- Gra na dwóch napastników może być przez pewien czas w meczu korzystna dla Roberta Lewandowskiego, jednak jutro podejmiemy ostateczną decyzję - mówił dzień przed meczem z Walią Czesław Michniewicz. Ostatecznie selekcjoner przychylił się do prośby "Lewego", który wysyłał sygnały, że lepiej gra mu się w dwójce napastników. Jednak zamiast postawić na Arkadiusza Milika, zaskoczył posyłając w bój Karola Świderskiego. Karol Świderski w roli tarana Selekcjoner z pewnością liczył, że młody i zadziorny Świderski będzie pełnił funkcję "bufora" przed Lewandowskim. Piłkarza wchodzącego w pojedynki, biorącego na siebie fizyczną walkę z twardymi obrońcami rywala. I wreszcie absorbującego defensorów, by Lewandowski miał nieco więcej miejsca pod polem karnym przeciwnika. Początek meczu, zgodnie z przewidywaniami, przypominał bardziej "rąbankę", kopaninę, niż grę w piłkę nożną. W boiskowych chaosie "Lewego" można było zobaczyć jedynie, gdy wściekły doskoczył do rywala, a później interweniował u sędziego, gdy Walijczycy ostro potraktowali Piotra Zielińskiego. Kapitan polskiej kadry w pierwszym kwadransie miał tylko dwa kontakty z piłką. W 16. minucie dostał pierwsze podanie w okolice pola karnego, gdy Zalewski zgrał głową do niego długie podanie, ale w dryblingu stracił piłkę, a później sam sfaulował obrońcę. W kolejnych minutach sytuacja stawała się jednak bliższa temu na co liczył Michniewicz. Do Lewandowskiego zaczęły docierać podania bliżej pola karnego, zaś Świderski operował zdecydowanie bliżej środka boiska. W 22. minucie zerknąłem na mapę kontaktów z piłką obu napastników - "najgłębsze" dotknięcie piłki przez "Lewego" było bliżej bramki przeciwnika niż jakiekolwiek zagranie Świderskiego. 130 minut bez oddania strzału Lewandowski zaś nawet gdy sam bezpośrednio nie tworzył sytuacji, mocno absorbował obrońców rywali. Szansa Żurkowskiego, w której ostatecznie nie oddał strzału, także wzięła się z tego, że pomocnik Fiorentiny wbiegł w strefę, z której Lewandowski wyciągnął środkowego obrońcę. W 24. minucie "Lewy" oddał wreszcie strzał na bramkę rywala, uderzając głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Było to przerwanie serii aż 130 minut gry w kadrze bez uderzenia na bramkę rywala. To ponad dwie godziny ciągłej gry bez okazji strzeleckiej. Gdy temperatura meczu troszkę się uspokoiła, a Polacy zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce, Lewandowski zaczął operować bliżej lewej strony boiska, szukając wymian podań z Piotrem Zielińskim. Wreszcie, na koniec pierwszej połowy, otrzymał nokautujący cios łokciem w głowę, za co Norrington-Davies został ukarany żółtą kartką. Asysta "jak z Barcelony" do Świderskiego Pierwsze chwile drugiej połowy nie zwiastowały przełomu, ale wreszcie nadeszła 58. minuta. Bardzo dobrze grający w tym spotkaniu Kiwior zagrał do Lewandowskiego, który oderwał się od obrońców. Tyle wystarczyło, by wykorzystać metr swobody i z pierwszej piłki zagrać prostopadle w pole karne do Karola Świderskiego. Ten otworzył wynik spotkania. To było zagranie przypominające grę "Lewego" w Barcelonie - gdzie nie tylko wykorzystuje sytuacje, ale sam - nieraz widowiskowo - stwarza je swoim kolegom. Niespełna 10 minut później kapitan kadry mógł asystować ponownie - tym razem grając widowiskowe podanie zewnętrzną częścią stopy do wychodzącego na czystą pozycję Krzysztofa Piątka. Podanie było jednak zbyt mocne. Po zdobytej bramce Walijczycy ruszyli do ataku i cały polski zespół częściej opierał się na kontratakach. To wymuszało głębszą grę Lewandowskiego, a jego pojedynki z obrońcami często były toczone po wybijanych przez obrońców piłkach. "Lewy" głęboko i w bocznych strefach Ostatecznie Lewandowski znów - niemal przez całe spotkanie - nie miał piłki tam, gdzie jest najgroźniejszy, a więc w polu karnym przeciwnika. Napastnik harował po całym boisku, brał udział w rozgrywaniu i często wchodził w pojedynki biegowy na bokach boiska, ale jest pewnym niepokojącym sygnałem, że nawet Walijczykom udało się zepchnąć "Lewego" do bocznych stref boiska. A to z pewnością było planem trenera Roba Page - jeśli Lewandowski będzie operował bliżej głębi boiska i bocznych stref, nie będzie miał okazji do strzelenia gola. Akcja, po której Świderski zdobył jedyną bramkę, była bardziej wyjątkiem od reguły, niż powtarzającą się w tym meczu sytuacją. Z Cardiff Wojciech Górski