Edson Arantes do Nascimento w maju 1960 roku nie miał jeszcze 20 lat, a już był mistrzem świata. Trzy lata wcześniej debiutował w reprezentacji Brazylii, rok później pojechał na mundial do Szwecji, który zakończył się zwycięstwem "Canarinhos". Pele stał się gwiazdą światowego formatu. W całym turnieju strzelił sześć goli. Był najmłodszym mistrzem świata w historii. W kraju został bożyszczem. Na okrągło udzielał wywiadów, jego fotografie znalazły się na okładkach najbardziej prestiżowych magazynów. Jego sława rozprzestrzeniła się po całym świecie. Chciały go wielkie kluby europejskie Real Madryt, Juventus Turyn, Manchester United. Grał w Brazylii w FC Santos. Władze klubu nie chciały go puścić za żadne skarby. Wkrótce zresztą prezydent Brazylii Janio Quadros ogłosił, że "Pele jest skarbem narodowym". Nie mógł przejść do zagranicznego klubu. Najpierw mecz Legia - Wisła Jedyną okazją aby obejrzeć genialnego piłkarza na żywo były międzynarodowe tournée. FC Santos stał się niczym Harlem Globtrotters. Grał pokazówki. Najczęściej w Europie. W 1960 roku zawitał do Polski. 25 maja zagrali mecz z olimpijską reprezentacją "Biało-Czerwonych". W Polsce pojawili się kilka dni wcześniej. Gościli na meczu polskiej ligi Legia Warszawa - Wisła Kraków. Spotkanie oglądało 15 tys. widzów. Pele z kolegami zasiadł na trybunie honorowej Stadionu Wojska Polskiego. "Najważniejszym wydarzeniem tego spotkania była bezsprzecznie obecność na stadionie Legii najlepszego piłkarza globu, mistrza świata z 1958 roku, okrzykniętego 'królem futbolu' Pele" - to cytat z ówczesnego katowickiego "Sportu". Mecz zakończył się remisem 1-1.