Jeśli ktoś nie oglądał meczu Polaków przeciwko Holendrom, a chciałby najbardziej obrazowo dowiedzieć się, jak wyglądała gra polskiej kadry, to warto posłużyć się przykładem Roberta Lewandowskiego. - Jeden kontakt z piłką w polu karnym i... zero strzałów - oto statystyka jednego z najlepszych napastników świata, który na murawie spędził pełne 90 minut. Frankowski do Michniewicza: Na analizy miał sześć miesięcy Lewandowski harował tym razem w sektorach, z których nie ma liczb, z jakich rozlicza się napastników. Cała polska kadra pokazała, że do reprezentacji pokroju Holandii, gdy ta chce zagrać piłkę na swoim najwyższym poziomie (bynajmniej nie przez cały mecz), trudno im równać. Tym trudniej, gdy "biało-czerwoni" nie pokazują do bólu tych atutów, którymi mogliby zniwelować rażącą dysproporcję w kulturze gry. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" gorzką ocenę Orłom wystawił były znakomity snajper Tomasz Frankowski. - Co mi się podobało? Stadion i kibice. Nasza gra zupełnie mnie nie przekonała. Jest takie wyświechtane powiedzenie, że "gra się tak, jak przeciwnik pozwala" i Holendrzy nie pozwolili nam na wiele. Dominowali od początku meczu swoją kulturą gry. Widać było różnicę klas i nawet po zejściu Frenkiego de Jonga w przerwie nie wyglądało to dla nas lepiej - powiedział obecny europoseł. Dobrej wiadomości nie miał także pod adresem selekcjonera Czesława Michniewicza, który po takim spotkaniu został z wieloma problemami i dylematami. A czasu na poprawki zostało jak na lekarstwo. - Czy trener ma co analizować? Na analizy miał sześć miesięcy, teraz trzeba zacząć grać. To był ostatni poważny sprawdzian przed mundial i nie wypadł dobrze - celnie podsumował "Franek łowca bramek".