Wyspy Owcze i ich lotnisko Vagar znane są z bardzo trudnych warunków atmosferycznych. Polacy mieli problemy już podczas lotu na ten położony na wylocie na Atlantyk archipelag. Piłkarzom udało się wylądować o czasie, chociaż istniało ryzyko nawet przełożenia meczu z Wyspami Owczymi. Opóźniony został za to lot samolotu z polskimi kibicami. Komplikacje powoduje silny wiatr, który w piątek, gdy polska reprezentacja szykowała się do wylotu do Warszawy, osiągnął 55 węzłów. A już przy 30 węzłach start samolotu uznaje się za ryzykowny. Nie było więc mowy o wylocie. Polska uwięziona na Wyspach Owczych Polska kadra miała wylecieć z Wysp Owczych dzień po meczu z Farerami. Lot polskich piłkarzy był zaplanowany na godzinę 17.15 polskiego czasu. Z powodu szalejącego wiatru nie doszedł jednak do skutku. "Biało-Czerwoni" byli zmuszeni zostać na kolejną noc na Wyspach Owczych. Wylecieli dopiero w sobotę o 11.30 czasu polskiego, chociaż i to było niepewne. Poranne loty z Wysp Owczych do Kopenhagi i Billund w Danii zostały przełożone na wieczór, bo wiatr znów osiągał 30 węzłów. Jak podał red. Przemysław Langier w goal.pl, który też utknął na Wyspach Owczych, polska kadra w końcu odleciała, ale nie sama. Decyzją prezesa PZPN Cezarego Kuleszy, zabrała na pokład czarteru także 10 kibiców, którzy nie mieli jak się wydostać po meczu. Udało się jednak opuścić wietrzny i burzliwy archipelag, a godna pochwały jest postawa następnego rywala Polaków - Mołdawii. Jej reprezentacja zgodziła się pójść na rękę kadrze Michała Probierza i poprzesuwać godziny treningów. Ponieważ Polacy opuścili ostatecznie Wyspy Owcze, chociaż z opóźnieniem, nie ma żadnych informacji, by mecz z Mołdawią miał zostać przełożony. Spotkanie ma rozpocząć się w niedzielę o godzinie 20.45, a zatem pokryje się z wieczorami wyborczymi w kraju.