W niedzielę "Biało-czerwoni" zagrają towarzysko w Warszawie z Argentyną. Początek o 17. INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo z tego meczu Trzy lata temu, gdy rozpoczynały się mistrzostwa kontynentu w Austrii i Szwajcarii, był pan głębokim rezerwowym w reprezentacji. Holenderski selekcjoner Leo Beenhakkera ściągnął pana w trybie awaryjnym prosto z wakacji w Grecji. Łukasz Piszczek: - Tak było, ale na szczęście moja pozycja i notowania w kadrze są dużo lepsze. Trener Franciszek Smuda regularnie mnie powołuje i otrzymuję od niego szansę gry. Co więcej, od pana zaczyna ustalanie czteroosobowego składu obrony... - Może tak to wygląda z boku, ale przecież w defensywie potrzebni są czterej zawodnicy, nie tylko Łukasz Piszczek. Nie ma co się skupiać za bardzo na mojej osobie. Generalnie, jako cała drużyna musimy lepiej bronić. Do polsko-ukraińskiego Euro pozostało 12 miesięcy. A gdyby tak turniej zaczynał się jutro? - Mistrzostwa są za rok, do tego czasu chcemy poprawić wszystkie niedociągnięcia w naszej grze. Naprawdę ciężko mi ocenić, co ugralibyśmy, gdybyśmy już musieli zaczynać rywalizację w turnieju. W reprezentacji ciągle pojawiają się nowe nazwiska. Z Argentyną w linii obrony, oprócz pana, zagrają zapewne Grzegorz Wojtkowiak oraz Tomasz Jodłowiec i Jakub Wawrzyniak. W takim zestawieniu jeszcze nie występowaliście. - Wszystkie zmiany nie pomagają w zgraniu i nie ułatwiają pracy trenerowi Smudzie. Z powodu kontuzji wypadli Arkadiusz Głowacki i Sebastian Boenisch, dlatego wciąż musi dokonywać korekt. Podczas piątkowe gierki treningowej w Sulejówku nie strzegliście się poważnego błędu, po którym straciliście bramkę. - Zaczęło się od straty piłki w środku pola, potem moja pomyłka i w konsekwencji gol dla rywali. W oficjalnym meczu, przy pełnej koncentracji, taka sytuacja nie może się wydarzyć. Potrzebujemy czasu, żeby lepiej się zgrać. W niedzielę powinniśmy lepiej się zaprezentować, niż na treningach. Rajdów prawą stroną w pana wykonaniu też było jakby mniej niż ostatnio na treningach. - Dużo zależy od środkowych pomocników, którzy wybierają do kogo zagrać piłkę. W piątek akurat koledzy wybierali częściej inne rozwiązania. Mam nadzieję, że z Argentyną będę częściej "wykorzystywany". Ciągnie pana do przodu? Jeszcze parę lat temu, gdy zdobywał pan mistrzostwo Polski z Zagłębiem Lubin, występował pan w ataku. - Na szczęście mogę włączać się w akcje ofensywne, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że teraz przede wszystkim jestem od bronienia. Ale ta zmiana pozycji, z ataku na prawą pomoc i w końcu do obrony, wyszła mi na dobre. Wciąż jej się uczę, ale przychodząc przed rokiem do Borussii było mi o tyle łatwiej, że to był już ukształtowany zespół, do którego łatwiej było się wkomponować. W ogóle nie trenujecie stałych fragmentów gry. Rzuty rożne, wykonywane przez Adriana Mierzejewskiego, nie stanowiły żadnego zagrożenia. - O tym, jak mają wyglądać zajęcia, decyduje szkoleniowiec. Być może rozgrywanie rożnych i wolnych będziemy ćwiczyć w sobotę. Tak właśnie jest w Borussii Dortmund, dzień przed meczem pracujemy z Juergenem Kloppem nad stałymi fragmentami. Zostaje pan w lidze niemieckiej i Dortmundzie? - Tak, kontrakt obowiązuje mnie jeszcze przez dwa lata. Niczego nie będę zmieniał. W niedzielę mecz z dublerami z Argentyny, którzy przegrali kilka dni temu z Nigerią 1-4. Inny rezultat, niż zwycięstwo, będzie rozczarowaniem? - Zobaczymy, co przyniesie boisko, nie chcę niczego przesądzać. W Argentynie nie ma Messiego i paru innych świetnych piłkarzy, jednak to kraj, w których dobrych zawodników jest na pęczki. Z Nigerią w tym składzie zagrali pierwszy raz, stąd wysoka porażka. Zapowiada się interesujące spotkanie.