Maciej Słomiński, Interia: Naczelne pytanie w ten dziwny czas: jak sobie radzisz z życiem w zamknięciu, na jakie skazała nas pandemia koronawirusa? Paweł Kryszałowicz, reprezentant Polski w latach 1999-2004: - W związku z wcześniejszą chorobą nowotworową jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Mój organizm był bardzo osłabiony, staram się mocno uważać i przestrzegać procedur. Nowotwór jelita grubego brzmi jak wyrok. - Dostałem tyle wyrazów wsparcia, że musiałem zmienić numer telefonu, nie mogłem się normalnie leczyć. Z jednej strony to miłe, z drugiej musiałem się skupić na czym innym. W erze złośliwości, wszechobecnego hejtu nie liczyłem, że otrzymam takie wsparcie. Solidarność kibiców i dawnych kolegów z boiska pomogła mi pokonać chorobę, trzeba to jasno powiedzieć. W twoim rodzinnym Słupsku zorganizowano mecz charytatywny, by zebrać pieniądze na twoje leczenie. - Organizacją zajęli się moi koledzy, ja miałem inne rzeczy na głowie. Grała kadra z mistrzostw świata z 2002 roku przeciw moim przyjaciołom z boiska z różnych klubów. Trener Jerzy Engel powołał Tomasza Iwana, czy pozostał konsekwentny i go pominął? - Tomek był oczywiście. Z perspektywy czasu łatwo oceniać wybory selekcjonera. Nie chcę nikogo urazić, ale zawodnicy powołani w ostatniej chwili na mistrzostwa byli w tamtej drużynie bardziej uzupełnieniem niż realnym wzmocnieniem. W kadrze nie zawodziłeś. - Śmieję się często z synem, że z 33 występów w reprezentacji miałem 32 dobre i jeden bardzo dobry (śmiech). To co była tą truskawką na torcie, cytując twego kolegę z kadry Engela? - Może mecz z USA na koreańskich mistrzostwach? Ciężko siebie oceniać, ale myślę, że nie zawiodłem na tym turnieju. Grałem dobrze, jednak tuż po mistrzostwach zostałem skasowany, przyszedł nowy trener... Mówimy o obecnym prezesie PZPN. - Nowy selekcjoner widział w moje miejsce kogoś innego, ale to jest normalna sprawa. Każdy trener ma swoją kadrę. Tak było i z Engelem, wyselekcjonował grupę i się jej trzymał. Niektórzy znaleźliby lepszych piłkarzy... Na przykład kogo? - Andrzej Juskowiak. Engel miał Olisadebe to nie potrzebował Andrzeja. A w lepszych klubach grał Juskowiak. To frazes, ale waszą siłą był kolektyw. - Grałem z chłopakami, którym bardzo mocno kibicowałem na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Jako nastolatek obgryzałem paznokcie, żeby im się powiodło. Kilka lat później byli moimi kolegami z boiska. Chłopak z małego klubu dostał się na poziom reprezentacyjny. Spełnienie marzeń. Jaka jest tajemnica niepowodzenia na koreańsko-japońskim mundialu? - Dziś nasza kadra jeździ na duże turnieje co dwa lata, wtedy nie było tej ciągłości. Nie byliśmy na tak dużej imprezie od 16 lat. W naszym pokoleniu po każdych nieudanych eliminacjach selekcjoner był zwalniany wraz z nim zawodnicy, których preferował. W 2002 roku dmuchanie balonika też nie pomogło, wszyscy byliśmy w euforii, że awansowaliśmy na mistrzostwa jako pierwsza drużyna z Europy. Po latach uważam, że nie byliśmy przygotowani mentalnie na tak duży turniej. Mieliśmy niezłych piłkarzy, ale czy stać nas było na medal, jak zapowiadano?