Po bojkocie kibiców PZPN chce dać trochę ludziom oddechu i dlatego w trybie przyspieszonym wybierze nowego selekcjonera. Teoretycznie ma on poprowadzić reprezentację Polski na mistrzostwach Europy Euro 2012. To nie ostatni trener przed ME Obawiam się jednak i zarazem współczuję Kasperczakowi, czy Smudzie, bo według mnie przed 2012 rokiem dojdzie do jeszcze jednej zmiany na stanowisku selekcjonera. Błąd został popełniony we wrześniu. Niepotrzebnie z kadry wykopano Rafała Ulatowskiego. Ruch ten przyniósł korzyść, ale tylko drużynie PGE/GKS Bełchatów, bo zespół zaczął grać lepiej i wygrywać. Reprezentacja na pewno ucierpiała na wyrzuceniu tego młodego fachowca. Jeśli już ktoś wpadł na pomysł, żeby po porażce w Mariborze podziękować Leo Beenhakkerowi, to kadrę dalej powinien prowadzić jego asystent, czyli Ulatowski. Nie wiem, czy starczyłoby mu charyzmy, ale na pewno nie byłoby gorzej, niż z trenerem Stefanem Majewskim. Moment i sposób wyrzucenia Leo Beenhakkera nie były godne prezesa i PZPN-u. Ale nawet jeśli już do tego doszło, to pozostawienie kadry w rękach Ulatowskiego, byłoby znakiem szacunku dla niego samego. Przecież Ulatowski podczas współpracy z Leo zdążył poznać kadrowiczów i powinien być naturalnym następcą Holendra. Po to zresztą został do niego dokooptowany. Panie Lato, po co ten pośpiech? PZPN uparł się, by nowego selekcjonera wybrać i ogłosić przed 3 listopada, bo w połowie tego miesiąca gramy dwa mecze sparingowe z Rumunią i Kanadą. Po co się spieszyć? O niebo lepiej byłoby wybrać trenera po Nowym Roku. Takie rozwiązanie przyniosłoby same plusy. Przede wszystkim zarząd PZPN dałby sobie w ten sposób więcej czasu na fachową analizę kandydatur - nie tylko polskich, ale również zagranicznych. Zyskałby czas i miejsce na zwykłe negocjacje. Podnoszenie rangi dwóch najbliższych meczów sparingowych przez pośpieszny wybór selekcjonera jest wielką bzdurą. Nawet jeśli przegramy z Rumunami i Kanadyjczykami, to w rankingu znacznie niżej nie spadniemy, a stylu, który może nam zapewnić sukces na Euro 2012 i tak nie zdążymy wypracować. Na to będzie czas w przyszłym i 2011 r. Selekcjonerem Polski nie musi być bezrobotny Zgadzam się ze Zbigniewem Bońkiem, który napisał w Interia.pl (TEKST ZNAJDZIESZ TUTAJ!), że dobrego trenera trzeba umieć znaleźć i nie można liczyć na to, że on się zgłosi sam. Jest wielu fachowców, którym z końcem roku kończą się umowy i oni by spokojnie mogli poprowadzić naszą kadrę. Należałoby tylko z nimi dyplomatycznie porozmawiać już teraz i namówić do nieprzedłużania umowy z obecnym pracodawcą, dać czas i szansę zastanowienia się. Fakty są takie, że obecnie najlepsi szkoleniowcy są zajęci pracą w klubach i federacjach. Praca w kraju, który będzie gospodarzem Euro 2012 może być magnesem nawet dla najlepszych. Trzeba tylko zastosować "dyplomację i łowy". Boniek, nie będąc pracownikiem PZPN-u, prowadził rozmowy o pozyskaniu dla reprezentacji Polski Roberto Aquafreski. Najwyraźniej, w Związku nie ma osób, które miałyby czas i kontakty, żeby taką dyplomację prowadzić. Stać nas na dobrego Nie trafia do mnie argument Laty, że po Beenhakkerze nie ma pieniędzy na kolejnego fachowca z zagranicy. Na utrzymanie dobrego i znanego szkoleniowca zdecydował by się pewnie niejeden sponsor. Poza tym PZPN podpisał lukratywną (tak przynajmniej reklamował) umowę na sprzedaż praw marketingowych firmie Sportfive, a także z Nike. Zatem środków na utrzymanie znakomitego fachowca na stanowisku selekcjonera reprezentacji nie powinno zabraknąć! Grzegorz Mielcarski, ekspert Canal + CZYTAJ RÓWNIEŻ: TO ONI WYBIORĄ SELEKCJONERA! SONDAŻ: KIBICE CHCĄ SMUDY! Wszystkie felietony Grzegorza Mielcarskiego