Dziś widać jak na dłoni, że kadencja prezesa PZPN Zbigniewa Bońka była stosunkowo udana, zwłaszcza na tle obecnych wyczynów Cezarego Kuleszy i jego ekipy. Niemniej jedna decyzja "Zibiego" była fatalna i w dużej mierze położyła się cieniem na jego, przynajmniej PR-owo, udanym panowaniu. To zwolnienie selekcjonera Jerzego Brzęczka po zakończonych sukcesem eliminacjach do mistrzostw Europy 2020. Boniek wyraźnie zapomniał o przysłowiu, które mówi, że "lepsze jest wrogiem dobrego" i chcąc wymyślić reprezentację na nowo zatrudnił Paulo Sousę, który okazał się szarlatanem i "siwym bajerantem". "Zibi" na pewno chciał dobrze, ale kadencja Portugalczyka była fatalna, a zwłaszcza denny był jej koniec, gdy w wigilię Bożego Narodzenia piłkarską Polskę obiegła wiadomość, że Sousa zdradził i wybrał ofertę brazylijskiego Flamengo. Być może młodszym czytelnikom ciężko w to uwierzyć, ale selekcjonerska kadencja Zbigniewa Bońka w drugiej połowie 2002 r. była jeszcze gorsza od Paulo Sousy. Zarówno wynikowo (pamiętna przegrana 0-1 z Łotwą) jak i wizerunkowo - po zaledwie pięciu spotkaniach "Zibi" znudził się pracą selekcjonera i odmaszerował w siną dal... Nominacja Ta opowieść zacznie się od "klątwy Bońka". W 2001 r. reprezentacji Polski po 16 latach bezskutecznych prób udało się w końcu wyzwolić spod tego zaklęcia i awansować na wielką imprezę - mistrzostwa świata w 2002 r. w Korei Płd. i Japonii. W Azji drużyna selekcjonera Jerzego Engela nie zaprezentowała futbolu na tak i już po dwóch meczach nie miała szans na grupowy awans i o zwycięskich eliminacjach szybko zapomniano. Już w Korei przy reprezentacji kręcił się ówczesny wiceprezes PZPN, Zbigniew Boniek nie gryząc się w język, co zrobiłby inaczej i lepiej. W kuluarach chodziła teoria, że to prezes związku, Michał Listkiewicz wypchnął wszędobylskiego wiceprezesa na stanowisko selekcjonera, ale to chyba nieprawda. Tuż po mundialu odbył się w redakcji "Przeglądu Sportowego" pojedynek wagi ciężkiej na argumenty - walczyli na słowa wielcy rywala Zbigniew Boniek i Jan Tomaszewski. Ten drugi swoim zwyczajem "grzmiał" i skomentował wybór antagonisty na selekcjonera krótkim: "Niestety, stało się" i oskarżał "Zibiego" o niecne knowania - będąc wice wychwalał Engela, wywindował jego pensję do niebotycznych rozmiarów (60 tysięcy złotych, na dzisiejsze to pewnie koło 200 "koła"), po czym sam spił śmietankę. Dla porównania - sędzia główny w meczu I ligi (najwyższy szczebel rozgrywek) inkasował wersje 2400 zł brutto. Są również wersje, że Boniek właściwie sam siebie mianował na selekcjonera. Trenerem wcześniej był marnym, z bardzo umiarkowanym powodzeniem prowadził nisko notowane włoskie kluby Bari, Lecce, Sambenedettese i Avellino. Po tym ostatnim miał sześć lat przerwy pracy trenerskiej, ale dla chcącego "Zibiego" nie ma nic trudnego. Konkurencja w postaci Dariusza Wdowczyka, Stefana Majewskiego, Edwarda Lorensa była symboliczna, red. Macieja Polkowskiego z "PS" humorystyczna, a zagraniczna w osobach Josefa Chovanca i Wernera Liczka - nieistotna i bez szans powodzenia. Jeszcze nie skończył się koreańsko-japoński mundial, a w dalekiej Polsce odbyć się miało mianowanie nowego selekcjonera. Oprawa tego zdarzenia miała być niezwykła, otóż pierwszy nazwisko pomazańca miał poznać kibic nr 1, pierwszy obywatel RP, prezydent Aleksander Kwaśniewski. Media już wiedziały, że będzie nim Boniek i podpisze aż czteroletnią umowę, ale prezes PZPN Michał Listkiewicz nabierał wody w usta mówiąc dziennikarzom, że jedzie na kaliską wieś popaść krowy i gęsi, a o wyborze najważniejszego trenera w kraju rozmawia tylko z żoną. Debiut: Belgia 1-1 Na arenę selekcjonerskiego debiutu Bońka wybrano (pierwszy raz po 32-letniej przerwie) stadion Pogoni Szczecin, a na rywala Belgię. Ciśnienie na ten mecz było ogromne. Kibice koczowali pod stadionem od 7 rano, a w boju po ostatnie wejściówki rządziła zasada dżungli kto pierwszy ten lepszy, rządziło prawo pięści i szerokich barów. Wreszcie rozwścieczeni kibice wdarli się do budynku klubowego skandując: "złodzieje!". Ostatecznie "koniki" sprzedawały wejściówki za 70-100 zł podczas, gdy nominalna cena tj. 20-30 zł. Zabrakło bohaterów (a może antybohaterów?) mundialu Tomasza Hajto i Piotra Świerczewskiego, których "Zibi" nie powołał, chcąc odmłodzić reprezentację. Na nowego kapitana selekcjoner namaścił Jacka Bąka, dał zadebiutować Marcinowi Kusiowi. Był to tez czas pożegnań. Radosław Majdan żegnał się ze szczecińską publicznością i zrobił to fatalnym błędem, który umożliwił "Czerwonym Diabłom" wyrównanie. Uroczyście przed meczem żegnał się z kadrą Tomasz Wałdoch, którego reprezentacyjny licznik zatrzymał się na 74 występach. Padł remis 1-1, a nieporadność polskich zawodników zaczęła lekko irytować kibiców. "Boniek na boisko!" - skandowano na trybunach. Zbigniew Boniek na dzień dobry przekonał się, jak dużo pracy jeszcze przed nim. Zapalniczka: San Marino 2-0 Boniek był tak mocny, że gazety pisały że mecz eliminacji mistrzostw Europy z San Marino na wyjeździe na jego życzenie będzie komentować nie Dariusz Szpakowski, a... Tomasz Jasina, były zawodnik Motoru Lublin, o czym zadecydował nowy szef sportu w TVP... Janusz Basałaj. Spotkanie ostatecznie skomentował duet Basałaj-Jasina, a przez pierwsze 10 minut zamiast transmisji kibice mogli oglądać planszę: "przepraszam za usterki". Problem w tym, że gdy transmisja wróciła gra naszej kadry wciąż była pełna usterek. Złośliwi dodawali, że gracze z San Marino byli listonoszami, kelnerami itd, podczas gdy nie sposób określić jaki zawód uprawiali nasi reprezentanci. Michał Listkiewicz miał w Serravalle spotkać serdecznego sędziowskiego druha, Michela Vautrot, który będzie obserwatorem spotkania - w prezencie dla Francuza "Listek" wziął polskie specjały: miód i marynowane grzybki. W San Marino Boniek czuł się jak w domu, w tym państewku Juventus ma wielu zagorzałych fanów, a najsłynniejszy zawodnik outsidera to Massimo Bonini, który mieszkał z Bońkiem w jednym pokoju na większości zgrupowań "Starej damy". Bonini po polsku znał jedno słowa: "zapalniczka". Już nie pamiętał, co to znaczy, ale pamiętał że Boniek zawsze tego przedmiotu poszukiwał. Trzeba przyznać, że "PS" w tamtym czasie rzadko kiedy pokazywał na zdjęciach selekcjonera bez papierosa. Rozstrzygnięcie meczu z outsiderem nastąpiło dopiero w końcówce spotkania, gdy do siatki trafili Paweł Kaczorowski i Mariusz Kukiełka. Wojciech Kowalczyk oglądał spotkanie na Cyprze, razem z rodakami Sławomirem Majakiem, Radosławem Michalskim i Mariuszem Piekarskim, musieli się nawzajem szturchać, żeby nie usnąć. Obciach: Łotwa 0-1 Wreszcie mecz, który zdefiniował kadencję selekcjonerską Zbigniewa Bońka. Mecz, który na stałe wszedł do wszelkich klasyfikacji największych kompromitacji polskiego futbolu, choć jak sami przyznacie, konkurencja jest godna. Sponsor telewizyjnego programu "Szansa na sukces" Mirosław Kalisiewicz planował nagrać porywającą piosenkę, która miała towarzyszyć piłkarzom przez eliminacje i, daj Boże, finały mistrzostw Europy. Nowy hymn kadry nosił wymyślny tytuł: "Gol, gol, gol", wykonać go miał 20-tysięczny chór polskich kibiców pod nazwą "Jedność", nagranie miało zostać wykonane przed meczem z Łotwą. To miał być największy chór w historii polskiego sportu. Ktoś wie co stało się z tym przebojem? Boniek ciągle zmieniał, z Belgią zagrał Marcin Kuś, w San Marino Tomasz Kos, na Łotwę wrócił Tomasz Hajto. Tymczasem nie mogąc doczekać się powołania z gry w kadrze zrezygnował bramkarz Grzegorz Szamotulski, chociaż i tak przecież miał być numerem 2 po Jerzym Dudku. Powołano Łukasza Surmę, który wszedł po przerwie i miał ratować wynik. W wyjściowym składzie zagrało czterech stoperów: Hajto, Zieliński, Ratajczyk i Michał Żewłakow, dodatkowo w środku pola Mariusz Lewandowski i Mariusz Kukiełka. Ustawienie: 1 - 6 - 4 -1. Polska od początku atakowała, ale z pewną taką nieśmiałością, aż wreszcie w 30. minucie Juris Laizans przedefilował przed naszą obroną i odpalił rakietę w kierunku bramki Jerzego Dudka, który próbował sięgnąć piłki nie tą ręką, którą powinien. Do końca spotkania Biało-Czerwoni bili głową w mur, a porywisty wiatr rozwiewał czuprynę trenera Bońka, który bezradnie patrzył na to co się dzieje w jasnym płaszczu. - Winę za porażkę biorę na siebie. W najczarniejszych snach nie sądziłem, że przegramy z Łotwą - przyznał "Zibi" po meczu przegranym z drużyną zajmującą 79. miejsce w rankingu FIFA. Jan Tomaszewski nie mógł sobie odmówić możliwości uszczypnięcia dawnego oponenta i w "Przeglądzie Sportowym" ugryzł felietonem pt. "Łotwa robota". W reprezentacji Łotwy grało czterech Łotyszy, reszta to Rosjanie. Z tym krajem identyfikował się Marians Pahars, który w przedmeczowym wywiadzie wspominał, ze gdy przyjeżdżał do Poznania na mecz juniorski, na tamtejszym bazarze, aby dorobić sprzedawał... czajniki. Już po meczu z Łotwą rozpędziła się giełda nazwisk, kto miałby "Zibiego" zastąpić. "PS" listował zalety selekcjonera Bońka, znalazł trzy w tym osobę jego asystenta, Stefana Majewskiego, minusów było więcej - aż dziewięć. Banda alkoholików: Nowa Zelandia 2-0 Boniek znalazł się pod pręgierzem, na towarzyski mecz z Nową Zelandią, selekcjoner powołał bramkarza Macieja Nalepę, którego w barwach Karpat Lwów widział przez 17 minut w życiu. Sam trener odważnie zapowiedział, że jeśli przegra z drużyną "Kiwich" w Ostrowcu Świętokrzyskim, to odejdzie. Zapytany o możliwe kierunki działań po tym spotkaniu odpowiedział elokwentnie jak to on: mogą być cztery - wschód, zachód, północ i południe. Fatalna pierwsza połowa, lepsza druga dała wygraną z amatorami z antypodów, ozdobą meczu był gol "Rataja" z dystansu. Boniek, po kolejnym spotkaniu odparował, że "nie będzie go obrażać banda nieudaczników i alkoholików z "PS". To właśnie wtedy publika zrozumiała, że rozstanie z Jerzym Engelem nie było właściwą decyzją. Artur Wichniarek, któremu trener Arminii Bielefeld zarzucał wodę sodową, prosił polskich dziennikarzy: - Wylewajcie na nas więcej pomyj. Koniec: Dania 0-2 Na ostatni, jak się miało okazać mecz bońkowej kadencji, z Danią w Kopenhadze zdesperowany selekcjoner powołał Romana Dąbrowskiego z Besiktasu, który wtedy nazywał się już Kaan Dobra. Jak zwykle nie zabrakło debiutantów jak Marcin Wasilewski (Wisła Płock), Paweł Strąk, Marcin Kuźba (Wisła Kraków), Sebastian Mila (Groclin Grodzisk Wlkp), Andrzej Niedzielan (Górnik Zabrze). Był też powrót Piotra Świerczewskiego (Olympique Marsylia), który od razu dostał kapitańską opaskę. Polacy zagrali w granatowych, żałobnych strojach, gładką porażkę 0-2 gazety zatytułowały "Nieudacznicy" - to był rewanż, bo po meczu z Nową Zelandią, tak o dziennikarzach mówił Boniek. Polscy kibice na stadionie Parken wywiesili wymowny transparent: "Boniek trenerem - Polska outsiderem". To był najniższy wymiar kary, a "Zibi" zmarnował pierwsze selekcjonerskie pół roku. Dymisja Tomasz Hajto zrezygnował z gry w kadrze. mówiąc że obecna reprezentacja to bałagan, mówił o spięciu z kierownikiem drużyny Mirosławem Ryszką. Ale za kilka dni jego rezygnacja (zresztą wkrótce odwołana) została przyćmiona przez inną. 3 grudnia 2002 r. lotem błyskawicy kulę ziemską obiegła informacja o dymisji Zbigniewa Bońka. "Przegląd Sportowy", który był wtedy na wojennej ścieżce z "Zibim" informował, że ten zadzwonił do Listkiewicza z Seszeli, co sam zainteresowany zdementował w swej biografii autorstwa Romana Kołtonia. We Włoszech nie było zdziwienia, jeden z dziennikarzy "Corriere della Sera" zastanawiał się: - Może nie ma talentu pedagogicznego, umiejętności stworzenia kolektywu z grupy indywidualistów? Wielu wybitnych piłkarzy nie sprawdziło się w roli trenerów. (...) Jest człowiekiem odważnym, przyjął wyzwanie, ale to było samobójstwo. Z pewnością jeszcze o nim usłyszymy, ale chyba nie jako o trenerze - Enzo Sasso trafił w sedno. Sam Boniek nigdy jednoznacznie nie wyjaśnił powodów swojej rezygnacji. Dwa dni po dymisji mówił na antenie RMF FM: - Skoro podjąłem taką decyzję, to musiały być poważne powody, które mnie do tego skłoniły. Krytyka, a nawet fala krytyki nie miała decydującego wpływu. Były inne powody, ale chcę jest zostawić dla siebie.... - Nie żałuje pan, że objął reprezentację? - Zrobiłem to, bo byłem pewny że podołam. Jest mi przykro że musiałem odejść po pięciu miesiącach, gdy jest jeszcze coś do ugrania. Jednak od mojej decyzji nie ma odwrotu... Boniek dwa mecze towarzyskie wygrał, jeden przegrał, jeden zremisował, ale pamiętany mu do dziś jest ten jedyny o punkty, ten w ramach eliminacji mistrzostw Europy - przegrany z Łotwą 0-1 na stadionie Legii w Warszawie. Umarł król, niech żyje król, zaraz ruszyła giełda nazwisk na zastępstwo, padła propozycja powrotu Jerzego Engela, naturalnym wydawała się promocja Stefana Majewskiego z roli asystenta, na fali był Henryk Kasperczak, prowadzący wtedy z wielkim powodzeniem Wisłę Kraków, ktoś wspomniał o Mieczysławie Broniszewskim. 20 grudnia posadę objął Paweł Janas, jednak na Euro 2004 awansować nie zdołał. Do Portugalii sensacyjnie pojechała Łotwa, zabrakło punktów straconych przez drużynę selekcjonera Bońka. Maciej Słomiński, INTERIA