Gdy tuż po mistrzostwach świata w 2018 roku Łukasz Piszczek ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery, kibice naszej kadry z niepokojem spojrzeli na prawy bok defensywy. Piszczek, obrońca klasy światowej, przez lata gwarantował na tej pozycji wysoką jakość. I zastąpienie zawodnika, którego w przeszłości widział w Realu Madryt José Mourinho, wydawało się operacją typu mission impossible. Ale futbol nie znosi próżni. Już dwa lata po pożegnaniu się Piszczka z reprezentacją Jerzy Brzęczek ma nie tylko następcę 35-latka, ale wręcz komfort wyboru. O względy trenera walczą w tej chwili Bartosz Bereszyński oraz Tomasz Kędziora, a do drzwi kadry puka czekający na debiut 22-letni Robert Gumny. Prawy do lewego Zaraz po mundialu wydawało się, że naturalnym następcą Piszczka będzie Bartosz Bereszyński, który z powodzeniem występował w Serie A. Już podczas kadencji Brzęczka na swej pozycji zagrał przecież w Lidze Narodów przeciwko Włochom w Bolonii, Portugalii w Chorzowie i Włochom w Warszawie. Gdy jednak zaczęły się kłopoty zdrowotne Macieja Rybusa, selekcjoner przestawił 28-latka na lewą flankę. Tam testowany był już przez Adam Nawałkę, który sprawdzał go w meczach z Armenią i Czarnogórą. Postawa Bereszyńskiego musi Brzęczka satysfakcjonować, skoro piłkarz Sampdorii zagrał na lewej obronie już dziewięć razy. Jednocześnie w wywiadach poznaniak wielokrotnie sugerował, że nie jest to jego optymalne miejsce na murawie. Selekcjoner na takie sugestie wydaje się być jednak głuchy. Brzęczek: Mamy trzech prawych obrońców W tym samym czasie swoją rolę w kadrze wzmocnił Tomasz Kędziora. Wydawało się, że gra w lidze ukraińskiej może blokować jego reprezentacyjne ambicje, ale nic bardziej mylnego. Dynamo Kijów co prawda nie może przełamać supremacji Szachtara Donieck, ale chłopcy Mircei Lucescu awansowali do Ligi Mistrzów, gdzie Polak strzelił nawet gola Barcelonie (choć pechowo nieuznanego). Jeszcze istotniejsze jest to, że były defensor Lecha Poznań jest jak maszyna: w poprzednim sezonie zagrał łącznie 39 meczów, a w trwających rozgrywkach zgromadził już 16 spotkań, tylko dwukrotnie wchodząc z ławki. W eliminacjach Champions League i w fazie grupowej gra natomiast zawsze po 90 minut. To sprawiło, że w oczach Brzęczka Kędziora stał się pełnoprawnym prawym obrońcą kadry. Odkąd 49-latek jest trenerem drużyny narodowej, piłkarz na tej pozycji zanotował aż 17 spotkań. W teorii wydaje się więc, że dopóki na lewej stronie Rybus nie będzie zdrowy i nie zdobędzie zaufania Brzęczka, zastępować będzie go Bereszyński. A więc na prawym boku grać będzie Kędziora. - Mamy trzech prawych obrońców na tym zgrupowaniu. Cieszę się, że poziom tych zawodników jest wyrównany, o wszystkim zadecyduje ich dyspozycja w danym czasie. Dziś nie chcę więc mówić kto jest numerem 1. Każdy z nich wielokrotnie pokazał swoją jakość - tłumaczył na przedmeczowej konferencji prasowej Brzęczek. Najpierw Bundesliga, później kadra Być może szturmem do reprezentacji wkrótce wkroczy Robert Gumny, nadzieja polskiej piłki, który od września występuje w Bundeslidze. Piłkarz Augsburga do tej pory zagrał w Niemczech cztery mecze, w tym ostatni - przeciwko Herhcie Berlin - w podstawowym składzie. Polak zastąpił kontuzjowanego Raphaela Frambergera, ale nie wypadł najlepiej. - To nie był debiut marzeń - można było przeczytać w relacjach po przegranym 0-3 meczu z ekipą Krzysztofa Piątka. Ale w możliwości Gumnego nie wątpi nikt. Gdyby nie pechowe urazy, w Bundeslidze prawdopodobnie zadebiutowałby znacznie szybciej, bo już w styczniu 2018 roku Borussia Mönchengladbach chciała na niego wyłożyć aż 6,5 mln euro. Dziś Gumny goni stracony czas i kto wie czy nie dostanie szansy w towarzyskim meczu z Ukrainą. Ale lider reprezentacji do lat 21 nie ukrywa, że jego ambicje sięgają znacznie dalej. Na razie musi jednak poczekać, bo miejsce na prawej obronie wydaje się zabetonowane dla duetu Kędziora-Bereszyński. Sebastian Staszewski, Interia