"Pewne jest, że w towarzyskim spotkaniu z Ukrainą nie zagra Robert Lewandowski. Odbyłem w ostatnich dniach pozytywną rozmowę z Hansem-Dieterem Flickiem, trenerem Bayernu. I Robertowi przyda się chwila odpoczynku" - przyznał na poniedziałkowej konferencji prasowej Jerzy Brzęczek. Tym samym rozpoczął dyskusję nad tym, jak będzie wyglądał atak kadry w meczu z Ukrainą. Do dyspozycji Brzęczka pozostają dwaj nominalni napastnicy - Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Czy na murawie obaj znajdą się w tym samym czasie? A może któryś z nich zagra w duecie z Piotrem Zielińskim? I dlaczego trener kadry narodowej zdecydował się zaledwie na trzech snajperów? Snajperów trzech Od jakiegoś czasu Brzęczek uparcie powołuje na zgrupowania trzech napastników. Tak było przed obozem wrześniowym i październikowym. Wtedy na liście PZPN znalazło się trio: Lewandowski-Milik-Piątek, którego selekcjoner trzyma się sztywno do dziś. A przecież za kadencji Adama Nawałki tradycją było, że na kadrę zabierano czterech snajperów, bo dawało to możliwość dodatkowej selekcji. 49-latek wydaje się jednak być przekonany, że właśnie wspomniani piłkarze stworzą atak drużyny narodowej na przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Tak, jakby wszyscy mieli abonament na zdrowie i wysoką formę. A tego przecież nie mają. Brzęczek co prawda nie może skorzystać z usług Dawida Kownackiego z Fortuny Düsseldorf oraz Jarosława Niezgody z Portland Timbers, bo obaj leczą poważne kontuzje, ale do dyspozycji są choćby Kamil Wilczek i Adam Buksa. Pierwszy gra w silnym, duńskim FC København i w tym sezonie zdobył już sześć bramek. Tyle samo co radzący sobie świetnie w Major League Soccer Adam Buksa, którzy z powodzeniem reprezentuje New England Revolution.O ile brak Wilczka można wytłumaczyć jego wiekiem (ma 32 lata), albo brakiem zaufania trenera, o tyle brak Buksy po prostu dziwi. PZPN na początku tłumaczył, że to przez ograniczenia spowodowane postawą MLS, która nie chce puszczać do Europy piłkarzy, ale tę teorię obalił w rozmowie z Interią sam Buksa.Na konferencji Brzęczek niezbyt merytorycznie tłumaczył brak m.in. Buksy: "Nie zdecydowaliśmy się na powołanie, chociaż był w kręgu naszego zainteresowania. Taką decyzję podjęliśmy na dzień dzisiejszy. Nie zamykam jednak przed nimi drogi. Będziemy go brać pod uwagę przed kolejnym zgrupowaniem". Bez gry, bez formy Skoro więc Brzęczek zdecydował się postawić na ten tercet, to kto zagra przeciwko Ukrainie? Biorąc pod uwagę fakt, że Milik jest poza kadrą Napoli, a Piątek dopiero w sobotę zdobył pierwszą bramkę w sezonie, to wybór nie jest łatwy. Jeżeli jednak sparing w Chorzowie zacznie jeden snajper, to prawdopodobnie będzie to Piątek, który w przeciwieństwie do Milika gra cokolwiek. Z drugiej strony sytuacja tego drugiego jest dramatyczna i powołania do kadry są jego jedyną szansą na zanotowanie jakichkolwiek minut. A więc na pewno w środę wystąpią obaj. Być może obok siebie. Na początku swojej kadencji selekcjoner testował zresztą ten wariant. Na przykład w zremisowanym 1-1 meczu z Irlandią we Wrocławiu. Ostatnio zrobił to samo w zwycięskim spotkaniu z Finlandią w Gdańsku (5-1). Wydaje się, że to najbardziej oczywista decyzja, chociaż być może w pewnym fragmencie meczu za którymś z napastników zagra Piotr Zieliński. Nieobecny na ostatniej kadrze piłkarz wyzdrowiał po koronawirusie i wręcz pali się do gry. A więc również jego w duecie z Milikiem lub Piątkiem może wypróbować selekcjoner.- Na dzień dzisiejszy mamy trójkę wspaniałych snajperów. Tak więc na tę chwilę zakładamy, że na mistrzostwa pojedziemy z trójką piłkarzy - przyznał na konferencji Brzęczek, potwierdzając niejako, że choćby się waliło i paliło, to tercet Lewandowski, Milik, Piątek może być pewny biletów na turniej. Ale czy taka deklaracja na pół roku przed Euro to dobry pomysł? Przekonamy się niedługo. Sebastian Staszewski, Interia