Radosław Nawrot: Powiedział pan na konferencji, że nie jest specjalistą od rzeczy niemożliwych i że takich ludzi nie ma. A jednak grupa na mundialu jest niemal taka, jak pan chciał. Wszystko się ostatnio udaje? Czesław Michniewicz: Prawie wszystko. Nadal uważam, że nie jestem specjalistą od rzeczy niemożliwych, ale istnieje moc pozytywnego przyciągania tego, co się chce osiągnąć. Wierzy pan w nią? - Nie, ale czytałem o niej. I staram się myśleć pozytywnie. Miała być Argentyna, której kibicuje pan od dzieciństwa i z którą chciał pan grać, no i jest. To nie jest jednak zderzenie ze ścianą? - Obojętnie kogo wylosowalibyśmy z pierwszego koszyka, to i tak trzeba się liczyć z problemami. Wolę Argentynę, bo to ciekawe. Wylosowalibyśmy Anglików i znowu byłyby te same opowieści o Wembley, a tak dzieje się coś nowego. Ja wiem, że nie wygrywamy z rywalami teoretycznie silniejszymi i że od meczu z Niemcami za Nawałki to się nikomu nie udało, ale chcę wyzwania. Potrzebuję go, a wyzwania pchają nas do przodu. Nie klepanie wciąż tego samego. Nie oglądałeś Ligi Mistrzów? Zobacz wszystkie skróty meczów! Mecze z Argentyną to wielka historia polskiej piłki nożnej. O stawkę grali z nią tylko Górski i Gmoch, a każde z tych starć to legenda. Niezależnie od wszystkiego, 30 listopada będziemy mieli mecz legendarny? - Niezależnie od wszystkiego - tak. I cieszę się, że to być może ja będę grał z Argentyną, że mogę dostać taką szansę. Pewne w życiu jest tylko to, że nie ma nic pewnego, ale zgadzam się, że będziemy pisali historię polskiego futbolu. Już teraz jest to elektryzujące, już teraz można tym żyć. Liczę na to, że wydarzy się coś, na co wszyscy czekamy. Ze Szwecją też tyle lat nie mogliśmy wygrać, nie dawano nam szans, a jednak zdołaliśmy to zrobić. Czas na kolejny krok. Nie zagramy w fazie grupowej mundialu z nikim z Europy, ale mnie to pasuje. Europejskie zespoły łatwiej rozczytać, znamy je dobrze i wiele z nich gra podobnie. Z pozaeuropejskimi będzie trudniej, ale to nas rozwinie, a o rozwój przecież chodzi. Wystarczy jednak przejrzeć wyniki meczów Polski z zespołami z Azji, Afryki i Ameryki, z którymi o stawkę mamy szansę grać tylko na mundialu. Te wyniki to koszmar. - Począwszy od Kamerunu w 1982... Pojedyncze wygrane w meczach już bez znaczenia dla awansu - z USA w 2002, z Kostaryką w 2006, z Japonią w 2018. Ostatni wygrany mecz o realną stawkę z zespołem spoza Europy to Peru w 1982 roku! A pan mi mówi, że mu to pasuje! - Bo lubię wyzwania i ich potrzebuję. Z Holandią czy Anglią też można przegrać, a jednak wolę Argentynę. Dla mnie to jest gong na wielkie wyzwanie i sama myśl o tym, że będę niebawem ją rozpracowywał detalicznie, rozgryzał Messiego i zastanawiał się jak go zatrzymać, po czym postaramy się to zrobić, jest myślą wspaniałą. Tego chcę, to jest mundial i on na tym polega. Góralski go powstrzyma. - Tak? Argentyńczycy tak twierdzą i są cali w nerwach. - Czyli już znają Góralskiego. Podostrzył ze Szwecją, to go poznali. - Nie wiem, czy to będzie on. W meczu ze Szwecją potrzebowaliśmy jego gry, tej ostrzejszej też. Mecz Polski z Argentyną będzie jednak zapewne starciem Lewandowskiego z Messim. As kier kontra as pik? - Obydwaj mogą zagrać, ale to nie będzie wtedy taki bezpośredni pojedynek, jak ludzie sobie wyobrażają. Że jeden drugiego ogrywa czy coś w tym stylu. Lewandowski i Messi grają jednak po dwóch różnych stronach boiskach, pojedynki będą toczyć z obrońcami. To starcie drużyn, w których grają, nie ich bezpośrednio. Natomiast faktycznie, jest coś w tym. Oni bywali już razem na boisku w walczących drużynach, ale klubowych. Starcie reprezentacji to coś kompletnie innego, inna temperatura. Wiemy już, że oczy świata będą skierowane na ten mecz także z powodu tych dwóch piłkarzy. To nie będzie pojedynek wagi lekkiej, ale superciężkiej i mamy tego świadomość, że on zapisze się w futbolu na całym świecie. To trochę jakby pan i trener Argentyńczyków wystawiali dwa dzieła sztuki na widok publiczny. - Coś w tym stylu. Ten mecz i ten dzień zapamiętamy na zawsze. I to będę się starał uświadomić piłkarzom, by wiedzieli co tworzą na oczach świata. Chociaż każdy kojarzy Argentynę, to jednak egzotyka. Ostatni raz zagrała z kimś spoza Ameryki w 2019 roku. Gdzie ich oglądać? - Będę na Wembley, gdy w czerwcu zagrają z Włochami. Zapewniam, że materiałów do analizy nie zabraknie. Argentyna nie ma kryzysu? - Nie ma najmniejszego. Nie wiem, skąd te opowieści. Co więcej, ma teraz trenerów o szerokich horyzontach, opierających się na włoskiej szkole. To zespół odmieniony, nowoczesny, dlatego w końcu wygrali Copa America. Dobrze, że zagramy z taką Argentyną. Mundial 2020. Polska i Michniewicz wsadzą kij w szprychy Mówi się, że jest pan trenerem o pewnej zuchwałości, żeby nie powiedzieć bezczelności. - Ja po prostu potrafię grać z silniejszymi i lubię to. Czy w młodzieżówce z Belgią, Portugalią, Włochami, czy w Legii, gdy nie mieliśmy prawa wygrać ze Slavią, nawet z Bodø/Glimt nie mieliśmy prawa wygrać, czy dawno temu w Lechu Poznań - potrafiłem zawalczyć z silniejszymi i postawić się im. Był kiedyś taki kolarz, który pompką okładał rywali w Wyścigu Pokoju. Królak. - Właśnie, Królak. No to my musimy mieć taką pompkę. Musimy potrafić włożyć każdemu kij w szprychy. Arabia Saudyjska? - Trudny temat, bo to w zasadzie niemal gospodarz. Katar jest dla nich za rogiem niemalże, znają klimat, znają te godziny meczów, potrafią grać w tym klimacie wczesnym popołudniem. W eliminacjach azjatyckich dali sobie radę z Japonią i Australią, więc niesłusznie widzimy w Saudyjczykach chłopców do łatwego zbicia. Rozmawiałem już z ich trenerem, pytałem jakie mają plany. Będziemy ich starannie obserwować. A Meksyk? Przeczytałem wypowiedź Hugo Sancheza, który mówi, że Polska kojarzy mu się jak najgorzej i o ile Meksyk nie potrafi w ogóle grać z Argentyną, o tyle z Polską prawie. - Kiedy dziennikarze meksykańscy zapytali mnie w Katarze w takiej sympatycznej rozmowie, co wiem o Meksyku, powiedziałem żartem, że wszystko, bo obejrzałem wszystkie odcinki "Narcos". Escobar to Kolumbia. - Ale "Narcos: Meksyk". I dodałem, że cieszę się, że Hugo Sanchez nie zagra, bo wtedy możemy wygrać. Zrobiło się wesoło, roześmiali się, ale przynajmniej wiedzą, że się ich nie boimy. Hola, hola, skoro padło "Narcos", to jako kibic Meksyku z 35-letnim stażem powiem, że to killer. Kasuje w grupie każdy zespół z Europy, który się nawinie i zawsze wychodzi. - Nie wiemy, co się wydarzy, ale nie wyjdziemy na nich goli i weseli, trzęsąc się ze strachu. Wspaniałe występy Meksyku w grupie to historia, a historię należy znać, ale nie należy nią żyć. Piszemy nową. Na razie jeszcze ich nie znam, bo ostatnie tygodnie spędziłem na rozpracowywaniu Szwecji, Czech i Rosji, zresztą z pomocą wielu ludzi, którzy także spoza sztabu dostarczali nam mnóstwo ważnych i cennych informacji. Teraz będę je gromadził o Meksyku. Dzisiaj wiem, że Chicharito już nie gra, prawda? Nie gra. Jedynie w Los Angeles Galaxy. - No i już szanse rosną! Wspomniał pan o tych ludziach, którzy pomagają reprezentacji, dostarczając informacji. To amatorzy? - Tak, pasjonaci. Każda drużyna, liga, reprezentacja ma swoich pasjonatów i chcę z ich wiedzy skorzystać, bo często jest ogromna. Wielu trenerów nie spojrzałaby nawet na zwykłego kibica jako źródło informacji. - A dlaczego? Każde źródło dobrych informacji ma znaczenie. Ci ludzie żyją niekiedy swoimi pasjami bardziej niż profesjonaliści i ogromnie wiele wiedzą na ten temat. Rzecz jasna, nie potrzebuję pomocy w kwestiach taktycznych, ale oni dostarczają nam takiej wiedzy wokół. Są kopalnią ciekawostek, kontekstów, wiedzy o człowieku i konkretnych zawodnikach. To się bardzo przydaje i przydało nam się przy okazji Szwecji. Jedna głowa to za mało, by dobrze rozpracować rywala. Można zatem napisać do trenera Michniewicza z informacjami na temat Argentyny, Meksyku czy Arabii Saudyjskiej? - Jasne, że tak. Dostaję sporo takich informacji i maili. Niektóre zawierają głupoty, przyznaję, ale są też bardzo wartościowe. Meksyk gra mało, z rywalami spoza Ameryki - nawet mniej niż Argentyna. Jak go podglądać? - Nie siedziałem dotąd po nocach i nie śledziłem meczów Meksyku, ale poradzimy sobie. Mam zresztą w planach wyprawę do Ameryki. Chcę spotkać tych naszych chłopaków, którzy tam grają: Świderskiego, Buksę, Klimalę, Jóźwiaka, a przy okazji przyjrzeć się Meksykanom. Chcę poznać ten klimat, poczuć to. Włochy, Niemcy, Francja, Belgia, Chorwacja dwa razy - tak wiele zespołów oberwało od Meksyku na mundialu. Polska ma być wyjątkiem? - Powtarzam: nie bójmy się historii. Znajmy ją, ale się nie bójmy. Ze Szwecją tez powinniśmy przegrać, a nie przegraliśmy. Ja nawet wolę, że dostajemy w grupie takiego rywala jak Meksyk, otoczonego mitem zespołu, który wykańcza Europejczyków i rządzi w fazie grupowej. Bardzo dobrze, bo to zmobilizuje piłkarzy. Wyjdą bardziej skoncentrowani jak ktoś, kto idzie niebezpieczną ulicą o ponurej reputacji. Wtedy jest uważniejszy. Dlatego wolę zagrać z kim, z kim zawsze przegrywamy niż z tym, z kim wygrywamy regularnie. Poza tym Meksyk to nowość i egzotyka. Nie grywamy z nim, nie opatrzył się, więc to też wzmoże koncentrację. Ze Szwecją byłoby trudniej, bo z nimi co chwilę gramy. Na przykład na Euro 2020. Mówi się, że na Śląskim poprawił pan błędy z tamtego meczu. - Obejrzałem tamten mecz z Petersburga wielokrotnie i coś w nim zauważyłem. Na przykład to, że Szwedzi są regularni. Perfekcyjni, ale regularni, zatem można znaleźć receptę. Dlatego wolałem ich niż nieprzewidywalnych Czechów. Udało się nam odciąć ich od gry, która pokazali w Petersburgu i zapobiec tym podaniom za kołnierz. Ten mecz ze Szwecją sprawił, że poczuł się pan pewnie? - Nie, ani trochę. Znam piłkę i wiem, że tu trener nie może się czuć pewnie. Nie może się jednak także wciąż zamartwiać i drżeć o jutro. Osiągnęliśmy sukces, trzeba umieć to sobie powiedzieć i cieszyć się. Sukces jest do skonsumowania, pozwala przez pewien czas nie myśleć tylko o tym, co dalej, ale także o tym, co udało się zrobić. I ja się bardzo cieszyłem, zwłaszcza że przed meczem było mi ciężko. Wszędzie wokół słyszałem, że Michniewicz jest najgorszy, a okazało się, że jednak nie taki zły. Woda się zagotowała, herbatka wypita, ale już stygnie. Za chwilę czajnik na nowo wstawiamy na ogień. Powstała jednak po Szwecji grupa kibiców czy może nie tylko kibiców, którą nazwałbym grupą wyznawców Michniewicza. Tworzy się taki świecki kościół, a jeden z fanów napisał nawet "z tym trenerem nie boję się już marzyć". - Tego nie wiem, bo po meczu szybko poleciałem do Kataru i nawet nie poczytałem tych komentarzy. Jeżeli tak jest, to miło, zwłaszcza że wielu fachowców czy pseudofachowców ma na mój temat krytyczne zdanie. Dla mnie właśnie reakcje ludzi są najważniejsze, bo to oni są kluczem. Jeśli będę miał za sobą naród, to wystarczy. A dziennikarze? Po meczu ze Szwecją ruszył pan na kilku z nich bez pardonu. - Bo byli do mnie od początku nastawieni negatywnie, tendencyjnie. Wyczuwam to. Redaktor Kurowski mnie zapalił, może się zagotowałem niepotrzebnie. A może nie. Sam już nie wiem. Czy można o mnie powiedzieć, że nie jestem otwarty? Chyba jestem. Nie mam nic przeciwko pisaniu, że "Fryzjer" do mnie dzwonił tyle razy, ale nie będę tolerował pisania i mówienia, że jestem winien. Bo nie jestem. Czym innym jest stać przy sklepie, który ktoś obrabia, a czym innym samemu obrabiać. Te sugestie na mnie działają alergicznie, bo mnie upokarzają. Tłumaczę, żadne argumenty nie trafiają, w kółko jest to samo. Dlatego tak reaguję. Mam wrażenie, że ma pan po prostu tych, których lubi i tych, którzy nadepnęli na odcisk. - Łatwo wybaczam, gdy mi ktoś nadepnie, ale nie zapominam. To prawda. I prawdą jest, że są ludzie, z którymi mi nie po drodze. Naprawdę, gdy słyszę kto mi robi wykłady o moralności, to słów brakuje. Trener zawsze będzie miał zwolenników i gorących przeciwników wśród mediów. Mnie zależy na tym, by nie dzielić Polski i ludzi. Powiedziano mi: zdobądź serce narodu, to jest zadanie selekcjonera. Wiadomo, że gdy zacznę przegrywać, naród pokaże palec w dół jak na rzymskiej arenie, ale jeśli będą kochali tę drużynę, to i mnie pokochają. Ważne, by zawsze dotykać rąk, które cię podrzucają. Jeśli stracisz z nimi kontakt, runiesz z wysokości. Kiedy prowadziłem kadrę U-21, dostałem SMS o treści: "zagraj tak, by naród cię zapamiętał". I to mi przyświeca, to mówię piłkarzom. Dołożę wszelkich starań, aby na mundialu zespół zagrał tak, by naród go zapamiętał. I mnie tym samym. Wtedy dziennikarze będą musieli mnie zaakceptować. Kiedy w 2003 roku obejmował pan jako młokos Lecha Poznań, myślał pan o reprezentacji? - W życiu. Marzył pan o niej? - Też nie. Dlatego właśnie mi te łzy poleciały po meczu Polska-Szwecja i padłem na kolana, bo przeleciały mi przed oczami te wszystkie lata, wszyscy ludzie, którzy mnie otaczali i to, co się wydarzyło od czasów tamtej pracy w Lechu. Dlaczego w zasadzie Zbigniew Boniek nie postawił na pana rok temu, po Jerzym Brzęczku? - Kiedy wyruszałem do Legii Warszawa, nawet mówił mi, abym się wstrzymał, bo dostanę szansę. Ja jednak jakoś wiedziałem, że skoro Jerzy Brzęczek objął kadrę, to ja już odpadam. Tym bardziej zdziwiłem się, że dostałem szansę u prezesa Kuleszy, z którym już kiedyś pracowałem w Jagiellonii. I nie było różowo? - No nie było. Dlatego mam szacunek do Cezarego Kuleszy, że był ponad to i nie miało to dla niego znaczenia. Wybrał rozwiązanie trudne, bo od razu ruszyli dziennikarze, zwaliła się krytyka. Z Adamem Nawałką miałby święty spokój, a jednak zrobił to, co dyktowała mu intuicja, pod prąd. Dopiero po losowaniu w Katarze miałem tak naprawdę okazję, żeby z nim o tym pogadać. I wtedy wspomniał o intuicji. A Zbigniew Boniek? Lubi być człowiekiem oryginalnym, nieprzewidywalnym. Trener Michniewicz był dla Bońka zbyt oczywistym wyborem? - Nie do końca, bo jednak w wypadku kadry U-21 wyciągnął mnie kompletnie z kapelusza. A teraz? Po prostu wybrał inaczej, miał prawo. Polska odmówiła gry z Rosją, ale jedzie do Kataru, wobec którego lista zarzutów jest bardzo długa. Łącznie ze śmiercią tysięcy ludzi podczas budowy stadionów. - To jest tak trudny temat, że w zasadzie nie wiem, co powiedzieć. Powiem więc tak: ja chcę grać, chcę zbudować drużynę i przystąpić do realizacji marzeń swoich i Polaków. Tego bardzo pragnę. Co mam więc począć? Mamy zrezygnować? Wiem, że ci ludzie ginęli, nie czuję się z tym dobrze, czuję się taki bezsilny wobec tej sytuacji. Chciałbym jednak, abyśmy mieli szansę marzyć i te marzenia realizować. Trener Piechniczek zadzwonił do mnie po awansie i życzył, bym pobił jego wynik. I chciałbym się dobrze przygotować oraz przystąpić do realizacji tego marzenia. Tyle mogę, jestem tylko trenerem piłkarskim.