W głównym rozdaniu drużyna narodowa zawiodła. W grupie zajęła dopiero trzecie miejsce, za Albanią i Czechami. To oznacza konieczność dodatkowej batalii w dwustopniowych barażach. Nie zawiedli za to fani "Biało-Czerwonych". Za każdym razem, gdy kwalifikacyjny mecz rozgrywany był w Polsce, na trybunach zasiadało ponad 50 tys. widzów. Najwięcej podczas meczu z Czechami - 56 310. To właśnie po tym spotkaniu stało się jasne, że ostatnią szansą na awans będzie marcowa dogrywka. Ale że kogo? To nie żart. Hajto apeluje do Probierza o rezygnację z lidera kadry Polska zagra z Estonią przy pełnych trybunach. Potem finał baraży na wyjeździe Sprzedaż biletów na półfinałowy baraż z Estonią ruszyła w piątek, 1 marca. Najtańsze wejściówki kosztowały 90 zł, najdroższe - 240 zł. Już wiadomo, że do nabycia pozostały jedynie pojedyncze sztuki. Atut pełnego stadionu ma przyczynić się do pokonania niżej notowanego rywala. Jeśli batalia o prawo gry w tegorocznych ME zakończy się katastrofą, polscy kibice nie zobaczą drużyny narodowej na imprezie rangi mistrzowskiej po raz pierwszy od dekady. Po raz ostatni nie było nas na mundialu w Brazylii w 2014 roku. Później sukcesywnie co dwa lata meldowaliśmy się w czempionacie kontynentalnym lub światowym. Cisza przed burzą. Takiej sytuacji w kadrze nie było od lat Początek konfrontacji z Estonią na PGE Narodowym w czwartek o 20:45. W przypadku wygranej zmierzymy się ze zwycięzcą meczu Walia - Finlandia na jego terenie (26.03). Stawką - bezpośredni awans na turniej finałowy w Niemczech. Jeśli reprezentacja Polski zrealizuje cel, w fazie grupowej ME zmierzy się z Holandią, Austrią i Francją. Kibice "Biało-Czerwonych" marzą o takim scenariuszu. By tak się stało, wybrańcy Michała Probierza muszą wykonać jeszcze dwa kroki.