Kiedy Kamil Kosowski kończył przygodę w kadrze, Maciej Rybus wchodził do reprezentacji. Od tego momentu, jak wspomina w "Przeglądzie Sportowym" były gracz m.in Wisły Kraków, minęło już 13 lat. Jednak zawodnik Spartaka nie zdołał zbudować sobie jego zdaniem szczególnie mocnej pozycji w zespole. "Rybus przez ten czas nigdy nie stał się ważną postacią w drużynie narodowej, a nawet w samej defensywnie. Nie pamiętam, by któryś selekcjoner od niego zaczynał ustalanie składu i na nim opierał grę. Zawsze pełnił w kadrze rolę drugoplanową" - uważa popularny "Kosa". Po tym, jak Rybus podpisał kontrakt ze Spartakiem Moskwa, pozostając w Rosji mimo agresji na Ukrainę, na jego głowę posypały się gromy. Oliwy do ognia dolał jego menedżer Mariusz Piekarski, udzielając kontrowersyjnego wywiadu w którym sugerował, że w Polsce jego dzieciom i żonie coś mogłoby się stać, a w Moskwie jest spokojny. Kilka dni później PZPN wydał komunikat w którym poinformowano, że selekcjoner Czesław Michniewicz nie będzie już korzystał z jego usług. Zdaniem Kosowskiego, strata nie jest duża. Czytaj także: PZPN wydał komunikat ws. Macieja Rybusa. Zdecydowana reakcja ministra "Takich zawodników mamy wielu, za 10 lat nikt nie będzie pamięta, że byli w reprezentacji, bo zawsze byli gdzieś w cieniu większych nazwisk. Po Rybusie nie będziemy płakać" - ocenił Kamil Kosowski.