21 listopada 1973 roku, gdy odbywał się mecz, Rosjanie nie ruszyli się z domu. Nie stawili się na ostatni mecz eliminacji pamiętnego dla nas mundialu w 1974 roku. W strefie europejskiej tych kwalifikacji promocję zyskały wtedy nie tylko Polska po udanej rywalizacji z Anglią, ale również Włochy, Holandia, NRD, Bułgaria, Szkocja, a także Szwecja i Jugosławia, chociaż te dwie ostatnie ekipy, wobec równej liczby punktów w grupie, dopiero po dodatkowych meczach z Austrią i Hiszpanią rozegranych na neutralnym terenie. Związek Radziecki trafił do grupy dziewiątej, która niczym nie różniła się od pozostałych ośmiu w europejskich kwalifikacjach, poza tym, że z góry ustalono, iż z niej bezpośredniego awansu na mundial nie ma. Triumfator grupy miał zagrać baraż z ekipą z Ameryki Południowej. Tam awans zdobyły bezpośrednio Argentyna i Urugwaj (Brazylia jako mistrz świata awansowała bez eliminacji, podobnie jak gospodarz RFN). Peru i Chile walczyły zaciekle w barażu. Jeden mecz wygrali 2-0 Peruwiańczycy, drugi 2-0 Chilijczycy. Trzeba było więc zagrać na neutralnym terenie i tam Chile ostatecznie triumfowało 2-1. Działo się to na miesiąc przed przewrotem wojskowym w Chile dokonanym przez generała Augusto Pinocheta. Gdyby eliminacje odbyły się wcześniej, do farsy w Santiago nigdy by nie doszło. Polska reprezentacja Kazimierza Górskiego w pewnym sensie miała kupę szczęścia. Gdyby pokonała Anglię w Chorzowie, zremisowała z nią na Wembley, a jednak znalazła się w dziewiątej grupie eliminacji zamiast w piątej, to na nią by trafiło i ją czekałby mecz z Chile (z którym nie grała nigdy aż do meczu w Poznaniu w 2018 roku). A Polska należała do bloku wschodniego jako wasal, zatem musiałaby się liczyć z naciskami Moskwy, aby Chile bojkotować. Naciskami na to, by odmówić gry i oddać nawet mecz walkowerem. Kazimierz Górski, Kazimierz Deyna, Jan Tomaszewski czy Grzegorz Lato na mundial 1974 by wtedy nie pojechali. Historia polskiej piłki potoczyłaby się inaczej... ZSRR - czołowa drużyna tamtej epoki Drużyna radziecka na początku lat siedemdziesiątych uważana była za jedną z lepszych w świecie. Po 4. miejscu w mundialu w 1966 roku i wicemistrzostwie Europy w 1972 miała walczyć w Niemczech o wysoką pozycję. Tym większym dramatem dla piłkarzy ZSRR była decyzja Moskwy. Ta była jednak nieprzejednana - nie gramy z faszystami, a precyzyjniej - nie gramy na terenie obozu koncentracyjnego. Z "faszystami" bowiem, jak nazywano w bloku wschodnim Chilijczyków pod wodzą Pinocheta, drużyna radziecka jednakowoż zagrała. Pierwszy mecz barażowy odbył się w Moskwie i zakończył zaskakującym remisem 0-0, korzystnym dla graczy latynoskich. ZSRR był jednak poważnym faworytem, a nie zdołał ich pokonać. Wiele mówiło się wtedy o roli brazylijskiego sędziego Armando Marquesa, który zawsze podkreślał jak bardzo "nie znosi komuchów" i sprzyjał drużynie chilijskiej. CZYTAJ TAKŻE: Chile chce wyrzucenia Ekwadoru z mistrzostw świata 2022 To spotkanie na Łużnikach w Moskwie odbyło się 28 września 1973 roku, a zatem 17 dni po puczu w Chile, w ramach którego obalony został prezydent Salvador Allende, który sam stracił życie i władzę przejęła wojskowa junta Pinocheta. Dyktator uważał, że powstrzymał w ten sposób skręt Allende ku blokowi wschodniemu i wejście Chile do sojuszu z ZSRR czy Kubą. Twierdził, że uratował Chile przed komunizmem. W Chile trwała wojna między zwolennikami demokratycznie wybranego rządu Allende i junty Pinocheta. Równano z ziemią budynki i połacie miast, a zamachowcy likwidowali wszystkich, którzy sprzyjali Jedności Ludowej, lewicowej koalicji socjalistów i komunistów, nawet jeśli to byli np. lekarze przy łóżkach pacjentów, jak miało to miejsce w spacyfikowanym szpitalu Perros Lueo. Do pierwszego gwizdka na Łużnikach przez 17 dni puczu zginęło w Chile 15 tysięcy osób, głównie wyłapanych komunistów, socjalistów i zwolenników lewicowej drogi Allende. Mecz się odbył, ale atmosfera gęstniała. Do opinii publicznej dochodziło coraz więcej informacji na temat tego, co dzieje się w Chile i jak radykalnych czystek dokonuje Pinochet. Znakomity serial "Narcos" otwiera scena, w której chilijscy żołnierze rozstrzeliwują dilerów narkotykowych (poza jednym, który cudem ocalał i dzięki temu przeniósł interesy do Kolumbii). Trupy wpadają do zbiorowego grobu. Takich egzekucji ludzi uznanych przez nową władzę chilijską jako wrogów było co niemiara, bo też armia Pinocheta zatrzymywała tysiące ludzi. Trzeba ich było gdzieś trzymać. Stadion nadaje się na obóz koncentracyjny Chilijczycy uznali, że dobrze nadają się do tego stadiony. Pinochet nie interesował się ani sportem, ani piłką nożną. Miał gdzieś mecze, reprezentację i jej obiekty, ale Estadio Nacional mógł zgromadzić przecież tłumy, więc więźniów kierowano właśnie tam. Mężczyźni znajdowali się na zewnątrz, na murawie czy trybunach, a kobiety trzymano w środku stadionu. Nigdy nie doliczono się, ile osób było przetrzymywanych na narodowym obiekcie piłkarskim. W lipcu 1962 roku finał mistrzostw świata między Brazylią i Chile oglądało 69 tysięcy kibiców, a półfinał między canarhinos a Chile - nawet 77 tysięcy. Więźniów na stadionie zgromadzono być może dwukrotnie więcej, z czego większość poddawano torturom i gwałtom, a co najmniej kilka tysięcy zamordowano albo zniknęło bez śladu. Piłkarskie stadiony w Chile zamieniły się w obozy koncentracyjne, które spływały krwią. - Piekło - wspominają więzieni tam Chilijczycy. - Ze stadionu dobiegały wrzaski bitych, torturowanych i gwałconych, które zagłuszały jeżdżące wokół obiektu samochody z megafonami. Z głośników stadionu, z których zwykle płynęły hymny zespołów narodowych grających tu mecze, teraz leciały przeboje The Beatles i The Rolling Stones, które miały zagłuszyć dźwięki kaźni. Pinochet zamknął kraj, nikt nie mógł go opuszczać, ale piłkarze byli wyjątkiem. Na koniec września w panującym w Chile chaosie dostali cichą zgodę na lot do Moskwy. Sam dyktator pewnie nigdy by się na to nie zgodził, ale zapewne miał wtedy ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się kilkunastoma piłkarzami... INTERIA SPORT EXTRA - CZYTAJ WSZYSTKIE WYJĄTKOWE TEKSTY Carlos Caszely: Pinochet przypominał Hitlera Symbolem chilijskiego futbolu tamtych lat był Carlos Caszely, który słynął z lewicowych poglądów i nosił nawet ostentacyjnie czerwony krawat, który zakładał na spotkania z dyktatorem. O Pinochecie mówił, że przypominał mu Hitlera - i zachowaniem, i wyglądem. Nie znosił go. Caszely przez całe życie twierdził, że polityka nie gościła i nie powinna gościć w szatniach piłkarskich, a sportowcy nie powinni interesować się polityką. Sęk w tym, że polityka interesowała się nimi. CZYTAJ TAKŻE: Czy to koniec wspaniałej reprezentacji Chile? Caszely nie był jedyny. O piłkarskiej drużynie Chile mawiano, że wielu jej graczy lewicuje i sprzyja Allende, czyli według obowiązujących kryteriów było "komunistyczną, radziecką i kubańską agenturą". Należał do nich np. doświadczony skrzydłowy Leonardo Veliz. Zespół kwalifikował się, w myśl zasad reżimu, do aresztowania i wysłania do obozu na Estadio Nacional. Zdołał jednak polecieć na mecz. Nie ma żadnych informacji na temat tego, że chilijscy piłkarze w Moskwie zrelacjonowali Rosjanom, co dzieje się w Chile i że przekazali jakieś dane, niemniej jakoś te wieści dotarły. Po meczu na Łużnikach kurs bloku wschodniego wobec Pinocheta raptownie się zaostrzył. Obowiązywała zasada: żadnych kontaktów z juntą. ZSRR odmówił gry. Tajny plan Anglii ZSRR złożył do FIFA wniosek o przeniesienie rewanżowego meczu na neutralny grunt. Argumentował tym, że na stadionie mordowani są ludzie. W odpowiedzi FIFA wysłała delegatów na inspekcję. Ci ... nie stwierdzili nic niepokojącego. - Otrzymaliśmy zapewnienie ze strony władz Chile, że spotkanie zostanie rozegrane w sportowej atmosferze - twierdził wtedy sekretarz generalny FIFA, Helmut Käser. Więzieni wtedy na Estadio Nacional ludzie wspominali, że na czas wizytacji część z nich wywieziono na pustynię Atacama, a resztę zamknięto w środku stadionu i kazano milczeć. - Delegaci FIFA przeszli obok nas. Na nic nie reagowali - mówili. Teoria spiskowa wokół tego meczu głosi, że za mistyfikacją owej inspekcji stał sam szef FIFA, Stanley Rous. Był Anglikiem, a reprezentacja Anglii miała po raz pierwszy w dziejach nie jechać na mundial wyeliminowana w kwalifikacjach. Wyeliminowana przez Polaków. Plan Rousa miał zakładać, że trwanie przy rozegraniu meczu w Santiago miało doprowadzić do bojkotu mundialu przez ZSRR, a w ślad za nim zapewne przez inne kraje komunistyczne - Polskę, Bułgarię i NRD, które nie miałyby wtedy wyjścia. To otworzyłoby Anglii drogę do awansu, mimo niepowodzenia z biało-czerwonymi na Wembley. Polska drużyna Kazimierza Górskiego raz jeszcze miała szczęście. ZSRR rzeczywiście zbojkotował mecz i - co za tym idzie - mundial w 1974 roku, ale nie wymógł tego samego na Polsce, NRD i Bułgarii. Nie doszło do sytuacji jak z igrzyskami w Los Angeles w 1984 roku. Mogliśmy zagrać i zająć trzecie miejsce. Farsa w meczu Chile - ZSRR. Najłatwiejszy gol świata Ekipa radziecka do Santiago nie poleciała. Piłkarze tamtej drużyny uważają, że poza bojkotem Chile i moralnie niedopuszczalną sytuacją, by grać na stadionie zamienionym w miejsce kaźni, w grę wchodził też... lęk. Sprawa meczu ZSRR z Chile była już zbyt nabrzmiała, a Chilijczycy mieli korzystny wynik z Moskwy. Kreml uważał, że sport to propaganda, a odpadnięcie drużyny ZSRR z reprezentacją faszystowskiego dyktatora byłoby imperialistycznym triumfem Zachodu. Tymczasem walkower oznaczał moralne zwycięstwo Moskwy. Taką teorię do dzisiaj lansuje np. Jewgienij Łowczew, który nigdy nie pogodził się z tym, że na mundialu 1974 nie zagrał. Pinochet też miał swoją propagandę i potrafił jej używać. Twierdził, że jeżeli ktoś jest światowym mordercą i powinien podlegać bojkotowi, to właśnie Związek Radziecki - największy zbrodniarz w dziejach świata. Komunizm uważał za zło wcielone, a mecz z ZSRR spadł mu z nieba jako manifest nieprzejednanej postawy wobec marksizmu i leninizmu. Kazał piłkarzom grać, mimo braku przeciwnika na boisku. Inaczej sami trafią do więzienia. To miało pokazać wszem i wobec, że Związek Radziecki wystraszył się Chile. Kibice więc przyszli na stadion, piłkarze grali, wbili nawet gola do pustej siatki, ale sędzia Linemayer wytrzymał niespełna minutę. Gwizdkiem zakończył farsę. Po walkowerze Chile pojechało na mundial. - Wstyd! - skomentował Caszely i gdy Pinochet żegnał drużynę przed wylotem na mistrzostwa, ostentacyjnie nie podał mu ręki. Schował ją za plecy. On już nie ryzykował wiele, zaraz po meczu w Santiago wyjechał do ligi hiszpańskiej, ale dyktator mu tej zniewagi nie zapomniał. Uwięził jego rodzinę. - Jedziecie po chwałę dla ojczyzny i sukces jak w 1962 roku - powiedział Pinochet do zespołu, który 12 lat wcześniej był trzeci na świecie. Tym razem Chile - po remisach 1-1 z NRD i 0-0 z Australią oraz porażce 0-1 z RFN - nie wyszło nawet z grupy. Tym razem trzecia była Polska.