Dyskutuj na forum o sprawie Obraniaka Zgadnijcie, o czym rozprawiali polscy kibice 19 czerwca 1982 roku? O tym, że po podpisaniu milionowego kontraktu z Juventusem Turyn Zbigniewowi Bońkowi nie chce się narażać drogocennych nóg dla reprezentacji Polski. W dwóch meczach mundialu w Hiszpanii - z Włochami i Kamerunem drużyna Antoniego Piechniczka nie zdobyła gola. W ogniu krytyki znalazł się jej lider mający zapewnioną świetlaną przyszłość, bez względu na wynik mistrzostw świata. Ważny w tym wszystkim był jeszcze kontekst. W Polsce trwał stan wojenny, tłumy rodaków przybyłych do Hiszpanii wnosiło na trybuny transparenty "Solidarności". Boniek z kolegami walczyli nie tylko o piłkarski sukces, mieli też wskrzesić ducha u milionów ludzi. Trzy dni po "kompromitującym" remisie z Kamerunem, kadra Piechniczka rozbiła Peru 5-1 i opowieści o leniwym Bońku można było odłożyć do lamusa. Po następnym spotkaniu z Belgią i historycznym hat-tricku gracz Juventusu przeistoczył się w bożyszcze tłumów. Do dziś trwają debaty, czy gdyby zagrał w półfinale z Włochami, drużyna narodowa nie osiągnęłaby jeszcze więcej. Lata lecą, argumenty się nie zmieniają. "Logika" i frustracje fanów są takie same, tyle że spotęgowane głębokim kryzysem w polskiej piłce. Dziś te same zarzuty, co wobec Bońka spadają na Roberta Lewandowskiego, winnego temu, że w niedawnym półfinale Champions League wbił cztery gole Realowi Madryt. To skandal, iż nie robi tego samego w każdym meczu reprezentacji Polski! Na Lewandowskiego można napadać bezpieczniej, gracz Juve miał w kadrze za partnerów czołowych piłkarzy Europy, napastnik Borussii na razie może jedynie śnić o awansie na mistrzostwa świata. Jeśli Boniek i Lewandowski wzbudzali w kibicach tyle kontrowersji, to co dopiero taki mały, piłkarski "żuczek" jak Ludovic Obraniak. Można było odnieść wrażenie, że pełni w kadrze klasyczną rolę chłopca do bicia. Kiedy wynik nie był zadowalający, można było w ciemno napaść na pomocnika Bordeaux. Choćby za to, że przez lata nie nauczył się języka. Dla mnie sprawa był o tyle delikatna, że dotyczyła kogoś urodzonego i wychowanego we Francji, kto - jak twierdzi - miał sentyment do kraju dziadka. Nie było powodu nie wierzyć, tak jak nie było podstaw, aby udowodnić mu, że jego sentyment jest czymś kompletnie pozbawionym sensu. Jeśli był nie dość dobrym graczem, można go było po prostu nie powoływać. Spotkanie z Ukrainą udowodniło jednak, że polscy piłkarze potrafią zawalić mecz także bez pomocy Obraniaka. Zagrał pół godziny wchodząc przy stanie 1-3. W ramach oswajania Ludovica z krajem przodków, zademonstrowano mu polskie piekiełko. Misja nie była banalna, bo przecież nawet nie mówi po polsku. Obraniak nie żegna się z kadrą w dobrym stylu. Podobno najpierw ogłosił to dziennikarzom, a dopiero potem selekcjonerowi, do którego ma żal. Najgłupsze wydają się konflikty, na których przegrywają obie zainteresowane strony. Obraniak odbiera sobie szansę rehabilitacji, to tak, jakby 31 lat temu Boniek powiedział "pas" po starciu z Kamerunem. Wrogowie pomocnika Bordeaux też nie mogą czuć się wygrani. Sukcesu kadry nie sposób zbudować na obrzydzaniu wszystkim kandydatom barw biało-czerwonych. To droga wybierana przez tych, którzy mają nadmiar złej krwi. No dobrze: Obraniak "odstrzelony", kto następny? Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj na blogu Darka