Santos nie silił się na takie zagrywki, jak jego rodak Paulo Sousa, który na pierwszej konferencji prasowej starał się sprawić wrażenie, jakby objęcie polskiej kadry od zawsze było jego największym marzeniem. I nie da się ukryć, że takim sposobem bycia "kupił" wiele osób, jednak czas zweryfikował wszystkie słowa, którymi Portugalczyk próbował nas sobą zauroczyć. W końcu, gdy przyszła chwila wielkiej próby, a nad "Biało-Czerwonymi" jeszcze wisiał mecz z reprezentacją Rosji w barażach o awans na mistrzostwa świata w Katarze, Sousa praktycznie zdezerterował, wybierając lukratywny kontrakt w klubie Flamengo Rio de Janeiro. Tam też stosował te same, ckliwe zagrywki, ale również w Brazylii jego przygoda już dobiegła końca. Mielcarski o Santosie: Powiedział, że wszystkie zarzuty wobec mnie są nieprawdziwe Tymczasem Santos, poza tym, że powiedział, iż "od dziś jestem Polakiem", nie koloryzował rzeczywistości. Można było odnieść wrażenie, że nie jest typem "bajeranta", tylko pewnym swojego warsztatu człowiekiem pracy, który - w przeciwieństwie do rodaka - w Polsce chce mieć swoją stałą bazę, stąd budując podwaliny pod tak oczekiwane sukcesy polskiej piłki reprezentacyjnej. Santos wiele też mówił o tym, co wychodziło naprzeciw oczekiwaniom Roberta Lewandowskiego, czyli swojej filozofii budowania reprezentacyjnego zespołu. - Oczywiście musi być radość z gry, bo bez tej radości nie da się wygrać. Radość rzecz jasna w cudzysłowie, bo nie chodzi o rozrywkę. Trudno jest wygrywać mecze, jeśli drużyna nie jest szczęśliwa. Wszyscy zawodnicy muszą być szczęśliwi. Ta grupa musi być rodziną, a jeżeli jesteśmy rodziną, to różne rzeczy się dzieją. Jak zbudować taki klimat? Między innymi samemu prezentując postawy, które zostaną docenione przez piłkarzy. Doskonałym przykładem jest tutaj historia z przeszłości, jakiej na własnej skórze doświadczył były znakomity napastnik, Grzegorz Mielcarski. Sytuacja miała miejsce w czasach, gdy drogi reprezentanta Polski i trenera Santosa skrzyżowały się w AEK Ateny (w jednym czasie wspólnie występowali także FC Porto). - Kiedyś grałem w AEK Ateny i klub chciał ze mną rozwiązać kontrakt z mojej winy, próbując różnych sztuczek tylko po to, by nie zapłacić należnego mi wynagrodzenia - zaczął Mielcarski.