Michał Białoński, Interia: Pracowałeś z Fernando Santosem dwa razy - w FC Porto i AEK Ateny. Jakie ma pan zdanie o nim? Grzegorz Mielcarski, wicemistrz olimpijski z Barcelony: To bardzo dobry trener i uczciwy człowiek. Wystarczy prześledzić sobie jego karierę. Z nim nigdy nie wiązały się żadne kontrowersje. Jaki jest jako trener? - Bardzo wymagający, ma wielką charyzmę i bardzo silną osobowość. Gdy już się czegoś podejmuje, to na pewno nie dla pieniędzy. Nigdy tego nie robił. Ktoś może mu zarzucić zaawansowany wiek - 68 lat. Wystarczy jednak prześledzić jego karierę: on pracował w czołowych klubach Portugalii i Grecji. Był trenerem FC Porto, Benfiki Lizbona, Panathinaikosu, PAOK-u Saloniki, reprezentacji Grecji i Portugalii. Przez wiele lat jest cenioną postacią na rynku trenerskim. Niewielu trenerów może się pochwalić taką ciągłością pracy. Zwłaszcza w momencie, w którym podejmujesz się trenowania w mocnych, dobrze zarządzanych klubach, ze świetnymi piłkarzami, gdzie wyzwania i presja są ogromne. Faktycznie, tylko 21 lat temu miał ośmiomiesięczną przerwę, gdy w październiku 2002 r. odszedł z Panathinaikosu, zanim w lipcu 2003 r. objął Sporting Lizbona. - Można stwierdzić, że zrobił sobie dłuższe wakacje. Trudno się dziwić, każdy potrzebuje przerwy w tak pełnym stresów zawodzie. Poza tym każdy z trenerów chciałby mieć taką ciągłość pracy jak Fernando Santos, który od 30 lat cały czas ma zajęcie i nigdy nie był na zielonej trawce przez dłuższy okres. Bardzo rzadko był zwalniany, a przecież wiemy, jak trudny jest to zawód: człowiek znajduje się pod ciągłą presją. Praca w Grecji nie jest łatwa. Ludzie mają tam bardzo gorący temperament. Trzeba mieć grubą skórę, żeby to wytrzymać, a jednocześnie umieć sprostać wyzwaniom. Ja być może na jego miejscu dałbym sobie spokój, mając tyle lat na karku, a jemu się nadal chce pracować i to bardzo! Już po MŚ w Katarze, gdy żegnał się z Portugalią, powiedział, że i tak będzie trenerem, choć wtedy nie miał jeszcze oferty z reprezentacji Polski. Wbrew temu postanowił, że i tak będzie trenował klub albo reprezentację. Faktycznie, niewielu trenerów w jego wieku pała chęcią do pracy. - Gdyby nie choroba, do tak późnego wieku robiłby to pewnie Bobby Robson, który od kilkunastu lat nie żyje. Carlo Ancelotti ma swoje 63 lata i dalej mu się chce trenować, bo ma ogień do tej pracy. Ci ludzie nie robią tego dla pieniędzy. One nie stanowią magnesu dla tak utytułowanych trenerów Jak porozumiewaliście się w szatni AEK Ateny? Fernando Santos już wtedy opanował dobrze angielski? - To bardziej ja portugalski. Mieliśmy bardzo dobry kontakt, zresztą cały czas go mamy. Kontaktowaliśmy się nawet podczas ostatnich MŚ. Aż tak dobrze się znacie? - Piszemy do siebie SMS-y, stroną je inicjującą po meczach jestem na ogół ja, ale on mi odpisuje, a to znaczy, że mnie pamięta i szanuje. I chyba mnie trochę lubi, bo inaczej bym tego nie nazwał. PZPN nie proponował panu roli asystenta w sztabie Fernando Santosa? - Nie. O tym, że trener Santos obejmuje reprezentację Polski dowiedziałem się z mediów. Ja jestem pełen podziwu dla pracy Fernando Santosa. Jego odporności na krytykę. Przecież gdy nie wygrywał, to atakowany był non stop! Do tego dochodzą różne gierki menedżerów, które jeszcze bardziej utrudniają ten zawód. Widać też, że Portugalczyk dba o etykę zawodową. Nie wchodzi w awantury z dziennikarzami. W Portugalii krytykowano go za hermetyczność kadry, niechęć do wprowadzania młodzieży. Odpowiedział 23-letnimi Joao Feliksem, Dalotem i 21-letnim Goncalo Ramosem w wyjściowym składzie podczas boju o ćwierćfinał MŚ ze Szwajcarią. - On to wszystko wytrzymuje, bo ma strasznie silną osobowość. Gdy przyszedł do FC Porto, to od razu potrafił zarządzać szatnią. Nie czekał na cud. Fernando Santos przeszedł próbę czasu. To jest trener, ma którego była moda w jednym sezonie czy dwóch. Weźmy przykład Roberta Maaskanta, który wypłynął w Wiśle Kraków, a później na dobrą sprawę przepadł. Był w Arce Gdynia Zbigniew Smółka, z nadziejami, że jego kariera eksploduje, ale przepadł i już go nie ma w zawodowej piłce. Takich nazwisk są tysiące. Fernando Santos jako jeden z nielicznych się przebił i utrzymuje się na trenerskim topie, a przecież równie dobrze mógł zaliczyć klapę na którymś etapie i przyklejono by mu łatkę: "On jest słaby, nie nadaje się do niczego". Czy pod względem siły osobowości porównałby pan Fernando Santosa do Dana Petrescu, którego sprowadzał pan do Wisły Kraków? - Santos to trener o jeszcze silniejszej osobowości. Dan był bardzo uparty i zdeterminowany. Gdy poznałem Fernando Santosa, był już dojrzały, wyważonym człowiekiem. Surowym nauczycielem ale uczciwym w ocenie, u którego trzeba jednak zdawać egzaminy. To tak jak w szkole. Na ogół uczniowie nie lubią tych ostrych nauczycieli, ale po jakimś czasie dochodzą do wniosku, że oni są dobrzy i ich szanują. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia