Po meczu na Stadionie Narodowym zapytaliśmy Glika o uraz. Czy nie było możliwości, żeby jednak zagrał w piątek ze Słoweńcami w Lublanie? - Znam swój organizm i wiem, że u mnie próg bólu jest nieco inny, niż u innych zawodników. Mam tylko nadzieję, że ten problem z mięśniem nie będzie się odzywał, tym bardziej, że mam diagnozę, że jeden z tych mięśni czworogłowych jest zerwany. Mogę to jednak nadrobić pracą trzech pozostałych. Tak, żeby podtrzymywały ten zerwany. W meczu z Austrią byłem zaskoczony, jak dobrze mi się grało, jak dobrze się czułem. Ta przerwa kilku dni dobrze mi zrobiła, bo przecież przed nami dziesięć miesięcy grania i wiele ważnych spotkań - zaznacza. Urazy mięśniowego Glik nabawił się wcześniej. - To uraz, który przytrafił mi się w końcówce okresu przygotowawczego, kiedy graliśmy kontrolne spotkanie z FC Porto. Później borykałem się z tym przez trzy kolejki. Z Austrią też miałem obawy, jak będzie. W trakcie gry byłem jednak zaskoczony, jak organizm zareagował, bo żadnego bólu nie odczuwałem. Cieszę się, że tak jest, bo z optymizmem pozwala mi to patrzeć na sezon. Gdyby był to marzec czy kwiecień, to pewnie w tym piątkowym meczu bym zagrał. Natomiast teraz mamy przed sobą praktycznie cały sezon grania, bo wszystko się tak naprawdę rozkręca. Więc po co ryzykować, skoro mamy teraz taki sprint i mecze w kadrze co miesiąc. Nie było sensu ryzykować jakimś pogłębieniem kontuzji - tłumaczy. Glik w poniedziałek miał sporo pracy w tyłach. Skąd się brała taka przewaga rywala? - Można było oczekiwać, że tak będzie. Arnautović to przecież bardzo niebezpieczny napastnik. Do tego dochodził Sabitzer, który jest ruchliwy, gra między liniami, tak, że rzeczywiście były momenty, że zepchnęli nas dość mocno do tyłu, ale to też stwarzało nam sytuację do dobrych kontr i szkoda, że brakło trochę zimnej krwi, żeby je wykończyć. No ale nic, jak nie dzisiaj, to może za miesiąc, bo mamy dwa ważne mecze i być może wtedy też zamkniemy temat awansu - podkreśla. Sam miał dwie dobre okazje po strzałach głową. - Pierwsza była lepsza. Byłem bardziej sam. Przy drugiej z kolei wygrałem pojedynek, ale bramkarz obronił. Więc kuriozalnie, przy tej pierwszej miałem lepszą sytuację, ale z kolei przy tej drugiej lepiej złożyłem się do strzału. Kamil Grosicki dobrze te piłki dogrywał. Mam nadzieję, że podobnie będzie dośrodkowywał w kolejnych grach, a ja sam oprócz tego trafienia z Łotwą jeszcze coś w tych eliminacjach dorzucę - mówi. Jak doświadczony reprezentant ocenia sytuację w naszej grupie G eliminacji Euro 2020? - Wszystko zależy od nas. Słowenia po wygranej zbliżyła się do nas, ale trzeba pamiętać, że za miesiąc grają między sobą. Będzie się to wszystko miksowało, a jedni czy drudzy te punkty muszą zgubić, bo dwie drużyny wygrać nie mogą. Jak my wygramy z Łotwą i Macedonią Północną, to jest szansa, że matematycznie będziemy w finałach mistrzostw Europy. Tak, że wszystko zależy od nas. Trzeba wygrać te dwa najbliższe spotkania eliminacyjne i tyle - podkreśla Kamil Glik. Michał Białoński, Michał Zichlarz, Warszawa El. Euro 2020: sprawdź sytuację w "polskiej" grupie!