Partner merytoryczny: Eleven Sports

Mirosław Bulzacki, czyli artysta z drugiego planu. Felieton Dariusza Dziekanowskiego

W kalendarzu oddanego kibica reprezentacji Polski 17. października jest datą szczególną. Tego dnia obchodzimy rocznicę słynnego meczu na Wembley. Przypomnijmy, w 1973 roku właśnie 17 października Polska zremisowała eliminacyjny (wyjazdowy mecz) z Anglią 1:1 i zapewniła sobie awans do mistrzostw świata. W tym roku, w rocznicę tamtego wydarzenia miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z okazji promocji biografii jednego z uczestników tamtego meczu, Mirosława Bulzackiego („Nie tylko obrońca”). Oczywiście nie obyło się bez wspominek i rozmów na temat obecnego stanu naszej piłki, w tym reprezentacji. 

/LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT/Newspix

Co zwróciło moją uwagę, to pasja, z jaką piłkarze tamtej epoki potrafią mówić o piłce. Wiadomo, że ich głowy mocno przyprószone siwizną, ale gdy schodzi na temat futbolu, to natychmiast pojawia się młodzieńczy błysk w oku. Błysk, którego brak współczesnym zawodnikom.

To tylko jedna z refleksji, którą przywiozłem z Łodzi, gdzie odbyło się spotkanie. Druga dotyczy roli zawodników z drugiego planu w każdej drużynie. Wiadomo, że przeciętny kibic, który wspomina tamte czasy i tamtą reprezentację prowadzoną przez Kazimierza Górskiego, z automatu wymienia takie nazwiska jak Kazimierz Deyna, Włodzimierz Lubański (na Wembley nie grał z powodu kontuzji), czy Jerzy Gorgoń, Lesław Ćmikiewicz, Antoni Szymanowski, a także Jan Tomaszewski i Grzegorz Lato. Nazwisko Bulzacki nie jest pierwszym, najbardziej oczywistym wyborem. A jednak to dzięki takim zawodnikom tamta drużyna weszła a potem przez dekadę utrzymywała się w światowej czołówce. Tacy piłkarze, jak wspomniani Deyna czy Lubański mogli błyszczeć i spijać śmietankę sławy, bo mieli obok/za plecami tych mniej rozpoznawanych, którzy wykonywali ciężką pracę. 

Jak te wspominki starszych panów mają się do współczesności? Ano tak, że teoretycznie w dzisiejszej drużynie mamy więcej zawodników, którzy mają talent porównywalny, albo nawet większy niż gracze tamtej epoki. Robert Lewandowski przejdzie do historii jako jeden z najsłynniejszych piłkarzy urodzonych nad Wisłą. Jeśli chodzi o karierę klubową, to nie ma i długo nie będzie miał sobie równych. Piotr Zieliński ma możliwości i talent na miarę tych największych piłkarzy z lat 70-tych. Problem polega na tym, że Kazimierz Górski potrafił stworzyć odpowiednią mieszankę gwiazd z tymi, którzy pracowali nieco bardziej w cieniu. Ale każdy z tych piłkarzy z cienia wnosił do tej drużyny odpowiednią, niezbędną jakość, która sprawiała, że ta mieszanka utrzymywała nasz zespół na światowym topie. Dziś niestety brakuje nam solidności i stabilności właśnie na tym dalszym planie. Niby na papierze wszystko się zgadza, ale gdy przychodzi do meczu, to te słabe ogniwa pękają, co przekłada się na wyniki. 

Wracając do meczu z 1973 roku. Było to spotkanie, które określa się dziś terminem "założycielskie". Co prawda tamta drużyna miała już na swoim koncie sukces (złoty medal Igrzysk Olimpijskich w 1972), ale od tamtego występu zyskała należyty szacunek. 

W przypadku drużyny prowadzonej przez Michała Probierza wciąż czekamy na ten "założycielski mecz". Generalnie od poprzedniego takiego spotkania reprezentacji minęło już 10 lat. Przypomnijmy: 11 października 2014 roku kadra prowadzona przez Adama Nawałkę wygrała 2:0 z Niemcami w eliminacjach EURO 2016. 

Czekamy więc na kolejny taki epokowy występ, obserwujemy też przewijających się przez kadrę zawodników. Niektórzy przelatują jak meteoryty, inni zostają na dłużej, ale do osiągnięcia i utrzymania dobrego, wysokiego poziomu drużyny wciąż nam daleko...

Daniel Altmaier - Arthur Fils. Skrót meczu. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem