Nie da się ukryć, że płyta stadionu, na której we wtorkowy wieczór pewni już awansu na mistrzostwa Europy "Biało-Czerwoni" walczyli o punkty ze Słowenią, nie licowała z rangą spotkania, a także areną - w założeniu najbardziej reprezentacyjną w kraju. Tylko wielki łut szczęścia sprawił, że żaden z naszych zawodników nie odniósł poważnej kontuzji. Aż trudno sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby borykający się z przepukliną pachwinową gwiazdor naszej kadry "Lewy" nabawił się urazu, który wyłączyłby go z gry na wiele miesięcy. Czy o tym ktoś pomyślał? - Każdy widział, jaka był murawa. Piasek na pewno nie pomagał, ale utrudniał. Trochę też się ślizgaliśmy. Szczęście, że nikt nie złapał poważnej kontuzji. Naprawdę mięśnie odczuwają to na drugi dzień, bo to jest inny ruch. Ciało nie jest przyzwyczajone do takiego boiska - irytował się kapitan naszej kadry. Teraz ważny głos w sprawie, choć dla paru osób bardzo nieprzyjemny, zabrał dziennikarz Mateusz Borek. Komentator Polsatu, który od wielu lat pracuje przy drużynie narodowej, ujawnia, że odbierał nieprzyjemne telefony, gdy starał się nagłaśniać problem. "Jak zwracałem kilka razy uwagę na jakość murawy i zagrożenie zdrowia zawodników, to wydzwaniał nocami właściciel firmy od trawy i kur*** przez telefon a stadion temat bagatelizował. Pojawił się premier i nagle nawet stadion widzi problem. Komedia. Inaczej. Tragikomedia" - wypalił na Twitterze sprawozdawca. AG