Artur Gac, Interia: Na usta ciśnie się podstawowe pytanie: Jak odebrał pan decyzję prezesa Zbigniewa Bońka o powierzeniu reprezentacji Polski Portugalczykowi Paulo Sousie? Antoni Piechniczek: - Mnie się wydaje, że ten wybór trwał tak długo i tak długo wahał się ze zwolnieniem Jerzego Brzęczka, bo powoli do tego dojrzewał. Przygotowywał grunt i przyznał, że parę wieczorów spędził na rozmowach z trenerem Sousą. Wydaje mi się, patrząc na ten krótki filmik, który został wyświetlony, że nowy trener prezentuje się doskonale. Sądzę, iż łatwo znajdzie wspólny język z piłkarzami, bo sam grał w wielką piłkę. Nie był najlepszym piłkarzem świata, tak jak Lewandowski, ale myślę, że był nie gorszym, a może i lepszym od wielu innych reprezentantów naszego kraju. Tak że podzielałbym ten wybór. Natomiast powiem panu, bo chyba najlepiej można ocenić ten stracony czas, czy też nie, analizując dzisiejszą konferencję. Otóż oglądaliśmy dwa oblicza Bońka. To znaczy? - W pierwszej części, dotyczącej Brzęczka, Boniek był bardzo spięty. Po prostu czuł, że trochę go skrzywdził, że może mógł to inaczej zrobić, może trochę wcześniej. Jednak w sumie też bronił Brzęczka, nie wylewał na niego żadnych żali, czy - przepraszam za określenie - pomyj. Wręcz przeciwnie, momentami trochę go bronił. Nie nazwał rzeczy po imieniu, że mecze przegrywa drużyna, bo tak to jest. Trener może mieć dobrą koncepcję, ale ci, którzy mają realizować jego program, po prostu zawodzą. Natomiast w drugiej części już był sobą. Był człowiekiem, który przybliżał dziennikarzom i telewidzom niuanse piłki. Zadawałem sobie pytanie, czy gdyby tak, jak rozmawiał z dziennikarzami, zdobywał się częściej na rozmowy z Brzęczkiem, to może by rozważył decyzję i Brzęczka przytrzymał. A przy opcji "polscy trenerzy" najczęściej wymienianym nazwiskiem był Adam Nawałka. I pośrednio Boniek dał do zrozumienia, że decyzja o zwolnieniu Nawałki została co najmniej lekko za szybko podjęta oraz że styl pracy Nawałki odpowiadał mu bardziej niż styl pracy Brzęczka. W pewnej chwili padło pytanie, na które prezes, mam wrażenie, odpowiedział dość wymijająco. Mianowicie czy ta decyzja nie powinna być podjęła wiele tygodni temu, dając nowemu selekcjonerowi więcej czasu na to, by z bliska obserwować kadrowiczów i pewne rzeczy już przygotowywać pod swoją pracę? W tej chwili do meczów o stawkę pozostały dwa miesiące. Innymi słowy uciekło sporo cennego czasu. - Ja nie martwiłbym się tak stratą czasu, ile faktem, że wydłużanie tej decyzji najbardziej dotknęło Brzęczka. Z tych trzech osób, bohaterów dzisiejszego dnia, czyli Brzęczka, Bońka i Sousy, najbardziej pokrzywdzony ze względu na termin podjęcia decyzji czuje się Brzęczek. I ja stanąłbym w jego obronie. Podobało mi się to, że Boniek podkreślił, że dalej jest zwolennikiem polskich trenerów. Ja zresztą też, ale czasy się zmieniły i rzeczywiście czasy, gdy polska piłka odnosiła sukcesy z rodzimymi trenerami, jest tak odległy, że dobrze się stało, że właściwie żadnego trenera z tamtych lat nie wspomniano. A chciałbym tylko przypomnieć, że Boniek grał u kilku polskich selekcjonerów, żeby wymienić pana Kazimierza Górskiego, Gmocha, mnie i Łazarka. W związku z tym też ma jakąś skalę porównawczą. Tyle że od tego czasu minęła cała epoka, więc wróćmy do czasów współczesnych. A nie brakuje panu tego, że w sztabie szkoleniowym Portugalczyka nie będzie polskiego trenera, który byłby w sposób naturalny budowany do roli następcy Sousy? - Niemniej będą ludzie "techniczni", typu masażyści, lekarze, kucharz i dyrektor. To jest rzecz normalna, a jeśli trener Sousa dojdzie do wniosku, że taki trener jest mu potrzebny, to po niego sięgnie. Przypomnę, że Beenhakker sięgnął po Dziekanowskiego, więc takie przypadki były i będą. To dobre pytanie, jednak już bardziej do Bońka. Brak doświadczenia w roli trenera drużyny narodowej w przypadku Sousy to słabość w CV Portugalczyka, czy paradoksalnie atut? - Nie chcę wracać do czasów, gdy ja byłem trenerem, ale mnie się wydaje, że jeśli ktoś jest dobrym warsztatowcem i "czuje" piłkę, to da sobie radę. Wie pan, jaka jest różnica między pracą trenera klubowego, a w reprezentacji? Przepraszam, bo żona siedzi obok i się obrazi, ale to taka różnica, jak między żoną a kochanką. Otóż w klubie ma pan cały czas prozę życia, codziennie się pan spotyka i planuje trening, a tu nagle sypnie śniegiem i jest problem z wejściem na boisko. I takich przykładów można mnożyć. Natomiast w reprezentacji jest zawsze krótkie spotkanie, nowy sprzęt, nowy fotel, nowy wyjazd i atrakcyjność, bo nie można się znudzić. W klubie ktoś panu powie: "trenerze, znowu ten sam trening" lub "ile można jeść to samo". Prezes podzielił się opinią, co go ujęło w osobie Sousy. Zwrócił uwagę na swobodę przechodzenia z jednego systemu gry na drugi oraz zwrócił uwagę na optykę trenera, który miał powiedzieć, że do potencjału ofensywnego naszej kadry trzeba dostosować obronę, tak aby go wytrzymała, czyli zbudowanie balansu. - To są sprawy czysto warsztatowe. Każdy trener, jeśli zada mu pan takie pytanie wybrnie i odpowie, że trzeba umieć grać różnymi systemami. Mało tego, niektórzy twierdzą, że trzeba umieć przejść z jednego systemu gry na drugi podczas jednego meczu. Inni stwierdzą, że inaczej gra się na mistrzostwach świata w rozgrywkach grupowych, a inaczej w fazie pucharowej, gdy przegrany odpada. To są takie niuanse, które są dla trenerów i piłkarzy, niemniej wszechstronny zawodnik, taki który potrafi grać na trzech czy czterech pozycjach, ma największą wartość. I takich piłkarzy trzeba mieć w drużynie kilku, o czym nie mówi się głośno, a jest to jedna z podstawowych rzeczy. W jednym z ostatnich zdań Boniek zaapelował, aby "wstrzymać się z szyderą". Jak pan to odbiera? Jest poczucie w prezesie, że dokonał wyboru, który nie jest idealny i będzie szeroko komentowany? - Ja odbieram to inaczej, w tym kryje się jedna rzecz. Gdy ja grałem w piłkę, to były trzy redakcje sportowe i na tym koniec. Dzisiaj każde medium ma grono ekspertów. Nie jednego dziennikarza, tylko grono, w którym wszyscy są takimi wyroczniami, że są mądrzejsi od prezesa i trenera. Dlatego mówił: zaczekajcie z tym, nie bądźcie takimi fachowcami. Bo jeśli jesteście takimi fachowcami, to rzućcie zawód dziennikarza, a stańcie się trenerami i będziecie zarabiali kilkanaście razy więcej. Rozmawiał Artur Gac