Maciej Słomiński, INTERIA: W polskim futbolu panuje bardzo zła atmosfera. Gdyby nie Liga Narodów, Polska miałaby wielkie szanse nie wyjść z grupy eliminacyjnej do mistrzostw Europy, choć wydawało się, że to niemożliwe. A jak jest w Czechach? Josef Csaplar, czeski trener, który pracował m.in. w Wiśle Płock w latach 2005-7: - Gdy pan mówił o sytuacja w polskim futbolu to tak jakbym słyszał o czeskim. U nas sytuacja jest identyczna. Klimat jest negatywny. Jest bardzo nerwowo i to na wszystkich frontach - wśród trenerów, piłkarzy, dziennikarzy i działaczy. Co jest tego przyczyną? - Przede wszystkim kiepskie wyniki na wszystkich szczeblach reprezentacyjnych i nie mówią tu tylko o pierwszej reprezentacji, ale również o U-21. Jak to się mówi w Polsce: "ryba psuje się od głowy" i podobnie jest w Czechach. Posada selekcjonera Jaroslava Sihlavy’ego wisi dosłownie na najcieńszym włosku i myślę, że gdyby był jakiś godny następca to by już nastąpiła zmiana na tym stanowisku. Polacy przez lata z zazdrością patrzyli na ligę czeską. O wiele mniejszy kraj, a co roku miał reprezentantów w Lidze mistrzów. - Moim zdaniem to już przeszłość, starczy spojrzeć na ranking UEFA, w którym jesteśmy coraz niżej. Liga czeska jest chora, za dużo w niej układów i obcokrajowców. To oni stanowią o sile największych klubów - Sparty i Slavia Praga. Jak będzie wyglądał piątkowy mecz na Stadionie Narodowym? - Matematyka piłkarska podpowiada, że Czesi mają komfort, po meczu w Warszawie czeka ich jeszcze mecz u siebie z Mołdawią, jednak niech mnie pan zabije, ale nie wiem, jak zagra nasza reprezentacja, jej grą rządzi totalny przypadek. Polacy są niżej w tabeli i muszą od pierwszej minuty atakować, zwłaszcza na Stadionie Narodowym, prawie 60 tysięcy widzów stworzy elektryczną atmosferę. Trener Josef Csaplar: zła atmosfera w czeskim futbolu Z tą atmosferą to bym nie przesadzał. - Mimo wszystko wydaje mi się, że polski futbol ma lepsze perspektywy od czeskiego. Polska jest większym krajem, słyszę o pięknych stadionach i ośrodkach treningowych, które powstają w Polsce. Polscy piłkarze mają dobrą markę w zachodnich klubach, łatwiej wam się będzie wydostać z dołka niż nam. Polacy eksperymentowali (tak to chyba trzeba nazwać) z zagranicznymi szkoleniowcami. Czy podobny pomysł pojawił się w Czechach? - Jestem cały czas na bieżąco z polskim futbolem i byłem bardzo zdziwiony, wręcz zaszokowany, gdy Fernando Santos został waszym selekcjonerem. Bardzo zła decyzja, tym dziwniejsza że wcześniej przecież uciekł z Polski Paulo Sousa. Taka decyzja jest nie fair wobec polskich trenerów. Trener z zachodu, przyjazd do Polski będzie traktował czysto finansowo. Dla Santosa czy Sousy to jest jak degradacja do II ligi. Na szczęście w Czechach nikt na podobny pomysł nie wpadł. Nie tędy droga, selekcjoner powinien być zmotywowany, a nie odcinać kupony. Co było największym sukcesem w pana trenerskiej karierze? Puchar i Superpuchar Polski z Wisłą Płock czy mistrzostwo Czech ze Slovanem Liberec? - Oczywiście, że sukces za granicą, cieszę się że ktoś pamięta o mojej pracy w Płocku. Ostatnio trochę chorowałem, nie pracowałem jako trener, ale jako ekspert w telewizji, ale dziś już jestem zwarty i gotowy, by podjąć nowe wyzwanie. Mam 61 lat, ale czuję się na znacznie mniej, chętnie wrócę na trenerską karuzelę w Czechach albo w Polsce. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA