Całe zamieszanie rozpoczęło się w poniedziałek, kiedy "Sportowe Fakty" poinformowały o planach premii w wysokości 30 milionów złotych, którą piłkarzom miał obiecać premier Mateusz Morawiecki. Kiedy w mediach i wśród opinii publicznej rozgorzało oburzenie związane z tymi doniesieniami, obie strony przyjęły wspólną narrację i solidarnie informowały, że owe 30 milionów ma zostać przekazane nie piłkarzom, ale na rozwój polskiej piłki ogółem. Afery w PZPN ciąg dalszy. Cierpliwość ma kończyć się sponsorom W kolejnych godzinach pojawiały się kolejne informacje, według których cała sprawa była dużo głębsza i zakrawała wręcz o wojnę domową wewnątrz reprezentacji, którą miał wywołac właśnie temat premii, a konkretnie sposobu ich podziału. Wersji zdarzeń jest kilka, a jedna z nich, opublikowana przez portal "Meczyki", mówi o tym, że Cezary Kulesza miał bardzo zdenerwować się na Czesława Michniewicza wcale nie za sposób gry reprezentacji Polski w Katarze, ale za to, że premia miała trafić bezpośrednio do piłkarzy i sztabu, a nie jak to miało miejsce dotychczas przejść najpierw przez PZPN. Prezes miał mieć także za złe selekcjonerowi, że ten go nie posłuchał i pozwolił rodzinom piłkarzy mieszkać w tym samym hotelu. Trwające zamieszanie wokół związku miało bardzo nie spodobać się sponsorom PZPN. Mają oni domagać się zmian, które ugasiłyby marketingowy pożar mocno oddziałowujący na wizerunek związku. Ich niezadowolenie miało także dotrzeć do władz naszej krajowej centrali, co ma mieć wpływ na przyszłe decyzje, na czele z tą o przyszłości Czesława Michniewicza, którego kontrakt z PZPN wygasa wraz z końcem roku.