Reprezentacja Polski zawiodła w eliminacjach Euro 2024. W grupie, którą określono po losowaniu jako słabą, zajęliśmy dopiero trzecie miejsce, ustępując Albańczykom i Czechom. Jedyny dwumecz, jaki udało nam się wygrać, to był ten z Wyspami Owczymi, co raczej jest obowiązkiem, a nie sukcesem. Z Mołdawią, która uplasowała się w tabeli tuż za nami, zdobyliśmy tylko punkt, przegrywając na wyjeździe 2-3, mimo prowadzenia do przerwy 2-0. Eliminacje mistrzostw Europy kosztowały posadę Fernanda Santosa, który przecież z reprezentacją Portugalii został mistrzem Europy i wygrał Ligę Narodów. Zastąpił go Michał Probierz, który wcześniej prowadził kadrę do lat 21, a Cezarego Kuleszę, prezesa PZPN-u, zna jeszcze ze wspólnej pracy w Jagiellonii Białystok. Michałowi Probierzowi podobało się, że zaczęliśmy grać w piłkę Nowy selekcjoner na razie jeszcze nie przegrał z dorosłą reprezentacją, a w czwartek poprowadził ją do zwycięstwa w półfinale baraży z Estonią 5-1, który odbył się na PGE Narodowym w Warszawie. - Podobało mi się, że zaczęliśmy grać w piłkę. Nie tylko dośrodkowaniami, ale też potrafiliśmy płynnie zagrywać piłkę przez środek. Zdobyliśmy również jedną z bramek po strzale z dystansu. W ogóle tych uderzeń z dalszej odległości było bardzo dużo - cieszył się Probierz. - To my doprowadziliśmy do sytuacji, że graliśmy dobrze i od samego początku prezentowaliśmy dobry styl, potrafiliśmy stworzyć sytuacje. To zasługa Nicoli Zalewskiego, że rywal po faulach na nim zobaczył dwie żółte kartki. Dla nas najważniejszy jest teraz awans do finału barażowego. Cieszymy się z tego, co będzie dalej - podkreślił selekcjoner. We wtorek jego podopiecznych czeka główne zadanie, mecz z Walią w Cardiff, którego triumfator zagra w Euro 2024. Patrząc na bilans bezpośrednich spotkań, to Polacy są faworytem, ponieważ na 10 potyczek wygrali aż siedem razy a jedynej porażki doznali w pierwszej konfrontacji, która miała miejsce w 1973 roku. - Ważne, że wygraliśmy i podobnie będzie we wtorek. Nieważne jak, ale chcemy wygrać - przyznał wspomniany Zalewski, najlepszy piłkarz pojedynku z Estonią. Polska występuje nieprzerwanie na ME od 2008 roku Walka z Walią, która rozpocznie się o 20.45 czasu polskiego 26 marca, toczy się nie tylko o sukces sportowy, ale poważne pieniądze. UEFA za awans do turnieju finałowego płaci solidnie bo 9,25 mln euro, czyli około 40 milionów złotych. Natomiast na samym turnieju - Polska albo Walia trafią do grupy D, gdzie już są Francja, Holandia i Austria - będzie można zarobić 0,5 mln euro za remis i milion euro za wygranie meczu. Kwalifikacja do 1/8 finału to dodatkowo 1,5 mln euro, do ćwierćfinału 2,5 mln euro, półfinaliści zarobią po cztery miliony euro, finalista pięć milionów euro, a zwycięzca osiem milionów euro. Jest więc o co grać. "Biało-Czerwoni" długo w swojej historii nie potrafili zakwalifikować się do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Od 2008 roku występują jednak w każdym, z tym, że w 2012 byli współgospodarzami z Ukrainą.