Kibice zarzucali PZPN-owi, że usiłuje zamieść pod dywan sprawę wiceprezesa Związku - Romana Koseckiego, który w meczu juniorów klubu Kosa Konstancin przepędził sędziego i sam dokończył zawody. Nic z tych rzeczy. Jak dowiedziała się INTERIA.PL, dziś został skierowany wniosek o wezwaniu wiceprezesa Koseckiego przed Wydział Dyscypliny.
Postępowanie w sprawie słynnego już incydentu z Romanem Koseckim w roli głównej prowadził Adam Gilarski - rzecznik dyscypliny PZPN. Gilarski skierował sprawę do Wydziału Dyscypliny PZPN. WD zajmie się tematem na najbliższym, czwartkowym posiedzeniu. Wiceprezesowi Koseckiemu grozi nagana i kara finansowa.
- Przed karą nie uchroni Koseckiego nawet immunitet posła PO - mówił "Super Expressowi" odpowiedzialny w PZPN za sprawy sędziowskie Mirosław Starczewski i miał rację.
Do incydentu doszło w maju, podczas meczu juniorów Kosy Konstancin (klubu Koseckiego) z UMKS Piaseczno. Na zawody nie dotarł wyznaczony pierwotnie sędzia, więc w trybie awaryjnym ściągnięto rezerwowego. Jego praca nie spodobała się Koseckiemu, który w drugiej połowie wbiegł na murawę, wyrzucił młodego arbitra, zabrał mu gwizdek i sam doprowadził do końca mecz.
- Wszystko skończyło się dobrze, trenerzy podziękowali, a chłopak niech się uczy. (...) Jest coś takiego jak KOR - komitet oszalałych rodziców. Nie można wierzyć we wszystko co mówią - tłumaczył się w rozmowie z weszlo.com po incydencie Roman Kosecki.