Tuż przed meczem z Polską Czesi przyznawali wprost - są świadomi, że to goście przystąpią do pojedynku w roli faworytów, ale wcale nie składają broni i będą walczyć o jak najlepszy dla siebie rezultat. "Chcemy się skupić na tym, jak my będziemy grać, jaką my strategię obierzemy. Gramy jako gospodarze, postaramy się dać z siebie wszystko" - deklarował kapitan reprezentacji Czech, Tomáš Souček. I to im się udało. Błyskawicznie objęli prowadzenie 2:0, co było zaskoczeniem właściwie dla wszystkich - dla kibiców, dla piłkarzy obu drużyn, a także dla selekcjonerów. "Strategia się sprawdziła. Nie spodziewaliśmy się, że zdobędziemy tak szybko bramki. Ale gracze się wykazali, muszę ich pochwalić za sukces, za wynik, za podejście do gry. Pochwały należą się też naszym fanom. Atmosfera była wspaniała" - przyznał trener Jaroslav Šilhavý na pomeczowej konferencji prasowej. Z kolei Fernando Santos uderzał, co zrozumiałe, w inne tony. Za porażkę wziął winę na siebie. "Nic nie poszło zgodnie z naszą myślą. Biorę jednak pełną odpowiedzialność. To były moje wybory" - deklarował. Tak czy inaczej to wcale nie jemu dostało się najbardziej od rozczarowanych kibiców, którzy w piątkowy wieczór zasiedli na Fortuna Arenie w Pradze. Co się działo w przerwie w szatni Polaków? Robert Lewandowski ujawnia reakcję Fernando Santosa Fani spodziewali się więcej po reprezentacji Polski i Robercie Lewandowskim. "Zacznijcie grać" Szybko okazało się, że Polacy mają sporą przewagę. Tyle, że wyłącznie na trybunach. Na praskim stadionie zasiadło tysiące fanów w biało-czerwonych barwach, którzy zaangażowaniem w doping znacznie przewyższali Czechów. Zaakcentowali to popularną przyśpiewką. Zaraz po rozpoczęciu meczu krzyknęli głośno: "Polacy, gramy u siebie". Ale za moment ich emocje zostały ostudzone zimnym prysznicem zafundowanym przez piłkarzy. Mimo wszystko fani nie poddawali się. "Tylko zwycięstwo", "Polacy, jesteśmy z wami", "My chcemy gola" - przypominali raz po raz. Ostatecznie ich nadzieje zostały brutalnie zawiedzione. Reprezentacja Polski uległa czeskiej kadrze 1:3, a jednego z winnych przegranej kibice upatrywali w osobie Roberta Lewandowskiego. W jego kierunku puszczali różne uwagi. Wybuch złości nastąpił po jednej z nieudanych akcji, po której kapitan drużyny starał się poinstruować kolegów. "Lewy, przestań gwiazdorzyć", "Lewandowski, zrób coś", "Weź się za grę", "Do roboty, a nie dyskutować" - krzyczeli z trybun fani. Lewandowski, rzecz jasna, nie jest jedynym "autorem" przegranej. Ale to po nim - jako kapitanie i najmocniejszym ogniwie - spodziewano się najwięcej. Podkreślali to m.in. czescy dziennikarze, którzy na konferencji prasowej dopytywali trenera reprezentacji Czech o "Lewego" i jego daleką od wymarzonej dyspozycję. Szkoleniowiec zręcznie unikał odpowiedzi. Zasugerował jedynie, że zneutralizowanie potencjału strzeleckiego napastnika było jednym z elementów taktyki. "Podjęliśmy dziś ryzyko. Zdecydowaliśmy się na pewna strategię. Ona się sprawdziła. To wpłynęło bardzo pozytywnie na poczucie własnej wartości zwłaszcza młodych graczy [na zgrupowaniu reprezentacji Czech pojawiło się 6 młodych debiutantów - przyp. red.]. Zaobserwowali, że udaje się to, co sobie zaplanowaliśmy" - cieszył się. Z Pragi - Katarzyna Pociecha Wojciech Szczęsny "wypalił" tuż po meczu. Rozbrajające słowa. Był szczery do bólu