Połowa lat 80. XX wieku. W Polsce kryzys, widać było także w branży odzieżowej. Reprezentacyjni piłkarze bez cienia żenady prezentowali się w mediach w trykotach kadry Szwecji (Ryszard Tarasiewicz), Turcji (Włodzimierz Smolarek) czy Interu Mediolan (Dariusz Dziekanowski). Ciekawe, czy w ramach rewanżu Tanju Colak przechadzał się z orłem na piersi, a "Kalle" Rummenigge z "czarną elką" na sercu? Polska była wtedy mocna w piłkę nożną. Awansowaliśmy właśnie na czwarte kolejne mistrzostwa świata, a w losowaniu meksykańskiego turnieju byliśmy rozstawieni jako obrońcy trzeciej pozycji z Hiszpanii. I świeżo towarzysko pokonaliśmy urzędujących mistrzów świata. Akurat rok 1985 nie był najlepszy dla biało-czerwonych. Eksperci z "Piłki Nożnej" klasyfikowali naszą reprezentację na 11. miejscu na starym kontynencie. Polskie zimowe przygotowania do mundialu trwały sześć (!) tygodni ciurkiem i zostały podzielone na trzy etapy: na początek biegi w śniegu po pas w Wiśle, potem Italia, na koniec skok przez ocean do Argentyny i Urugwaju. Po takim ładowaniu akumulatorów jaką wykonali w Wiśle, chciałoby się wszystkich piłkarzy zabrać w tournée. Było to jednak niemożliwe. Z dalszych przygotowań wykluczeni zostali i do Włoch nie pojechali: Janusz Jojko, Henryk Bolesta, Marek Biegun, Andrzej Rudy i Dariusz Wdowczyk. Włochy 12-tysięczne, położone 200 km na północ od Rzymu, kameralne Camerino przyjęło Polaków sympatycznie, - na każdy trening przychodziło po 300 miejscowych kibiców. Na najpoważniejszy sprawdzian z Pisą trzeba było jechać 250 km, ale nikt nie marudził, gdy na magnetowidzie oglądano ligowy mecz graczy spod Krzywej Wieży z Juventusem. Klubowy autokar Pisy, marki Mercedes, zrobił na naszych kadrowiczach ogromne wrażenie. Jadąc na mecz nasza ekipa widziała zalane pola i łąki. Dawno w Italii nie było tak mokrego stycznia. W najpoważniejszym sprawdzianie na ziemi włoskiej Polacy wygrali 2-0 z Pisą po bramkach Dziekanowskiego i Tarasiewicza. Po meczu odwiedzili cmentarz żołnierzy polskich w Loretto. W Italii już wszyscy stęsknieni byli za domami, ale wiedzieli że droga do Meksyku prowadzi przez Amerykę Południową. Polacy, oprócz dwóch meczów towarzyskich, mieli wziąć udział w turnieju Copa de Oro. W tych zawodach w Mar del Plata stawkę uzupełniały topowe argentyńskie drużyny klubowe - River Plate i Boca Juniors. Z dzisiejszej perspektywy szkoda, że właściwie nie ma meczów reprezentacyjno-klubowych. Do Polski musiał wrócić Ryszard Komornicki - sprawy rodzinne. Kontuzjowani Andrzej Pałasz i Marek Ostrowski dochodzili do zdrowia. Boca Juniors Ekipa po locie na trasie Piza - Rzym - Rio de Janeiro, nasza ekipa wylądowała w boskim Buenos Aires, skąd udała się do hotelu "Provincial", który pięć lat wcześniej gościł zespół "Queen". Argentyna przywitała Polaków wysoką temperaturą (26 stopni) i pełnią lata. A propos tej pory roku, w prasie Grzegorz Lato mówił, że: "meksykański klimat przeraża tylko słabych". Wiedział co mówił, dwa lata grał w tamtejszym Atlante. Dariusz Dziekanowski Najlepszy na boisku w zwycięskim meczu z włoskimi mistrzami świata i dobrą formę przeniósł na nowy rok. Strzelił zwycięską bramkę w meczu z Boca Juniors, mimo że pojawił się na boisku dopiero w 40. minucie spotkania. "Przegląd Sportowy" nie mógł się doczekać zdjęcia z La Platy, więc na okładkę dał "Dziekana" jak strzela Grekom w Zabrzu. River Plate River Plate było wtedy niesamowicie silną drużyną, mistrzem Argentyny i liderem rozgrywek, z 11-punktową przewagą nad resztą stawki. Przed meczem z Polską wygrało pięć ostatnich spotkań ligowych, pokonując między innymi Argentinos Juniors 5-4. Trener River Hector "Bambino" Veira potraktował mecz z Polakami bardzo poważnie, wystawiając najmocniejszy skład. Mecz, mimo jego towarzyskiego charakteru, w żadnym przypadku takiego nie przypominał. Zajrzyjmy do dziennika Antoniego Piechniczka publikowanego na łamach "Sportu": (...) Rozpoczęło się niezbyt pomyślnie dla naszego zespołu. W 37 minucie były internacjonał Norberto Alonso (na mundialu 1978 nosił numer "1" na koszulce - przyp. red.) zdecydował się na strzał z ok. 30 metrów i piłka ku naszemu zaskoczeniu znalazła drogę do siatki. Kazimierski przepuścił piłkę pod ręką. Całe szczęście, że to w sumie tylko sparing. Jacek powinien z tego wydarzenia wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość. Na wyrównującą bramkę przyszło nam czekać do 48. minuty, kiedy to Dziekanowski strzałem z rzutu wolnego zaskoczył bramkarza River. Po bramkach Francescolego i Dziekanowskiego (53. min z karnego) zrobiło się wkrótce 2-2 i rozpoczęły się prawdziwe emocje. Trzeciego gola dla naszych barw zdobył w 67. minucie Wójcicki, czwartego - pięć minut później - zdobył Buncol. Objęcie prowadzenia 4-2 było efektem bardzo dobrej gry polskiego zespołu. Absolutnie nic nie zapowiadało tego, że w ciągu zaledwie kilkunastu minut jakie pozostały do końca meczu, może przytrafić się nam coś złego. Tym bardziej, że piłkarze River Plate przegrywając 2-4 jakby uznali klasę rywala i pogodzili się z porażką. A jednak...". Potem zaczęły się dziać rzeczy, które liczący się dziennik "El Grafico" nazwał "hymnem na cześć futbolu" i "najlepszym spotkaniem jakie widziano w Argentynie w okresie 10 lat". A przecież osiem lat wcześniej "Albiceleste" zdobyli mistrzostwo świata. Cztery minuty po bramce Buncola arbiter usunął z boiska Kazimierza Przybysia. Po powrocie do kraju pytano obrońcę Widzewa o wykluczenie, a ten utrzymywał, że kartkę dostał...za niewinność. - Po starciu z Enzo Francescolim zostałem uderzony przez niego ręką w twarz. Rywal w teatralnym stylu przewrócił się, a mnie arbiter kazał zejść z boiska. Minutę później miejscowy sędzia Abel Gnecco wyrzucił z boiska Andrzeja Zgutczyńskiego i Jorge Borelliego. Agencje podawały, że były to decyzje co najmniej kontrowersyjne i wypaczyły wynik spotkania. Kluczowym piłkarzem przy odwróceniu losów spotkania, prócz urugwajskiego "Księcia" Enzo Francescolego, był debiutujący w River Ramon Centurion (przyszedł z Boca). Tuż po wejściu rozpoczął akcję bramkową na 4-3, rozegrał piłkę z Hectorem Enrique, ten odegrał do Francescolego, który lewą nogą uderzył w samo okienko bramki Wandzika. Chwilę później przy rzucie rożnym Centurion uprzedził polskiego bramkarza i głową zdobył bramkę na 4-4. Sędzia przedłużył mecz, aż do momentu gdy River zdobyło zwycięską bramkę, padła ona w 92. minucie po strzale Francescolego. Piłkę na pole karne z prawej strony wrzucał Alonso, Oscar Ruggeri dograł ją głową do stojącego na dziesiątym metrze, tyłem do bramki, Urugwajczyka. Enzo Francescoli przyjął piłkę na klatkę i popisał fenomenalną przewrotką. Uderzona z ogromną siłą futbolówka poszybowała wprost do polskiej bramki. Przewrotka to po hiszpańsku "chilena". Po tej bramce gracze River cieszyli się jakby zdobyli mistrzostwo świata. Leszka Szuty, polskiego fana River Plate, nie było jeszcze na świecie, ale słyszał o tym meczu bardzo wiele: - To spotkanie posiada legendarny status w Argentynie. Diego Simeone, zapytany na jednej z konferencji prasowych o bramkę Cristiano Ronaldo zdobytą przewrotką w meczu Realu z Juve, odparł: Widziałeś bramkę Francescolego z Polską? Obejrzyj, a potem porozmawiamy. W turnieju Copa de Oro zwyciężyli piłkarze River Plate, po wygranej 1-0 z Boca. Arbiter znowu pokazał ich rywalom dwie czerwone kartki. River Plate - Polska 5-4 (1-0) Bramki: Alonso 37, Francescoli 51, 83, 88, Centurion 87 - Dziekanowski 48, 55k, Wójcicki 67, Buncol 72 River Plate: Pumpido; Gordillo (Villazan 85), Borelli, Ruggeri, Montenegro; Enrique, Gallego, Alonso; Amuchastegui (Karabin 89), Francescoli, Alfaro (Centurion 77). Trener: H.Veira. Polska: Kazimierski; (Wandzik 46); Pawlak, Wójcicki, Przybyś, Matysik; Urban, Tarasiewicz, Buncol; Baran, Dziekanowski (Waleszczyk 85), Okoński (Zgutczyński 46). Trener: A.Piechniczek. Sędzia: A. Gnecco (Argentyna). Czerwone kartki: Borelli 77; Przybyś 76, Wójcicki 77. Maciej Słomiński, INTERIA