Afera z premiami, fatalny styl reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Katarze, niezadowolenie kadrowiczów oraz toksyczne wojny z dziennikarzami - to wszystko sprawiło, że 31 grudnia Czesław Michniewicz przestanie pełnić funkcję selekcjonera reprezentacji Polski. W czwartkowe przedpołudnie w oficjalnym komunikacie poinformował o tym PZPN. Co było kluczowe przy podjęciu decyzji przez Cezarego Kuleszę? Jak wyglądały ostatnie dni Michniewicza i jego walka o pozostanie na stanowisku? Czy odejście szkoleniowca było nieuniknione? Interia zajrzała za kulisy wydarzeń kluczowych dla przyszłości naszej reprezentacji. Cele zrealizowane, ale to za mało Od zakończenia mistrzostw jedno było jasne: Michniewicz będzie musiał stoczyć ciężki bój o pozostanie na stanowisku. Mimo zrealizowanych celów sportowych, jakimi były awans na mundial i wyjście z grupy (po raz pierwszy od 36 lat), w trakcie katarskiego turnieju wydarzyło się wiele niepokojących rzeczy. Największym problemem była afera z premiami, które piłkarze i sztab mieli dostać od rządu. Olbrzymie publiczne pieniądze, nocne negocjacje, naciski na przelewy przed meczem z Francją - to wszystko wytworzyło wokół kadry atmosferę niezdrową jak odpady radioaktywne, z czego Michniewicz musiał się wytłumaczyć. Intensywny dla selekcjonera był przede wszystkim ubiegły tydzień. W poniedziałek 52-latek przyleciał z Gdańska do Warszawy i spotkał się z Kuleszą w siedzibie PZPN na Bitwy Warszawskiej. Tam został poinformowany o nieskorzystaniu przez federację z klauzuli przedłużenia umowy, która pozwalała na prolongatę na tych samych warunkach co dotychczas. Był to pierwszy sygnał, że pozycja szkoleniowca nie jest zbyt mocna. Jednocześnie Kulesza zostawił furtkę dla dalszej współpracy. Zorganizowane zostały także kolejne dwa spotkania. W środę - w hotelu Regent - ze związkowymi wiceprezesami, a także dzień później - z całym zarządem PZPN. Chybiony atak na Kwiatkowskiego To właśnie tam - jak twierdzą nasi rozmówcy - Michniewicz przypieczętował swój los. W trakcie godzinnej rozmowy z działaczami trener zaledwie zdawkowo podsumował występ kadry na mundialu. Impet wystąpienia skupił na roli rzecznika prasowego i team managera kadry Jakuba Kwiatkowskiego, który przez Michniewicza został oskarżony o większość niedociągnięć. Kilkanaście minut po opuszczeniu sali przez selekcjonera zarząd zaprosił Kwiatkowskiego, który katarskie wydarzenia przedstawił w zupełnie innym świetle. To wywołało u działaczy szok. Dodatkowo bezpardonowy atak na lubianego przez wszystkich Kwiatkowskiego został fatalnie odebrany przez większość kadrowiczów, którzy murem stanęli za pracującym w PZPN od 10 lat rzecznikiem. Nieeleganckie zachowanie Michniewicza było tematem nawet na grupie piłkarzy reprezentacji na WhatsApp, gdzie wywołał sporo emocji. Telefon od Lewandowskiego Napięcie w drużynie było tak olbrzymie, że jeszcze przed finałem mundialu - na który Kulesza poleciał do Dohy w towarzystwie sekretarza generalnego Łukasza Wachowskiego - prezes PZPN odebrał niepokojący telefon. Jak ustaliliśmy, zadzwonił Robert Lewandowski. Kapitan kadry w imieniu drużyny miał przekazać Kuleszy stanowisko zespołu, który po wydarzeniach z ostatnich tygodni nie wyobrażał sobie dalszej współpracy z Michniewiczem. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sytuacja była tak nerwowa, że niektórzy zawodnicy zaczęli sygnalizować w prywatnych rozmowach, że ewentualne pozostanie 52-latka na stanowisku będzie oznaczało zakończenie (lub zawieszenie) przez nich reprezentacyjnych karier. Do tego wszystkiego dochodziła olbrzymia krytyka mediów, z którymi Michniewicz poszedł na otwartą wojnę. Przez ostatnie dni szkoleniowiec nie tylko nie wykonywał ruchów mogących uspokoić sytuację, ale wręcz dolewał benzyny do ogniska, blokując na Twitterze kilkunastu redaktorów, między innymi Tomasza Ćwiąkałę z Canal+ czy Marka Wawrzynowskiego z "Przeglądu Sportowego". Jakby tego było mało, niedługo później selekcjoner... całkowicie usunął konto. Nerwowe ruchy przez osoby decydujące o jego przyszłości były odbierane jako kolejny dowód na to, że były trener Legii Warszawa czy Zagłębia Lubin nie jest w stanie poradzić sobie z medialną presją i po prostu się gubi. Wielka wola przetrwania Jak słyszymy od naszych rozmówców, mimo trudnej sytuacji wola przetrwania selekcjonera na stanowisku była olbrzymia. Michniewicz był zdeterminowany, aby obronić swoją pozycję i kontynuować pracę w reprezentacji. Nie zauważył jednak, że w pewnym momencie stał się jedną z nielicznych osób, które chciały takiego scenariusza. Szkoleniowca do samego końca wspierali między innymi wiceprezes Mieczysław Golba i członek zarządu Radosław Michalski, a także niektórzy przedstawiciele świata polityki. Nie byli oni jednak w stanie uratować sytuacji, w jakiej znalazł się Michniewicz. Chociaż ostatecznie decyzja należała do Kuleszy, który skrzętnie strzeże swoich tajemnic, to od kilku dni nikt w środowisku piłkarskim nie wyobrażał sobie dalszej pracy selekcjonera. Atmosfera wokół reprezentacji była nie do zniesienia, szkoleniowiec nie miał poparcia drużyny, dziennikarze nie szczędzili mu ciosów, negatywnie do Michniewicza nastawiona była także większość działaczy, z którymi spotkał się na zarządzie. Można więc było przypuszczać, że pożegnanie 52-latka jest tylko kwestią czasu. Pożegnanie z reprezentacją Do ostatecznej rozmowy doszło w czwartek. Wcześniej Michniewicz udzielił wywiadu Robertowi Mazurkowi z RMF FM, w którym powiedział, że na stanowisko selekcjonera wybrałby... sam siebie. Inne zdanie mieli jednak związkowi decydenci na czele z Kuleszą, którzy zdecydowali o zmianie. Michniewicz został o tym poinformowany na spotkaniu, które odbyło się na Bitwy Warszawskiej. Według naszych informacji obecni byli na nim szkoleniowiec i Kulesza, a także wiceprezesi Adam Kaźmierczak, Henryk Kula, Wojciech Cygan, Maciej Mateńko i wspomniany Golba. Decyzja PZPN oznacza więc poszukiwania nowego szkoleniowca. W komunikacie opublikowanym na stronie PZPN Kulesza powiedział: "Chcemy, aby w eliminacjach Euro reprezentację poprowadził trener gwarantujący jej rozwój i realizację zakładanych celów. Nowy selekcjoner musi również poprawić wizerunek drużyny narodowej i odbudować zaufanie kibiców. Nasz wybór musi być przemyślany, dlatego nie będziemy deklarować konkretnych dat prezentacji selekcjonera". Sebastian Staszewski, Interia