Kiedy Inter Mediolan odpadał z Ligi Mistrzów przeciwko Atletico Madryt, spojrzałem na to, kogo trener Simone Inzaghi wyznaczył do egzekwowania rzutów karnych. I chwyciłem się za głowę. Statystyki Alexisa Sancheza, Lautaro Martineza i Davy'ego Klaasena były absolutnie fatalne. Nic dziwnego, że cała trójka zmarnowała swoje "jedenastki", a Inter odpadł z walki o Champions League. Przed meczami barażowymi, wiedząc, że także mogą czekać nas "jedenastki", postanowiłem sprawdzić, jak wygląda sytuacja u "Biało-Czerwonych". Wnioski były optymistyczne. W teorii w kadrze Michała Probierza dało się wyodrębnić aż dziewięciu potencjalnych solidnych wykonawców rzutów karnych. Byli to: Robert Lewandowski, Karol Świderski, Krzysztof Piątek, Adam Buksa, Jakub Moder, Przemysław Frankowski, Piotr Zieliński, Kamil Grosicki i Nicola Zalewski. "Pewniakiem do strzelania jest Robert Lewandowski. Wybór pozostałej czwórki powinien być zależny od przebiegu meczu - formy, zmęczenia, pewności siebie" - analizowałem. Każdy ze wskazanych przeze mnie piłkarzy, który w momencie zakończenia spotkania był jeszcze na boisku, podszedł do "jedenastki" i ją wykorzystał. Jak wybierano strzelców karnych? Sytuacja, kto powinien strzelać karne, w pewien sposób wykrystalizowała się sama. Moder znalazł się poza kadrą meczową, Grosicki i Buksa nie weszli na boisko, a Świderski i Zieliński opuścili je przed końcem spotkania. Zostali więc Lewandowski, Piątek, Frankowski oraz Zalewski. Trzeba było więc dobrać do nich piątego strzelca. Wybór padł na Sebastiana Szymańskiego, a ten wytrzymał presję i pewnie wykorzystał "jedenastkę". Selekcjoner Probierz po meczu przyznał, że decyzja o tym, kto podejdzie do rzutów karnych została ustalona razem z piłkarzami. Trener rozmawiał z zawodnikami, a później ustalił kolejność strzelców. - Wspólnie ustalaliśmy, kto ma strzelać karne - powiedział dziennikarzom tuż po meczu Probierz, dopalając cygaro pod autobusem reprezentacji. Tak też się stało. Napastnik podszedł do rzutu karnego jako ostatni z Polaków i zamienił go na bramkę. Profesor Lewandowski dał sygnał kolegom Jako pierwszy z "Biało-Czerwonych", zgodnie z przewidywaniami, odpowiedzialność wziął na siebie Robert Lewandowski. I w pełni ją udźwignął, zachowując zimną krew i dając znakomity przykład kolegom z drużyny. Lewandowski uderzył w swoim stylu, jakby był to jeden z setek rzutów karnych przeciwko Mainz, czy Freiburgowi, którym namiętnie strzelał w Bundeslidze. Zwolnił przed podejściem do strzału, popatrzył, gdzie ruszy się bramkarz i uderzył w przeciwny narożnik. A przecież ten sposób wykonywania "jedenastek" jest piekielnie trudny. Lewandowski ma zaledwie jakąś część sekundy, by spojrzeć na bramkarza, ocenić w którą stronę się rzuci, przesłać sygnał z mózgu do nogi, a później jeszcze prawidłowo ułożyć stopę, by skierować piłkę w drugi róg. To coś, co wymaga nieprawdopodobnej koordynacji, widzenia przestrzennego i odporności psychicznej. Lewandowski, w wykonywaniu rzutów karnych, jest być może najlepszy na całym świecie. Przy tylu wykonanych "jedenastkach" podobnie wysokiego procentu skuteczności nie ma absolutnie nikt. Ogromna pewność strzałów. Imponująca odporność psychiczna Po Lewandowskim przyszła kolejna na - w teorii - najbardziej ryzykowną opcję. Sebastian Szymański wziął na siebie ogromną odpowiedzialność, choć dotychczas rzutów karnych praktycznie nie wykonywał. Raz podszedł do rzutu karnego w młodzieżowej reprezentacji, raz - w serii "jedenastek" jako piłkarz Spartaka Moskwa. 24-latek uderzył z całej siły w środek bramki. Danny Ward poszybował w bok. Drugi karny zaliczony bezbłędnie. Jako trzeci do "jedenastki" podszedł Przemysław Frankowski i uderzył fenomenalnie. Mocno, pod poprzeczkę, nie dając bramkarzowi żadnych złudzeń. Emanując pewnością siebie. Co to był za strzał! Niektórym mogła aż przypomnieć się "jedenastka" Grzegorza Krychowiaka, dająca awans do ćwierćfinału Euro 2016. Tym razem piłkarz, który regularnie wykonuje karne w Lens, pokazał kapitalną odporność psychiczną. Czwarty w kolei był Nicola Zalewski. Wyznaczenie tak młodego piłkarza mogło wydawać się sporym ryzykiem, ale Michał Probierz doskonale wiedział, co robi. Nie tak dawno Zalewski pewnie wykonanym rzutem karnym dał Romie awans do 1/8 finału Ligi Europy w serii przeciwko Feyenoordowi Rotterdam. Wcześniej bezbłędnie wykonywał "jedenastki" w Primaverze. Bramkarz Danny Ward wyczuł intencję strzelca, ale to nie miało żadnego znaczenia. Strzał Zalewskiego był tak mocny i precyzyjny, że piłka była poza jego zasięgiem. 22-latkowi za ten mecz należą się szczególne słowa uznania. Nie tylko pokazał, że w tak młodym wieku już jest znakomitym strzelcem "jedenastek", to jeszcze udźwignął wielką presję po 120 minutach mordęgi na pozycji wahadłowego. A w trakcie spotkania był polskim piłkarzem, na którego patrzyło się z największą przyjemnością. Jako jeden z nielicznych naprawdę potrafi dryblować. Piątek chciał strzelać ostatni. Dopełnił dzieła Aż wreszcie ten, który chciał strzelać jako ostatni. Krzysztof Piątek. Po Lewandowskim w strzelaniu rzutów karnych ma w naszej kadrze największe doświadczenie - wcześniej wykonał ich aż 30, strzelając z niezłą, 80% skutecznością. Przez długi czas Piątek "jedenastki" wykonywał z charakterystycznym naskokiem, trochę jak "Lewy", spoglądając w ostatniej chwili w kierunku bramkarza. Tym razem uderzył inaczej, prościej - mocno, prostym podbiciem, w narożnik bramki. I co najważniejsze - skutecznie. Po chwili Wojciech Szczęsny obronił "jedenastkę", a my mogliśmy świętować awans na Euro 2024. - Trenowaliśmy przed meczem karne i dobrze to wyglądało. Nie strzelałem "pod ladę", próbowałem uderzyć płasko, wiedziałem, gdzie bramkarz pójdzie - opowiadał po meczu Piątek. Karny Kuby Błaszczykowskiego. Jedyna zmarnowana polska "jedenastka" Co ciekawe, całej 148-letniej historii reprezentacji Walii, o losach tamtejszej reprezentacji rzuty karne decydowały dopiero po raz pierwszy. My mamy w tym elemencie większe doświadczenie. I zazwyczaj radziliśmy sobie znakomicie. W 1999 roku, podczas Pucharu Króla Tajlandii przeciwko Nowej Zelandii, "Biało-Czerwoni" wykonali bezbłędnie wszystkie "jedenastki". Później przyszły pasjonujące serie podczas Euro 2016 - przeciwko Szwajcarii i Portugalii. Wczoraj po raz trzeci z czterech serii w historii naszej kadry, byliśmy bezbłędni. Z 20 prób wykorzystaliśmy aż 19. Jedynym karnym, którego nie udało nam się zamienić na bramkę do dziś pozostaje strzał Jakuba Błaszczykowskiego, obroniony przez Ruia Patricio. Z Cardiff Wojciech Górski, Interia