Michniewicz odkrył go dla kadry. Zatrzymał wielkie gwiazdy!
- Kamil Pestka zasłużył na powołanie. Wyróżnia się w Ekstraklasie. Znam go z kadry U-21, wiem na co go stać. Krył świetnych piłkarzy: Joao Feliksa, Dodiego Lukebakio, Federico Chiesę, Moise Keana. Ma doświadczenie na arenie międzynarodowej - chwali obrońcę Cracovii selekcjoner kadry narodowej Czesław Michniewicz. - Jestem zadowolony z powołania. Teraz zrobię wszystko, aby zagrać w kadrze - powiedział Interii Kamil Pestka.
Michał Białoński, Interia: W ubiegłą środę zadzwonił do ciebie selekcjoner Czesław Michniewicz. Jak zareagowałeś?
Kamil Pestka, obrońca Cracovii: To było super uczucie! Byłem bardzo zadowolony.
Wiedziałeś kto dzwoni?
- Tak miałem zapisany numer trenera Michniewicza z okresu kilkuletniej współpracy w młodzieżówce.
Spodziewałeś się tego telefonu? Nastąpił przed tym, jak strzeliłeś dwie bramki Wiśle Płock. I skąd w ogóle taki renesans formy?
- Nie spodziewałem się, ale robiłem wszystko, aby dostać powołanie. Co do mojej dyspozycji, to teraz zacząłem strzelać bramki, ale asysty miałem już na początku sezonu. Serię trzech, a czwartej mi nie uznali. W ten sezon wchodziłem stopniowo, po kontuzji. Później nastąpiła zmiana trenera.
Michała Probierza zastąpił Jacek Zieliński.
- Dokładnie. Po tej zmianie zaczynałem w pierwszym składzie, wypadłem z niego na mecz ze Śląskiem. Nową rundę zacząłem na ławce, ale później znowu wskoczyłem do składu. Z meczu na mecz czułem się coraz lepiej. Na dodatek, od razu po przyjściu trenera Zielińskiego, zmieniliśmy system.
W nim jesteś wahadłowym, a nie lewym obrońcą.
- Tak, dzięki temu jestem nastawiony bardziej ofensywnie.
Inklinacje gry do przodu zawsze miałeś.
- Obie pozycje - wahadłowego i lewego obrońcy mi odpowiadają. Na wahadle faktycznie łatwiej jest się wykazać w ofensywie. Lewy obrońca aż tak często nie włącza się w akcje ofensywne jak wahadłowy.
Na wahadle operuje się na całej długości boiska. Pary w płucach nie brakuje?
- Faktycznie, jest trochę więcej biegania, ale mi to nie przeszkadza.
Jak zareagowałeś, gdy na początku lutego prezes PZPN-u Cezary Kulesza mianował następcą Paula Sousy Czesława Michniewicza? Zapaliła się iskierka nadziei na debiut w kadrze?
- Szczerze powiedziawszy, najpierw po ludzku się ucieszyłem z tego wyboru. Natomiast nie łudziłem się, że dzięki temu będzie mi łatwiej. Wiedziałem, że na powołanie do kadry i tak koniec końców trzeba sobie zasłużyć grą w piłkę. Natomiast fakt, że trener mnie zna z pracy w reprezentacji młodzieżowej, zna moje mocne strony, na pewno miał jakieś znaczenie. Trener Michniewicz wie doskonale, na co mnie stać.
Trener Michniewicz zdradził ci, w których meczach Ligi Narodów cię widzi?
- Tak szczegółowych informacji jeszcze nie dostałem.
Jak odbierasz trwające od lat utyskiwania nad tym, że Polsce brakuje lewego obrońcy? Już Jakub Wawrzyniak żartował, że jest zmiennikiem zawodnika, który nie istnieje. W barażu ze Szwecją na lewej obronie zagrał prawonożny Bartosz Bereszyński.
- Według mnie przyczyna jest prosta: w ogóle mało jest piłkarzy z mocniejszą lewą nogą. Jak pamiętam z mojej przygody z piłką, to na całą drużynę przypadałem ja i co najwyżej jeszcze dwóch chłopaków lewonożnych. Trzech piłkarzy na cały zespół. Myślę tu o wszystkich pozycjach, a nie tylko obrońcach, więc jak jeszcze zaczniemy rozpatrywać umiejętność bronienia, to grono nam się zawęża.
A tu trzeba obsadzić lewe skrzydło, lewą obronę, półlewy stoper też by się przydał lewonożny.
- To prawda i nie zawsze jest w kim wybierać. Tym bardziej, gdy spojrzy się na predyspozycje fizyczne piłkarza, dopasowanie do pozycji, to wybór bardzo się zawęża.
Trener Michniewicz powołał też innego lewonożnego debiutanta - Jakuba Kiwiora, który nie zdążył zadebiutować w Ekstraklasie, zanim przez Słowację trafił do Serie A, a teraz do kadry. Zagraliście kiedyś razem?
- Niestety nie, bo ze zgrupowania młodzieżówki, na którym on był wykluczyła mnie kontuzja.
Powołanie do reprezentacji Polski i gra w niej to spełnienie dziecięcych marzeń. Kto cię ukształtował jako piłkarza? Począwszy od dzielnicowego Prokocimia Kraków, poprzez Progres?
- Najbardziej się rozwinąłem już w juniorach Cracovii u trenera Piotra Mrozka, którego syn Bartosz jest dziś bramkarzem Stali Mielec. Bardzo dużo zrobił dla mnie też w Prokocimiu trener Grzegorz Kmita, który namówił mnie do przejścia do Cracovii i polecił mnie w klubie. W "Pasach" znał wszystkich. Trafiłem na testy, które wypadły pomyślnie. Cracovia postawiła na mnie. Wiem też, że do mojego przejścia do Cracovii przyczynił się też trener Łach.
Zawsze byłeś obrońcą?
- W Prokocimiu grałem na środku pomocy i na skrzydle. Dopiero później trafiłem na lewą obronę. To już się działo tak dawno temu, że czuję się, jakbym cały czas grał na lewej obronie.
Debiut w Ekstraklasie zaliczyłeś już pięć lat temu, za pierwszej kadencji w Cracovii Jacka Zielińskiego.
- Pech starszych kolegów, spośród których część miała kontuzje, a inni kartki, oznaczał dla mnie szczęście. Z zespołu rezerw zostałem przeniesiony do pierwszej drużyny na tydzień przed meczem z Piastem i zagrałem w nim przez ostatni kwadrans.
Zawsze o tobie panowała opinia, że jesteś mocny w ofensywie, ale miewasz kłopoty z bronieniem. Wygląda na to, że w grze defensywnej, pojedynkach obronnych się ostatnio poprawiłeś. Co to spowodowało? Wzmocniłeś się fizycznie?
- Na pewno też. Gdy miałem kontuzję, dużo pracowałem nad siłą fizyczną. Do tego doszła większa dojrzałość i lepsze zrozumienie pewnych aspektów, ustawiania się w defensywie. Wiele czynników składa się na poprawę bronienia.
Pracujesz też nad sobą indywidualnie? Mateusz Wdowiak korzystał na przykład z treningów stabilizujących i braci Zontków.
- Ja też chodzę do nich, trafiłem na nich przez "Wdówę". Jestem z tego zadowolony, że do nich trafiłem. Oni bardzo mi pomogli zwłaszcza w okresie rehabilitacji, gdy chodziłem do nich codziennie. Wykonaliśmy sporo ciężkiej pracy. Ćwiczenia uzupełniające u nich są bardzo ważne dla zawodnika. Nie tylko z uwagi na skoczność, dynamikę. W tym treningu chodzi nie tylko o dźwiganie ciężarów, ale o prewencję przed kontuzjami i poprawę aspektów szybkościowych, a także skuteczności.
Co z twoją przyszłością? Z Cracovią wiąże cię jeszcze roczny kontrakt, ale dochodzą nas słuchy o ofercie z Włoch. Powołanie do kadry z pewnością może ci pomóc w ewentualnym transferze do silniejszej ligi.
- Odpowiem najprościej i szczerze: na razie mam kontrakt z Cracovią i zobaczymy, co się wydarzy.
Ale gdybyś miał wybierać? Przychodzi klub z Serie A i mówi: "Kamil wykupujemy cię z Cracovii".
- Wszystko zależy od tego, jaki to by był klub. Musiałbym się zastanowić. W ciemno nigdzie nie pójdę.
Chodzi ci o to, aby klub nie był skazany na obronę przed spadkiem?
- Nie, bardziej o aspekty takie jak możliwość rozwoju, możliwość grania, plan na mnie. Oczywiście, myślę o zagranicznym wyjeździe od dłuższego czasu. To się nie urodziło we mnie dzisiaj czy wczoraj, tylko jest to mój cel od dawna. Ale też nie podpalam się.
Czyli nic na siłę?
- Chciałbym wyjechać, taki jest mój cel, ale na razie nic nie wiem o ofercie.
Co sobie obiecujesz po pierwszym zgrupowaniu kadry? Już sam wyjazd na nie cię satysfakcjonuje, czy będziesz zadowolony dopiero z debiutu w składzie?
- Jestem już zadowolony z samego powołania, choć oczywiście chciałbym też zadebiutować w meczu kadry. Zrobię wszystko, żeby tak się stało.
Jak udało wam się w Cracovii uniknąć degrengolady, która w końcówce sezonu spotkała kilka innych drużyn środka tabeli, którym nie grozi degradacja, ani nie mają szans na czwarte miejsce, premiowane grą o Ligę Konferencji?
- Postawiliśmy sobie prosty cel - zajęcie szóstego miejsca. Trener motywuje nas też grafiką z wykresem zwycięstw, jakie chcemy kontynuować od meczu z Zagłębiem Lubin. W ostatniej kolejce, w meczu z Legią, również chcemy przypieczętować sezon zwycięstwem. Jesteśmy profesjonalistami i gramy dla kibiców, którzy w każdym meczu oczekują od nas zwycięstw. Są 34 kolejki i gramy do końca. Dopiero po meczu z Legią przyjdzie pora na urlopy.
Rozmawiał Michał Białoński, Interia
Czytaj też: Michniewicz szykuje perełkę z Ekstraklasy na Ligę Narodów