Adam Nawałka spróbował w obu konfrontacjach ustawienia z trójką obrońców i za każdym razem linia defensywna wyglądała inaczej. Wyjątkowy eksperyment selekcjoner przeprowadził przeciwko Meksykowi, postawiwszy od pierwszej minuty na Jarosław Jacha, Thiaga Cionka i Artura Jędrzejczyka. - W pierwszym meczu defensywa spisała się bardzo dobrze, ale w drugim też nie wyglądała jakoś szczególnie źle - mówi nam Maciej Żurawski, były znakomity napastnik Wisły Kraków i 72-krotny reprezentant Polski, a dziś ekspert Eurosportu. - Jach wszedł bez kompleksów. Jeśli utrzyma dobrą formę i przy dobrym prowadzeniu się, może w niedługim czasie zostać mocnym punktem reprezentacji. Choć popełnił kilka mniej znaczących błędów, zaprezentował największą solidność spośród debiutantów - dodaje. Po drugiej stronie boiska debiutował Jakub Świerczok. W spotkaniu z Urugwajem napastnik wszedł z ławki, a z Meksykiem zagrał od początku. W poniedziałek starał się szarpać z obrońcami. W drugiej połowie, po dobrym zastawieniu piłki, zainicjował najlepszą szansę dla "Biało-Czerwonych". - Nie zaprezentował tego, co w Lotto Ekstraklasie. Byłem ciekaw, jak będzie wyglądać od początku z Meksykiem, bo przez 20 minut z Urugwajem kompletnie nic nie pokazał. Szukał sobie miejsca, schodził na boki, próbował wykonać dobre podanie, próbował być aktywnym w odbiorze, czyli robił to, czego oczekuje trener Nawałka w defensywie, ale jeśli chodzi o zagrożenie pod bramką to trochę za mało. Jednak nie można go skreślać, bo może dawać cały czas sygnał swoją grą, żeby go jeszcze sprawdzać - ocenia Żurawski. - Nie zapominajmy, że mimo wszystko trudno się gra takim zestawieniem jak z Meksykiem. Gra eksperymentalny skład, są debiutanci. Ciężko o jakiekolwiek automatyzmy i zgranie na placu. Było mnóstwo sytuacji, w których widać było, że to nie jest zespolone - podkreśla. Nawałka miał do dyspozycji jeszcze Kamila Wilczka i Mariusza Stępińskiego na tej pozycji. Dał szansę wszystkim w listopadowym dwumeczu, ale żaden z zawodników szczególnie do mundialu się nie przybliżył i z całą pewnością za plecami Lewandowskiego może toczyć się interesujący wyścig o bilety do Rosji. Nie wiadomo, czy Arkadiusz Milik zdąży zrehabilitować kolano na czas i miejsc w ataku może być całkiem sporo. Jednym z kandydatów przynajmniej do sprawdzenia może być Dawid Kownacki, o ile będzie grać w Sampdorii. Tuż przed listopadowym zgrupowaniem były napastnik Lecha Poznań popisał się skutecznością, ale w kontekście jego osoby mówiono raczej o młodzieżówce. - Nie ulega wątpliwości, że Kownacki powinien dostać szansę - twierdzi były snajper Celticu, który zwraca też uwagę na to, by przy ocenie skuteczności zespołu spojrzeć w szerszej. - To nie jest też tak, że my nie mamy zawodników, którzy nie potrafią strzelać pod nieobecność Lewandowskiego i to nie muszą być napastnicy. Są i Grosicki, i Błaszczykowski, ale też obrońcy Glik i nawet Piszczek, czy z dalszej odległości potrafią bramkę zdobyć Zieliński albo Mączyński. Ci zawodnicy też muszą myśleć o tym, że strzelanie goli powinno spaść na ich barki. Nie może być tak, że odpowiedzialność za bramki spada tylko na napastnika, który zastępuje Lewandowskiego. Kiedy wypada tak mocne ogniowo, ta odpowiedzialność musi się rozłożyć na wszystkich - zauważa. A skoro do tablicy wywołano Piotr Zielińskiego, to warto się przy tej postaci na moment zatrzymać. Polscy dziennikarze prześcigają się w komplementowaniu tego gracza nawet po takich sobie meczach. W eliminacjach mistrzostw świata pomocnik Napoli miał cztery asysty i żadnego trafienia. W pierwszej połowie z Meksykiem znalazł się w bardzo dobrej okazji do strzelenia gola, ale nie przyłożył się i zmarnował szansę niechlujnym strzałem. - O wiele więcej bym się spodziewał po Piotrku Zielińskim, który ma różne mecze. Potrafi zagrać naprawdę bardzo dobrze, nie mówię, że zagrał jakoś słabo, ale oczekiwałbym podań otwierających drogę do bramki, którymi on dysponuje, 20- 30-metrowych po ziemi. Za mało tego wykorzystuje. W sytuacji, jaką miał, zawodnik tej klasy też powinien lepiej się zachować. Z takich sytuacji zdobywa się bramki i to była jedna z lepszych okazji w tym meczu. No, trzeba od niego wymagać trochę więcej - zgadza się Żurawski, któremu podobała się współpraca Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego w spotkaniu z Urugwajem. - Widać było błysk w ich grze, który polegał na tym, że oni wiedzieli, że muszą w tej sytuacji wziąć ciężar gry i kreowania akcji. Ci zawodnicy siebie szukali i to było widoczne. "Grosik" często schodził do środka, bo nie było tak, że oni cały czas grali bardzo szeroko i to było fajne. Brakowało ostatniego podania, kropki nad "i" - mówi. W tamtym starciu od pierwszej minuty w podstawowym składzie wystąpił Kamil Wilczek. - Miał to wyczucie napastnika, gdzie piłka zostanie podana. Umiał to zrobić, ale przy wykończeniu zabrakło pewności siebie, noga zadrżała. Mógł zmieścić piłkę, którą przeniósł nad poprzeczką. Ale sam po sobie wiem, że łatwo powiedzieć, kiedy siedzi się z boku. To są ułamki sekund na podjęcie decyzji, ułamek sekundy na odpowiednie ustawienie nogi i wybór strzału - chcę uderzyć dołem, górą. Też grałem w piłkę i wiem, że niekiedy te decyzje są po prostu błędne - podsumowuje strzelec 17 goli dla drużyny narodowej. Piotr Kwiatkowski