Reprezentacja Polski wróciła na PGE Narodowy po półrocznej przerwie. Po raz ostatni "Biało-Czerwoni" wystąpili na tym obiekcie we wrześniu, kiedy ulegli 0:2 Holandii. W swoim domu mieli zagrać także w listopadzie, ale wykryta krótko przed meczem awaria zrewidowała te plany. Polski Związek Piłki Nożnej ekspresowo przeniósł starcie na stadion Legii Warszawa. Losy starcia z Albanią także długo nie były znane. Badania techniczne Narodowego trwały miesiącami, a nikt nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy arena jest bezpieczna. W końcu w lutym zapadła długo wyczekiwana decyzja - Narodowy nadaje się do przyjęcia tysięcy kibiców. PZPN przekazał wieści UEFA, a także Albańczykom. Polska federacja od początku naciskała na to, aby mecz rozegrać właśnie na tym stadionie. To bowiem tutaj można przyjąć najwięcej kibiców i podyktować najwyższe ceny biletów. Popyt na wejściówki wciąż jest ogromny, niezależnie od perturbacji wokół kadry. Tym razem na trybunach - według oficjalnych danych - pojawiło się ponad 56 tysięcy widzów. To oznacza, że na stadionie niemalże nie było pustych miejsc. Polska - Albania: Na PGE Narodowym znów brakowało atmosfery Cóż jednak z tego, skoro znów nie było mowy o odpowiedniej atmosferze, godnej spotkania reprezentacji Polski? Od pierwszego gwizdka głośniejsza od polskich fanów była nieliczna grupka przyjezdnych. Albańczycy byli wyposażeni w bębny, ale przede wszystkim w skoordynowany i zaplanowany sposób śpiewali kolejne piosenki. Dopingowali przez cały mecz, o czym polscy piłkarze mogli tylko pomarzyć. PZPN od dawna stara się prowadzić fanów za rękę, aby na stadionie udało się wytworzyć jakąkolwiek atmosferę. Wszystko zaczyna się już przed pierwszym gwizdkiem, kiedy spikerzy proponują zabawę polegającą na wykrzykiwaniu przez kibiców "Polska" i mierzeniu natężenia głosu specjalnym urządzeniem. Wówczas na stadionie faktycznie jest głośno, jednak momentalnie się to kończy. Kiedy zaczyna się mecz, kibice cicho i spokojnie siedzą na swoich miejscach. Pojedyncze okrzyki niosą się niekiedy z poszczególnych sektorów, natomiast zawsze brakuje konsekwencji, jednomyślności i przede wszystkim organizacji. Próby wzniecenia dopingu z reguły spełzają na niczym. Niewiele pomaga też telebim, na którym wybijany jest rytm poszczególnych przyśpiewek. Prawdziwe, żywiołowe wybuchy emocji były podczas meczu z Albanią tylko dwa - po bramce Karola Świderskiego i końcowym gwizdku. Wówczas kibice głośno krzyczeli, a niektórzy machali też szalikami. Głośne brawa pojawiały się również podczas zmian zawodników. Jakub Żelepień, Interia