Premie dla piłkarzy reprezentacji za wywalczenie awansu do fazy pucharowej mistrzostw świata były tematem komentowanym równie szeroko, jak sam występ drużyny w Katarze. Sytuacja prezentowała się fatalnie od strony wizerunkowej i nic dziwnego, że trzeba było wyłonić w niej "kozła ofiarnego". Padło, jak zwykle, na trenera. Czesław Michniewicz został zwolniony nie ze względu na wynik, bo ten był zadowalający. Również nie ze względu na styl, który był fatalny, lecz skuteczny. To właśnie "afera premiowa" pogrążyła ówczesnego selekcjonera i na tym temat się zakończył. Nie ma jednak wątpliwości, że trener nie był jedynym winnym całego zamieszania. Do sprawy nie odniósł się ani premier, ani piłkarze, ludzie zaczęli o niej zapominać, aż tu nagle... przypomniał o niej Łukasz Skorupski. Do dziś najbardziej symboliczną wypowiedzią z wewnątrz na temat afery premiowej jest ta Grzegorza Krychowiaka, który nie został powołany na marcowe zgrupowanie. Pomocnik powiedział, iż szkoda, że umówione z premierem premie nie zostały wypłacone, ponieważ pieniądze mogłyby pójść na jakiś szczytny cel, a tak - nie pójdzie nic. Przypominają się również wypowiedzi wspomnianego Czesława Michniewicza, który zapewniał, że żadnych kłótni o premie nie było, a jedynie pięciominutowa rozmowa na jej temat. Słowa Łukasza Skorupskiego rzucają na to bardzo duży cień zwątpienia. Czytaj również: Były reprezentant otwarcie o intencjach Santosa. To była celowa zagrywka trenera? Cisza medialna - logiczne posunięcie Santosa, które ma swoją ciemną stronę Sprawę starano się zatuszować, ponieważ dotyczyła ona sięgnięcia po miliony złotych z publicznego budżetu na zasilenie kont piłkarzy milionerów w nagrodę za wyjście z grupy na mundialu. Przy obecnej inflacji i problemach finansowych Polaków trudno zrozumieć, jak do czegoś takiego mogło w ogóle dojść. Robert Lewandowski podobno próbował ostudzić apetyt na publiczne pieniądze swoich reprezentacyjnych kolegów, ale okazuje się, że ci i tak kłócili się o nie za kulisami mundialu. To oczywiste, że po słowach Łukasza Skorupskiego pytania dotyczące "afery premiowej" przed meczem z Czechami musiałyby paść. Sytuacja dla piłkarzy jest w tym momencie bardzo wygodna. Przyszedł trener z zewnątrz, którego afera z przeszłości nie dotyczy i może go w ogóle nie interesować. Portugalczyk chce skupić się wyłącznie na swojej obecnej pracy i trudno mieć o to do niego jakiekolwiek pretensje. Sprawę wziął na swoje barki, gdyż to za sprawą jego decyzji cisza medialna została ogłoszona i to właśnie on jest jedyną osobą, która w związku z tym wizerunkowo nie miała nic do stracenia. A wręcz przeciwnie - Santos pokazał silny charakter i bezkompromisowość, co zaimponowało wielu kibicom w Polsce. Piłkarze pod osłoną ciszy medialnej będą więc mogli uniknąć trudnych pytań, przynajmniej do meczu z Czechami. Taka sytuacja jest dla nich komfortowa, choć przypuszczać można, że wielu z nich wciąż ma duże wyrzuty sumienia w związku z tym, co stało się w trakcie mistrzostw świata. Reprezentanci Polski wciąż są zdolni do tego, aby wziąć sprawy w swoje ręce i jako drużyna rozliczyć się ze swoimi kibicami i rodakami z "afery premiowej". Wciąż nie jest za późno, aby przyznać się do popełnionych błędów i zapewnić, że wyciągnęło się z nich odpowiednie wnioski. Takie posunięcie byłoby o wiele lepsze i korzystniejsze niż nabranie wody w usta - szczególnie po słowach Skorupskiego, które rozpaliły ogień afery na nowo.