Przez większość spotkania rozgrywaliśmy atak pozycyjny. Nie jest to nasza mocna strona, ale akcje prowadzone skrzydłami i dośrodkowania przyniosły oczekiwany wynik. Mądrze przerzucaliśmy piłkę z jednej strony na drugą, były strzały z dystansu. Najrzadziej próbowaliśmy przebić się środkiem, ale nic w tym dziwnego - tam było najciaśniej i nie mamy zbyt wielu zawodników, którzy mają na to pomysł. Z drugiej strony liczyłem, że może w którymś momencie w drugiej połowie, gdy wynik był już bezpieczny, selekcjoner wprowadzi do środka Sebastiana Szymańskiego - nie zamiast Piotra Zielińskiego, ale do pary z nim. To dwaj zawodnicy, którzy mają największy zmysł kombinacyjny. Zawodnikiem meczu był dla mnie Nicola Zalewski, który najbardziej dokuczał rywalom, rozrywał ich szyki atakami lewym skrzydle. Jestem też zbudowany postawą Jakuba Piotrowskiego, który wnosi do drużyny ważną broń - strzał z dystansu. Niewiele dowiedzieliśmy się w tym meczu o formie naszych obrońców. Po pierwsze dlatego, że rywal był mało wymagający, ale także dlatego, że często, gdy estoński piłkarz zbliżał się do linii środkowej boiska, to piłkę odbierał mu zawodnik grający w linii pomocy - Ślisz, Frankowski czy Piotrowski. To bardzo dobry znak, bo nawet w meczach z tak słabymi rywalami nie możemy tracić determinacji i koncentracji. Tak, jak przy straconym golu przysnął Jan Bednarek. Przypomnę, że to ten zawodnik, który po nieszczęsnym meczu z Mołdawią w Kiszyniowie (2:3) opowiadał, że w przerwie niektórzy zawodnicy udali się myślami na wakacje... Wydaje się niestety, że jest on jednym z tych, którzy mają inklinacje, by wyruszać na takie mentalne wycieczki. Na tę sytuację (straconego gola) z wczorajszego spotkania najostrzej zareagował Wojciech Szczęsny. Najpierw wykrzyczał swoje żale, a po spotkaniu ostentacyjnie zszedł sam z boiska, gdy jego koledzy dziękowali kibicom za doping i wspólnie cieszyli się z efektownej wygranej. Myślę, że Wojtek trochę przesadził, bo w tamtym momencie powinien jednak być z drużyną, a nie demonstrować swoje niezadowolenie. Z drugiej strony, być może taka ostra reakcja będzie sygnałem ostrzegawczym dla Bednarka i pozostałych defensorów. W meczu z Walią bowiem rywal będzie miał z pewnością więcej okazji i każdy moment nieuwagi może nas drogo kosztować. Mówiąc językiem uczniowskim, mecz z Estonią była dla nas jak zapowiedziana dawno kartkówka z dość wąskiego zakresu materiału. Zdaliśmy ją na pięć minus. Wtorkowa rywalizacja z Walią, to egzamin z materiału z kilku ostatnich semestrów. Jego wynik będzie miał ogromny wpływ na to, czy otworzy nam się droga na studia, czy będziemy musieli zostać na dłużej w liceum i czekać kilka lat (do mundialu 2026) na kolejną okazję dostania się na piłkarski uniwersytet.