1. Umiemy w pressing. Oczywiście, że tak grająca Finlandia jest może nieodpowiednim punktem odniesienia, ale jednak Polacy fragmentami pokazali, że potrafią przycisnąć rywala. I okazało się, że ze słabym przeciwnikiem wcale nie trzeba męczyć się w ataku pozycyjnym, tylko wystarczy zabrać mu piłkę w odpowiednim momencie. Jak w meczu Holandia - Polska, tylko tym razem karty rozdawali piłkarze Jerzego Brzęczka. 2. Młodzież bez kompleksów, czyli w akcji Michał Karbownik i przede wszystkim Jakub Moder. Nie minęło 10 minut, a 21-letni debiutant miał na koncie już sztuczkę techniczną, przeprowadzony rajd i uderzenie z dystansu. Dziś młodzież już nie pyta, czy może dotknąć piłkę, tylko chce wykorzystywać każdą minutę w reprezentacji. Inna sprawa, że pożyczenie przez Modera numeru "9" od Roberta Lewandowskiego zobowiązuje, ale też pokazuje, że młodzież wyzwań się nie boi. 3. Problemy w klubie bez wpływu na kadrę. "Nie grasz w klubie, nie masz czego szukać w reprezentacji" - taką zasadę wyznaje część selekcjonerów i ekspertów. Kłam temu twierdzeniu w meczu z Finlandią dało kilku zawodników. Kamil Grosicki w West Bromwich Albion nie zagrał jeszcze ani minuty, a z Finlandią zdobył trzy bramki. Arkadiusz Milik przez Napoli w ogóle nie został zgłoszony do rozgrywek, a w Gdańsku był jednym z lepszych zawodników i też strzelił gola. Krzysztof Piątek jest rezerwowym, musi wyszarpać każdą minutę w Hercie Berlin, ale w kadrze spisał się bardzo przyzwoicie i w końcu zdobył bramkę. 4. Eksperymenty czasem kończą się wybuchem. W tej sytuacji tak nie było, ale żółte światło alarmowe zostało zapalone. Jerzy Brzęczek w drugiej części ściągnął bardziej doświadczonych zawodników, a do defensywy rzucił debiutujących Pawła Bochniewicza i Alana Czewińskiego, a także powołanego w ostatniej chwili Rafała Pietrzaka. Do tego w bramce stał kolejny debiutant - Bartłomiej Drągowski. Brak doświadczenia i zgrania momentami było widać aż nadto, na szczęście skończyło się tylko jedną straconą bramką. 5. Takie mecze kibiców nie kręcą, choć okazuje się, że może powinny. Gdańsk długo czekał na przyjazd reprezentacji, a gdy w końcu ekipa Jerzego Brzęczka zjawiła się nad morzem, to nie udało się wypełnić nawet 25 proc. pojemności stadionu (tylu widzów mogło wejść na obiekt). Oczywiście, że był to mecz towarzyski, rywalem Finlandia, a do tego na boisku nie było Roberta Lewandowskiego, ale jednak można było mieć nadzieję na wyższą frekwencję niż na meczu ligowym. Piotr Jawor