Zapis relacji na żywo z meczu Polska - Bośnia i Hercegowina - KLIKNIJ! Jerzy Brzęczek jeszcze przed kampanią listopadową pierwszy cel zrealizował: po triumfie nad Bośniakami prowadzeni przez niego "Biało-Czerwoni" już niemal zapewnili sobie utrzymanie w najwyższej Dywizji A Ligi Narodów. Brzęczek i jego załoga z tarczą wychodzą z perypetii związanych z koronawirusem, którego przechodził sam selekcjoner, ale też Bereszyński, Szymański i w trakcie jest Maciej Rybus. Przy użyciu tej tarczy i piłkarskiego oręża powalczą o wygranie grupy by organizować turniej finałowy w Polsce. Nasz zespół objął przodownictwo w grupie 1 Dywizji A, po tym jak Włosi zremisowali 1-1 z Holandią. Tłum zwolenników "spalenia" selekcjonera na ofiarnym stosie rozpierzchł się niczym myszy na widok kocura. Kamil Grosicki idealną prostopadłą piłką znalazł przed bramką Karola Linettego, po którego strzale piłka trafiła pod nogi Kamila Jóźwiaka, a ten szykował się już do uderzenia lewą nogą, gdy jak spod ziemi wyrósł "Lewy" i wypalił do siatki! Pomyśleć, że zaledwie minutę wcześniej Robert stał z ostentacyjnie podniesionymi rękoma do góry, gdy na prawej flance, nieobstawionego (rzadkość!) nie dostrzegł go Linetty. Inna rzecz, że kapitan Polaków hat-tricka mógł mieć już po pół godzinie, jednak najpierw chybił jak nie on, na pustą bramkę z sześciu metrów, później, po dograniu Kamila Jóźwiaka opieczętował plecy obrońcy, a w 30. min postawił stempel na słupku. Początek nie zapowiadał, że w tym meczu boisko będzie wyścielone różami dla podopiecznych Jerzego Brzęczka. Prawy obrońca Bośni Branimir Ciepetić miał wolny korytarz, którym penetrował nasze pole karne i tylko słabemu strzałowi Miralema Pjanicia zawdzięczaliśmy zachowywanie czystego konta. Pierwszy klucz do zwycięstwa znaleźli Mateusz Klich z "Lewym". Pierwszy zagrał pięknie prostopadle, drugi uciekał na czystą pozycję, a Anel Ahmedhodżić ratował się zapaśniczym chwytem, wycenionym przez arbitra Craiga Pawsona z Anglii na wykluczenie. Grając w liczebnej przewadze spodziewaliśmy się całkowitej dominacji Polaków, przynajmniej w posiadaniu piłki, ale i z tym nie było kolorowo (zaledwie 56-44 proc. do przerwy). Tymczasem próby wysokiego pressingu nie wywierały najmniejszego wrażenia na rywalach. Jeśli w ataku pozycyjnym zmienialiśmy stronę natarcia, to czyniliśmy to zbyt ślamazarnie. Brakowało przygotowania ofensywy, niesieni dopingiem "Biało-Czerwoni" chcieli się przedostać pod bramkę Ibrahima Szehicia w te pędy! Aż do momentu, w którym klucz do bośniackiego zamka znalazł "TurboGrosik" pięknym zagraniem do Linettego.