W wieku 21 lat Wojciech Szczęsny został podstawowym bramkarzem Arsenalu. I to jeszcze w erze - co prawda powoli schyłkowego - Arsene'a Wengera, trenera, pod wodzą którego "Kanonierzy" wciąż regularnie liczyli się w walce o Ligę Mistrzów. Później swoją klasę udowadniał w Romie, aż w końcu został wykupiony przez Juventus Turyn, by zastąpić samego Gianluigiego Buffona. Na niwie klubowej Szczęsny od lat jest uznanym fachowcem, bramkarzem, który od lat prezentuje równy wysoki poziom. Od lat jest także "jedynką" polskiej bramki, a mimo tego cały czas pozostawał w cieniu innych polskich bramkarzy-bohaterów. W cieniu Tytonia i "Fabiana". Pech Wojciecha Szczęsnego Przygoda Szczęsnego z kadrą naznaczona była pechem lub po prostu - kiepskimi decyzjami golkipera w kluczowych meczach. Euro 2012? Czerwona kartka w meczu otwarcia z Grecją. A chwilę później cała Polska zakochała się w Przemysławie Tytoniu, który tuż po wejściu obronił rzut karny. Euro 2016? Pechowe zderzenie z Łukaszem Piszczkiem i uraz, który wykluczył go z dalszej części turnieju. Do bramki wskoczył Łukasz Fabiański i rozegrał turniej życia, stając się jednym z narodowych bohaterów. Nadszedł mundial w Rosji, gdzie Szczęsny wreszcie rozegrał więcej niż jedno spotkanie, ale przeciwko Senegalowi zaliczył katastrofalny błąd, wychodząc na środek boiska, po czym rywale wpakowali piłkę do pustej bramki. Na MŚ wygraliśmy tylko ostatni mecz z Japonią, ale tam bramki strzegł ponownie Fabiański. W klubowych barwach Szczęsny wciąż górował nad "Fabianem", ale kibice w Polsce powoli zaczęli stawać murem za skromnym i pokornym bramkarzem West Hamu. Ten wytrzymał jeszcze rywalizację do Euro 2020, ale gdy Paulo Sousa wyraźnie stawiał na Szczęsnego, choć ten znów na turnieju nie błyszczał, zdecydował się zakończyć reprezentacyjną karierę. Na taki mecz Szczęsny czekał ponad dekadę A Szczęsny na mecz, w którym dobitnie udowodni swoją wartość w kadrze czekał już ponad dekadę. W kadrze miewał występy lepsze i gorsze, ale swoją legendę buduje się właśnie w spotkaniach takiej rangi, jak finał baraży ze Szwecją. W nim golkiper spisał się znakomicie. Już w 17. minucie, po kosztownej stracie Krystiana Bielika w środku pola, zatrzymał uderzenie Emila Forsberga. Szwed strzelał w sytuacji łudząco podobnej do tej z Euro 2020, gdy otworzył wynik spotkania. Tym razem Szczęsny okazał się lepszy - i całe szczęście, bowiem spotkanie wyglądało na takie, w którym pierwsza strzelona bramka może przesądzić o losach spotkania. Jeszcze wcześniej Szwedzi rozgrzali go dwoma uderzeniami sprzed pola karnego - gdy strzelali Isak i Quaison, lecz golkiper Juventusu nie miał z tymi strzałami żadnego problemu. Druga połowa zaczęła się dla nas w fantastyczny sposób - od rzutu karnego po faulu na Grzegorzu Krychowiaku. Ale jeszcze zanim do niego doszło, Szczęsny musiał radzić sobie z dobrym uderzeniem Kulusevskiego zza pola karnego. Kluczowa dla losów spotkania była zaś interwencja z 58. minuty. Wówczas po podaniu wzdłuż pola karnego przed ogromną szansą stanął Forsberg. Polski bramkarz przytomnie wyszedł z bramki, skracając mu kąt i zdołał obronić uderzenie Szweda w sytuacji sam na sam. Gdyby wówczas doszło do remisu - końcówka spotkania mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nie bez przyczyny, oceniając zawodników po meczu, przyznaliśmy Szczęsnemu "szóstkę" w szkolnej skali. Na taki mecz golkipera czekaliśmy od lat. Zagrał tak, jak przystało na bramkarza światowej klasy, jak przystało - na gwiazdę Juventusu Turyn. Zagrał tak, że stworzył przewagę, która zdecydowała o wygranej nad Szwecją. To w dużej mierze dzięki niemu - tak jak niezłomnemu Glikowi, odpowiedzialnemu Lewandowskiemu, czy innym piłkarzom, z których każdy dołożył swoją cegiełkę do wygranej - awansowaliśmy na mundial w Katarze. Dziś może być z siebie dumny. Z Chorzowa Wojciech Górski