Poprawa? Nic nie było widać Jak się okazało, wyraźna porażka w piątek ze Słowenią (0-2) nie była przypadkowa. W Lublanie Polacy nie podjęli walki i wyraźnie odstawali od rywali. W Warszawie miało być lepiej, tak jak dotychczas po wcześniejszych porażkach w poprzednich eliminacjach (z Danią przed dwoma laty i z Niemcami w 2015 roku). Ale mimo zmian w składzie, mimo odstawienia Krzysztofa Piątka będącego wyraźnie bez formy, przełamanie nie nastąpiło. I selekcjoner Brzęczek, i jego zawodnicy zapowiadali, że pozwolą zapomnieć kibicom o wpadce ze Słowenią, tymczasem to Austriacy byli lepsi i mieli zdecydowanie więcej szans, aby przechylić szalę na swoją korzyść. Dobrze, że Łukasz Fabiański spisał się bez zarzutu. Wynik dużo lepszy niż gra Najbardziej niepokojące w grze polskiej reprezentacji, że w meczu ze średniakiem, jakim niewątpliwie jest Austria, dała się zepchnąć do obrony i narzucić rywalom własny styl gry. Na swoim stadionie i w bardzo ważnym meczu. Problem polega na tym, że nie widać w grze drużyny żadnego postępu, a jak Lewandowski ma słabszy dzień, a Piątek w ogóle wypada z gry, to całość wygląda bardzo mizernie. Na wiosnę dobre wyniki i komplet punktów przykryły te niedostatki. Dzisiaj gramy brzydko i zdobywamy coraz mniej punktów. Selekcjonerowi skończyło się alibi. Ciągle trudno będzie nie awansować na Euro, ale z taką grą nie ma czego szukać na wielkiej imprezie. Największy plus - znowu bez gola Nie straciliśmy gola już w piątym meczu tych kwalifikacji. To najlepsza informacja po spotkaniu z Austrią. Trudno nie widzieć w tym udziału Kamila Glika. Obrońca Monaco wrócił do pierwszego składu i znowu dyrygował obroną. To nie znaczy, że wszystkie interwencje naszej defensywy były pewne, ale nie ma też wątpliwości, że Jan Bednarek czuje się znacznie lepiej przy doświadczonym koledze. Remigiusz Półtorak