- Możemy być zadowoleni, bo od początku kontrolowaliśmy przebieg meczu. Nie było ani momentu, by rywale nas zdominowali. Nie wiem, czy z akcji stworzyli jakąś sytuację. Na gorąco takiej nie pamiętam, a przecież oni musieli to spotkanie wygrać, by myśleć o awansie. Kontrolowaliśmy mecz od pierwszej do ostatniej minuty - analizował na gorąco Bartosz Bereszyński.Obrońca Sampdorii nie miał wątpliwości, co w tym momencie jest największą siłą reprezentacji Polski.- Obrona od początku była fundamentem naszego zespołu. W całych eliminacjach bramki straciliśmy tylko ze Słowenią, więc to bardzo dobry wynik. Brawa za to należą się nie tylko bramkarzowi i obrońcom, ale całemu zespołowi, bo defensywa zaczyna się od napastników. Trzeba to pielęgnować, ale też skupić się na kreowaniu sytuacji - podkreśla Bereszyński. 27-letni defensor po meczu miał wiele powodów do radości. Wrócił bowiem do podstawowego składu, do tego na swoją ulubioną pozycję - prawą obronę.- Tu czuję się swobodniej i cieszę się, że wróciłem. To jednak trener decyduje, gdzie będę grał - podkreśla Bereszyński.- Gdy przed meczem z Łotwą dowiedziałem się, że nie zagram, to trener dał mi do zrozumienia, że mam być gotowy na kolejne spotkanie. Oczywiście, że byłem zdenerwowany i zły, że nie gram, ale nie obrażałem się. To była taka piłkarska złość i chyba dobrze o mnie świadczy, że chciałem ją pozytywnie przenieść na drużynę. Pracowałem jeszcze mocniej i cieszę się, że dostałem szansę - dodaje.Bereszyński zapewnia, że reprezentanci Polski nie myślą jeszcze o ewentualnych rywalach na Euro 2020, o samym turnieju nie wspominając.- Teraz myślę o tym, by dobrze zjeść, wyspać się i wrócić do klubu. Cieszymy się z awansu, ale chcemy wygrać grupę, nie tracić bramek i wygrywać kolejne spotkania - zaznacza. Z Warszawy PJ