Nie ma podczas tego mundialu drugiego tak specyficznego przypadku jaki stał się udziałem reprezentacji Polski. Okazuje się, że na futbolu zna się w naszym kraju mnóstwo ludzi, którzy zasiadają przed telewizorem od święta (to znaczy przed telewizorem zasiadają codziennie, jedynie od święta oglądają za to piłkę nożną) i... narzekają. Są w stanie już po kilku minutach stanie ocenić, że nasza reprezentacja prezentuje kaszanę. W efekcie dotychczasowe ich wrażenia naruszają u nich dobre samopoczucie, naruszają poczucie dumy narodowej. Powód do największego wstydu był dawno temu. Nic tego nie przebije Poczucie dumy jest ważne, bo to ono tworzy wiatr, który powoduje, że łopocą sztandary. Przykre jednak gdy przyjrzymy się co z niektórymi ludźmi się dzieje kiedy to poczucie dumy zostaje naruszone. Drwią, psioczą, przeklinają, wyzywają... Cóż, wolno im. Nie muszą przecież mieć pojęcia, że gdyby Polska zagrała w Katarze otwartą piłkę z Argentyną - już do przerwy przegrywałaby pewnie z 0-5. Dziwi mnie za to, że niektórzy woleliby żeby Polska odpadła w grupie, bo byłoby niby mniej powodów do wstydu. A przecież wychodząc z grupy Polska otworzyła przed sobą nowe możliwości wprawienia nas w dumę! Na szczęście żyjemy w demokratycznym kraju i kto chce może tak myśleć. Tak jak i uważać za żałosne, że można tak myśleć. CZYTAJ TAKŻE: Francja w takim składzie ma zagrać z Polską Tak naprawdę o największym wstydzie zapomnieliśmy, ba; wielu z nas o nim nigdy nie wiedziało. Powód jest prosty: to było bardzo dawno temu: w 1933 roku. Wtedy Polska przegrała mecz eliminacyjny u siebie z Czechosłowacją 1-2 i uznała, że nie ma sensu jechać na rewanż, oddała go walkowerem. To dla mnie największy powód do wstydu w historii piłkarskiej reprezentacji Polski. Reprezentacja Polski: zastąpmy zdartą płytę nowym hitem Moim zdaniem obecni piłkarze mają powody do dumy. Wyszli bowiem z grupy, w której nie byli faworytem nawet do drugiego miejsca. Teraz mają już rzeczywiście szanse zapisać się - może jeszcze nie złotymi, ale już na pewno dużymi, drukowanymi - zgłoskami w historii polskiego futbolu. Wiadomo, że te szanse są nikłe, bo przeciwnik jest przecież z najwyższej półki - jednak przecież istnieją. W tej chwili Polska ciągle jest jedną z czternastu już tylko drużyn, która w Katarze może zdobyć mistrzostwo świata! A chwała przychodzi jedynie po dokonaniach osiągniętych w sytuacjach kiedy wydaje się, że nie ma żadnych szans. Coś jak na Wembley w 1973 roku. CZYTAJ TAKŻE: Co za sceny w Katarze! Matka piłkarza szaleje z kibicami Fajne jest to, że wreszcie po tylu latach, daliśmy sobie szansę żeby stworzyć coś, o czym być może nasze wnuki będą mogły z czcią mówić tak, jak my z czcią mówimy właśnie o meczu na Wembley - choć już przecież chce się nam od tego wymiotować, tak zdarta to płyta. Dlatego jedyne wyjście: wytłoczmy wreszcie nową! "Jesteś tak dobry jak mecz, który właśnie rozgrywasz" Uważam, że nasza drużyna nie powinna przejmować się złymi opiniami na własny temat, mieć to "właśnie tam" i... tego jej życzę. Proponuję żeby piłkarze zagrali w tym meczu przede wszystkim dla własnych marzeń, egoistycznie, dla siebie. Przeciwnik jest ekstremalnie trudny, wydawałoby się, że właściwie nie ma słabych punktów. Ten szalony mundial udowadnia jednak, że nie ma drużyn bez słabości. Udowadnia również, że powiedzenie "jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz" jest już przestarzały jak..... Podczas tego mundialu zaczęła obowiązywać zmodyfikowana forma tego powiedzonka. Brzmi ona: "jesteś tak dobry jak mecz, który właśnie rozgrywasz". CZYTAJ TAKŻE: Eksperci o szansach Polaków w Katarze W przeszłości Polska wiele meczów wygrywała będąc wcześniej skazana na pożarcie. Wiele meczów też przegrywała będąc pewnym faworytem. Teraz jednak sytuacja jest niezwykła, bo i stawka jest tak niebotycznie wielka, że żaden z tych piłkarzy o coś tak ważnego nie grał. I, co ważne: już może nie mieć szansy żeby w tak ważnym meczu zagrać! Czyja głowa spadnie na Place de la Concorde? Polska reprezentacja ma więc okazje napisać teraz jedną z najcudowniejszych kart w sportowej historii. Sytuacja jest idealna. Po pierwsze - prawie nikt w nią nie wierzy. Piłkarze mogą czuć się jakby jechali nie na Al-Thumama Stadium, lecz na szafot na Place de la Concorde. Zanim pod niego podjadą, zostaną przez tłuszczę obrzuceni ogryzkami, oblani pomyjami, wychłostani drwinami. Jednak potem już pod samym szafotem mogą sprawić, że gilotyna się zatnie, a ci, którzy jeszcze przed chwilą obrzucali ich błotem będą pierwsi do wpadania w zachwyt. Nie ma co się na to obrażać; łaska kibicowska na pstrym koniu jeździ. Po drugie - właśnie w takich okolicznościach powstają historie, które przechodzą do legendy. Do legend nie przechodzi się czyniąc coś łatwego. Przechodzi się - dokonując wyczynów ekstremalnie trudnych. Takich jak wyeliminowanie drużyny, która broni mistrzostwa świata. Czy się uda? Wątpliwe? Nie ma presji publiczności, która żąda awansu. Prawie wszyscy spodziewają się przegranej. Warto więc właśnie w takiej sytuacji zrobić wszystko i wygrać. Czego Państwu i sobie życzę.