Od początku było widać, że w miejscu raczej nie usiedzi. Nim polska piłka na dobre przekonała się o jego snajperskim instynkcie, Frankowski rok spędził w Japonii i pięć lat we Francji, z czego trzy w Strasburgu. Wtedy jednak nie spodziewał się, że kiedyś wróci do tego miasta, jednak już nie w krótkich spodenkach, ale w garniturze... W reprezentacji Polski zagrał 22 razy i zdobył 10 goli, w tym w meczu przeciwko Anglii, gdy w 2005 r. uciszył słynne Old Trafford w Manchesterze (bramka na 1-1, ale Polacy ostatecznie przegrali 1-2). Nie wystąpił jednak w żadnym wielkim turnieju. Z kolei w polskiej Ekstraklasie zaliczył 302 spotkania, zdobył 169 bramek, a z Wisłą Kraków sięgnął po pięć mistrzostw Polski. To właśnie z ekipą z Reymonta świętował kapitalne chwile w międzynarodowej piłce, ale jeszcze szerzej drzwi do Europy otworzyli mu w Białymstoku. W Jagiellonii, której jest wychowankiem, spędził blisko pięć ostatnich lat kariery. Sukcesów świętował tam znacznie mniej, ale jeden dał mu jasno do zrozumienia, co powinien robić po zakończeniu kariery. A chodziło o wynik pewnego plebiscytu. - Panowie z PiS na pewno mają większe doświadczenie polityczne, ale nie wiem, czy tego akurat dziś najbardziej wyborcy szukają. Za mną przemawia co innego - coś już w realnym życiu, nie w polityce, osiągnąłem. Poza tym mam zapał, młodość, chęć do pracy i znajomość czterech języków, w tym biegle francuskiego - dodał. I tym razem "Łowca bramek" także trafił w "10". Podczas głosowanie w maju 2019 r. otrzymał 125 845 głosów i było już pewne, że wróci do Strasburga, ale jako poseł do Parlamentu Europejskiego. Frankowski szybko jednak przekonał się, że rywalizacja na scenie politycznej będzie zdecydowanie bardziej brutalna niż starcia z najostrzej grającymi obrońcami w Ekstraklasie. Przez politycznych oponentów traktowany był gorzej niż przez wrogich kibiców, a walka na scenie politycznej często nie miała nawet namiastki sportowego fair play. - Polityka dzieli ludzi mocniej niż piłka nożna, gdzie przecież są dwie rywalizujące ze sobą strony. Na internetowych forach jest jeszcze gorzej niż na stadionach - przyznał Frankowski w rozmowie z "Polityką". Były reprezentant Polski po zakończeniu kariery nie zamknął się jednak tylko w świecie polityki. Podczas Euro 2012 pomagał w reprezentacji selekcjonerowi Franciszkowi Smudzie, sam też prowadzi akademię piłkarską, część pieniędzy ulokował również nieruchomościach. Inni sportowcy w polskiej polityce Tomasz Frankowski to tylko jeden z ludzi ze świata sportu, którzy po karierze zdecydowali się na politykę. W ostatnich wyborach parlamentarnych do Sejmu dostali się m.in.: Paweł Papke i Małgorzata Niemczyk (siatkówka), Apoloniusz Tajner (skoki narciarskie), Artur Siemaszko (piłka nożna), Jagna Marczułajtis-Walczak (snowboard), Robert Wardzała (żużel). Znane nazwisko i sukcesy sportowe nie gwarantują jednak mandatu. Najdobitniej przekonał się o tym Jan Tomaszewski, który w Łodzi nie otrzymał mandatu do senatu. Z kolei do sejmu nie dostali się m.in. Jakub Kot (skoki narciarskie) Daria Michalak (piłka ręczna), Danuta Dmowska - Andrzejuk (szadzistka), Natalia Czerwonka (łyżwiarstwo szybkie), a także Maciej Zegan (boks), Dariusz Dziekanowski (piłka nożna), czy Tobiasz Musielak (żużel). Piotr Jawor