okazję podziękować zawodnikom za współpracę - mówił wówczas trener, cytowany przez Sport.pl. Warto dodać, że decyzję o zwolnieniu podjął Cezary Kulesza, ówczesny prezes Jagiellonii. Koniec białostockiej przygody zabolał Michniewicza, ale to kilka lat później miała spotkać go jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja. 1 lipca 2016 roku - dość niespodziewanie - objął on Bruk-Bet Termalikę Nieciecza. Do klubu z najmniejszej miejscowości, która kiedykolwiek miała u siebie Ekstraklasę, szkoleniowiec chciał wprowadzić jak najwięcej nowoczesności. Aranżował więc profesjonalne odprawy wideo, a treningi nagrywał z wykorzystaniem dronów latających nad boiskiem. Jak to często w jego karierze bywało - wyciągnął kopciuszka na nieznane mu wcześniej rewiry ligowej tabeli. Szefostwo zakrztusiło się sukcesem. Kiedy zespół wpadł w kryzys i nie wygrał żadnego z sześciu meczów, za winnego uznano Michniewicza. Głowa trenera spadła, a niedługo po tym do mediów zaczęły wypływać kolejne brudy. Okazało się, że pierwsze tarcia miały miejsce kilka miesięcy wcześniej, kiedy prezes Danuta Witkowska kupiła Martina Mikovicia bez wiedzy trenera. Ten, jak przyznał, o transferze dowiedział się z internetu. Na jaw wyszedł też konflikt szkoleniowca z asystentem Marcinem Węglewskim. - Trener Węglewski dobrze wykonywał swoją pracę, ale po kilku miesiącach, nie wiadomo z jakiego powodu, trener Michniewicz odwrócił się od niego. Zdecydował, że wszystko będzie robił sam - mówił w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" menedżer ds. sportu i public relations Marcin Baszczyński. Przed kamerami Canal+ były współpracownik Michniewicza dodał z kolei: - Tu chodzi o zaufanie i szacunek, które nie występowały między nami już od jakiegoś czasu. Odczułem to na własnej skórze. *** To, w jaki sposób kończy się przygoda Czesława Michniewicza z reprezentacją Polski, nie może dziwić. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy to były selekcjoner jest tak trudnym pracownikiem, czy ma pecha do złych przełożonych. Jakub Żelepień, Interia