"Biało-Czerwoni" w poniedziałek w końcu zagrali nie tylko efektywnie, ale i efektownie. Zdecydowanie wygrali z zespołem, który po pierwszych spotkaniach wydawał się ich najgroźniejszym rywalem w grupie G. Polskim obrońcom udało się powstrzymać Erana Zahaviego, który po siedmiu bramkach w trzech pierwszych meczach wyrósł na kandydata numer jeden do korony króla strzelców eliminacji Euro 2020. - Cieszy, że nie straciliśmy gola. Bardzo pewnym punktem w bramce jest Fabiański, podobnie na środku obrony Bednarek z Glikiem. Defensywa robi bardzo solidne wrażenie. To zaczyna być mocny punkt naszej reprezentacji, nie tak łatwo nam strzelić gola - chwali obronę drużyny Jerzego Brzęczka Lato. Króla strzelców mistrzostw świata z 1974 r. cieszą również ofensywne akcje "Biało-Czerwonych". W spotkaniu z Macedonią polscy piłkarze oddali tylko jeden celny strzał, w poniedziałek cztery. Wszystkie zakończyły się golami. - Dwie bramki padły po zagraniach "z klepy", bez przyjęcia. Grosicki oddał strzał z powietrza, po długim przerzucie. Gdyby tę piłkę przyjął, nic by z tego nie było. Do tego doszedł fatalny błąd bramkarza izraelskiego przy czwartej bramce. Rzut karny? Na dziś Robert Lewandowski wykorzystuje 10 na 10. Trochę trzeba jeszcze popracować nad pomocą, by obsługiwać napastników podaniami. Kiedy Lewandowski się cofa albo schodzi na boki, któryś ze środkowych pomocników musi wejść w jego miejsce, by stworzyć zagrożenie - zwraca uwagę Lato, 100-krotny reprezentant Polski. Drużyna Brzęczka rozegrała zdecydowanie najlepszy mecz w eliminacjach do Euro 2020. Polakom udało się zatrzeć kiepskie wrażenie, jakie pozostawili po sobie w Macedonii Północnej. - Za moich czasów też zdarzały się nam słabsze mecze. Chwała więc naszym, że wygrali - podkreśla były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. - Bułgaria przegrała u siebie z Kosowem, Ukraina ledwo wymęczyła 1-0 z Luksemburgiem. Frajerów w Europie już nie ma, nie jest łatwo wygrać z żadnym przeciwnikiem. Tylko Rosja pokonała 9-0 San Marino, wszyscy inni się "mordują". Według Laty problemem reprezentacji prowadzonej przez Brzęczka są wahania formy. "Biało-Czerwoni" mają chwile, w których prezentują się nieźle, ale nie potrafią utrzymać poziomu. - My, Polacy, chcemy wszystkie mecze wygrywać. Ale są takie spotkania jak w Macedonii, gdy graliśmy słabo i nie mogliśmy wymienić dwóch, trzech podań. Gdyby puścić na jednym telewizorze mecz z Macedonią, a na drugim z Izraelem, można by pomyśleć o naszej kadrze, że to dwie różne drużyny. Nie może być takich przeskoków: supermecz, a za chwilę dziadostwo. Wahnięcia formy powinny być mniejsze - zaznacza były napastnik. Wygrana z Izraelem skierowała jednak Polaków na autostradę do mistrzostw Europy. Wystarczyły zaledwie cztery mecze, by "Biało-Czerwoni" wypracowali sobie pięć punktów przewagi nad drugim zespołem. A przecież do turnieju finałowego awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej z grup. Przewaga Polaków nad trzecimi Austriakami wynosi już sześć "oczek". - Dziennikarze byli sceptyczni, gdy Zbyszek Boniek powołał Brzęczka na selekcjonera. Zaczęli marudzić. Ale zawsze jest tak, że po dużej imprezie, jaką były MŚ w Rosji, i zmianie trenera, przychodzi duże rozprężenie. Np. Francja przegrała ostatnio z Turcją - uważa Lato. - Skład powoli będzie się cementował. Mamy jednak taką grupę, że sztuką byłoby z niej nie wyjść. Celem powinna być stabilizacja formy. Trener znowu dostał trochę czasu, by wszystko przemyśleć i przygotować drużynę do bardzo ważnego meczu ze Słowenią. Damian Gołąb