Selekcjoner wyjaśnił również, dlaczego Bartosz Bereszyński nie pojawił się już w II połowie na murawie. Jak się okazało, po zderzeniu z przeciwnikiem doznał urazu głowy. - Pytaliśmy go, czy da radę kontynuować grę, odpowiedział, że do przerwy tak, ale jego dyspozycja nie była odpowiednia, narzekał na ból głowy, twierdził, że kręci mu się w głowie, więc zdecydowaliśmy o zmianie - mówił Brzęczek. Gdy zapytaliśmy go, czy dostrzega jakieś pozytywne elementy po tym spotkaniu, odpowiedział: - To był nasz pierwszy mecz w systemie 1-4-3-1-2. Jeśli popatrzymy na to, co działo się w początkowych trzydziestu kilku minutach, to myślę, że było parę dobrych zachowań i dużo odbiorów piłki. Objęliśmy też prowadzenie. Poza tym, przy stanie 0-0, kiedy Rafał Kurzawa odebrał piłkę i zagrał ją prostopadle do Roberta Lewandowskiego, wychodziliśmy we dwóch na bramkarza, ale sędzia odgwizdał spalonego. To są takie niuanse, które czasami decydują o wyniku - wymieniał trener. Przyznał jednak, że kluczowy wpływ na przebieg meczu miały dwie bramki, które straciliśmy w pierwszej połowie, a w szczególności ta druga, tuż przed przerwą. - Przy takim długim podaniu nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zawodnik "wjeżdżał" na naszą bramkę. To był błąd, który spowodował również utratę pewności siebie. Pojawił się też moment załamania w zespole. Wtedy dokonaliśmy dwóch zmian, przeszliśmy na inny system gry - 1-4-4-2 - i znowu stworzyliśmy kilka sytuacji oraz strzeliliśmy bramkę kontaktową - powiedział Brzęczek. - Mamy świadomość z jakim przeciwnikiem graliśmy, ale te elementy, które są decydujące - myślę przede wszystkim o stratach piłki w środkowej strefie - spowodowały, że rywale mogli szybko kontratakować. I w konsekwencji - że wygrali. Remigiusz Półtorak ze Stadionu Śląskiego