PAP: Po czterech kolejkach eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy Polska ma komplet punktów i duże szanse awansu. W piątek zagra w Lublanie ze Słowenią, a w poniedziałek w Warszawie z Austrią. Czy wyobraża pan sobie w ogóle scenariusz, w którym drużyny Jerzego Brzęczka mogłoby zabraknąć na Euro 2020? Zbigniew Boniek: - Żeby w sporcie coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie dużo pokory. Naszą siłą jest m.in. to, że do każdego meczu podchodzimy skoncentrowani na sto procent. Zarówno z naszej strony, logistycznie, jak i ze strony drużyny - nikogo nie lekceważymy. Czy biorę pod uwagę najczarniejszy scenariusz? Nie chciałbym, żeby coś takiego się stało, bo byłaby to porażka. A tych porażek w naszej piłce klubowej jest tyle, że futbol reprezentacyjny musi to wszystko osłodzić. Oczywiście w tym momencie nie możemy powiedzieć, że jedziemy na Euro 2020, bo z 12 punktami nigdzie nie pojedziemy. Musimy ich mieć co najmniej 19-20, więc trzeba jeszcze wygrać dwa-trzy mecze. Teoretycznie jest nawet możliwość, że kadra awansuje już we wrześniu, ale musiałoby się zdarzyć kilka rzeczy. - Ja się w takie wyliczenia nie bawię. Tak samo jak w mówienie, że jest jakiś łatwy mecz. O tym, czy mecz był łatwy, można powiedzieć po jego zakończeniu. Uważam, że czekają nas dwa ciężkie spotkania. Słoweńcy mają kilku dobrych piłkarzy, poza tym to dla nich mecz ostatniej szansy. Jeżeli z nami nie wygrają, to będzie im bardzo trudno nawet o drugie miejsce. Czyli mamy przeciwnika trudnego, z którym zagramy na maksymalnych obrotach. I zobaczymy, co z tego wyjdzie. Robert Lewandowski przyznał, że z dwóch najbliższych meczów trudniejszy może być ten ze Słowenią. Choćby dlatego, że wyjazdowy. Zgadza się pan? - Nie do końca. Uważam, że oba będą ciężkie. Wiadomo, pierwszy mecz jest najważniejszy. Ze Słowenią wygrać będzie bardzo trudno, ale jeśli tego dokonamy, będziemy mieć duży komfort psychiczny. Piętnaście punktów po pięciu meczach - wtedy rzeczywiście będziemy mogli mówić, że mamy duże szanse pojechać na Euro 2020. Bo na razie to mówią inni, nie my. Słyszę różnych krytyków mówiących, że to żaden problem awansować, skoro zagra tam prawie cała Europa. Jaka cała? Tak się mówi tylko po to, żeby deprecjonować ewentualny sukces i nie chwalić po wygranej. W eliminacjach ME 2020 gra 55 drużyn, a wejdzie 24. To są prawie wszyscy? Przecież już na Euro 2016 nie było wielu dobrych drużyn, choćby Holandii, Serbii, Danii czy Szkocji. Wiosną w eliminacjach ME reprezentacji bardzo pomógł Krzysztof Piątek, strzelając ważne gole. Teraz to reprezentacja może pomóc jemu - w odblokowaniu się po serii bez gola w Milanie. Może wrócić do klubu mocno podbudowany. - On jest podbudowany. Widziałem go w ostatnim meczu Milanu. Mógł strzelić dwa, trzy gole. Nie miał szczęścia. Takie jest życie napastnika. Robert Lewandowski czasami nie strzelał trzy-cztery kolejki, a w kadrze w siedmiu-ośmiu meczach z rzędu. I już była tragedia narodowa. Na razie piłka nie chce wpaść Krzyśkowi do bramki, ale on nie jest gorszy niż rok temu. Jest tak samo dobry. Piłka zacznie wpadać... Natomiast reprezentacja może mu pomóc. Jeśli zagra dobrze w najbliższych meczach kadry, coś strzeli, to będzie ok. Awans na Euro 2020 byłby nie tylko osłodzeniem słabych wyników klubów, ale też jakąś rekompensatą za ubiegły rok reprezentacji, bardzo nieudany. - Spokojnie... Ciągle wszyscy patrzą przez pryzmat mundialu, ale w Rosji w fazie grupowej odpadli też m.in. Niemcy. Owszem, odpadliśmy za wcześnie, bo uważam, że powinniśmy wykorzystać szansę i nie przegrać z Senegalem. Natomiast na pewno nie uważam, że to była kompromitacja. Senegal to jedna z najlepszych afrykańskich drużyn. Ale później była Liga Narodów, też nieudany występ - zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie. - W Lidze Narodów graliśmy dobre mecze. Zresztą prawdopodobnie wciąż będziemy w najwyższej dywizji, bo szykują się pewne poprawki. Natomiast wracając do tej pierwszej edycji - czy porażki 2-3 z Portugalią i 0-1 z Włochami po golu w ostatniej minucie oraz remisy z tymi rywalami na wyjeździe po 1-1 to wstyd? Taka jest piłka - nikt nie ma patentu na wygrywanie wszystkich meczów. Na pewno nie my, bo nie jesteśmy aż tak mocni. Mówił pan nam prawie rok temu, że realnym miejscem reprezentacji Polski w rankingu FIFA jest druga, trzecia dziesiątka. - Kiedy przychodziłem do związku, znajdowaliśmy się na 78. miejscu. Później był taki okres, że byliśmy na siódmym, ósmym. Teraz jesteśmy na dwudziestym. To jest nasze miejsce - od 15. do 25., może do 30. Wiadomo, że chcemy grać jak najlepiej. Bo, jak wspomniałem, każdy mecz reprezentacji to osłodzenie porażek klubowych. Mnie, jako prezesowi PZPN, też to ciąży. Widzę, jakie błędy robią kluby. Po co kupują siedmiu piłkarzy, którzy nie dają im wartości. Lepiej kupiliby jednego klasowego. Po raz trzeci z rzędu nie mamy drużyny w fazie grupowej rozgrywek UEFA. - Często słyszę pytania - jak się w tych polskich klubach szkoli piłkarzy, skoro drużyny odpadają? Tymczasem nie ma żadnego znaku równości pomiędzy szkoleniem i siłą drużyny zawodowej! Zespół zawodowy może wystawić 11 obcokrajowców, grać w pucharach jak się mu podoba. Mówienie, że klub grał słabo, bo ma słabe szkolenie, to nieporozumienie. Zdarzało się, że Legia na 11 zawodników w podstawowym składzie miała dwóch-trzech Polaków. I to tylko w bramce i obronie. Ciężko u nas robić piłkę. Ja się czasami zastanawiam, po co nasi zawodnicy w nią grają? Nie po to, żeby wygrać coś ze swoją drużyną, doprowadzić ją do czegoś, tylko żeby wyjechać do zagranicznego klubu. I tak są prowadzeni m.in. przed menedżerów. Właściwie wszyscy piłkarze w Polsce są na sprzedaż, jeśli przyniesie się klubowi pieniądze. Nie ma żadnej strategii konstruowania klubów. W efekcie królami strzelców Ekstraklasy zostają piłkarze z drugiej, trzeciej ligi hiszpańskiej. - Tak, ponieważ nasza liga odzwierciedla poziom drugo-, trzecioligowych drużyn hiszpańskich. Bo gdyby odzwierciedlała pierwszoligowych, to np. Carlitos mniej by u nas osiągnął. U nas dobrze się odnajduje, ponieważ gramy na tym samym poziomie co ich druga, trzecia liga. Dlaczego nasza ekstraklasa ma być mocna, skoro co roku wyjeżdżają z niej najlepsi, a przyjeżdżają przeciętni? Teoretycznie jednak nie ma z tego wyjścia. To znaczy jest, każdy klub może budować swoją strategię, ale nie jest to łatwe. Kluby żyją w określonym kręgu i sytuacja jest dość skomplikowana. Mistrzostwa Europy 2020 odbędą się aż w 12 krajach. Panu się to podoba? Pod względem logistycznym to będzie bardzo ciężki turniej. - Gdybym miał decydujący głos i już wówczas był członkiem Komitetu Wykonawczego UEFA, to bym głosował przeciwko. Uważam, że lepiej, gdy mistrzostwa są w jednym kraju. Wtedy jeden kraj tym żyje. Ewentualnie dwa blisko siebie. A teraz mamy np. grupę A, z meczami w Rzymie i Baku. Jeżeli ktoś gra dwa spotkania w Baku, to w ogóle nie poczuje tych mistrzostw. Są takie grupy, że będzie mnóstwo jeżdżenia, latania. Dopiero półfinały i finał są w Anglii. Cóż, tak wymyślono... Nie jestem zwolennikiem takiego systemu, ale trzeba grać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zasady są takie same dla wszystkich, nie ma co płakać. Z drugiej strony, jest znacznie łatwiejsza logistycznie grupa - z Monachium i Budapesztem. - Owszem, ale wówczas proszę pamiętać, że trafia się na Niemców (jeżeli wywalczą awans - red.). Bo przecież gospodarze grają u siebie. Holendrzy, jeżeli awansują, zagrają w Amsterdamie, Włosi w Rzymie itd. W takim razie inaczej będzie wyglądać rozstawienie i koszyki? - Zasady losowania będą trochę inne. Jeżeli np. Węgry i Niemcy się zakwalifikują, to zagrają w grupie, której gospodarzami będą Budapeszt i Monachium. Czyli już znane są tam dwa zespoły. Dokładnie nie wiem, ale nie będzie tradycyjnych zasad losowania. Jest np. grupa z Amsterdamem i Bukaresztem. Jeśli Holandia i Rumunia awansują, zagrają właśnie tam. Czyli jeżeli trafi się do takich grup jak wspomnieliśmy, trzeba zagrać dwa razy z gospodarzami, a to nie jest łatwe. To będą szalenie trudne mistrzostwa. Ale dla nas najważniejsze, że na wielkie imprezy w ogóle jeździmy, a potem już umiejętności piłkarzy muszą być takie, żeby coś na tych mistrzostwach zdziałać. Wiele razy mówił pan, że mamy w Polsce świetne ośrodki. Czy w takim razie jest szansa, że w przypadku awansu na Euro 2020 turniejowa baza kadry Jerzego Brzęczka byłaby w Polsce? - To zależy, gdzie gralibyśmy mecze mistrzostw. Dam prosty przykład - jeżeli trafimy do grupy z Bilbao i Dublinem, to trudno, żebyśmy po meczu w Bilbao wracali do Warszawy i do naszego ośrodka, następnie lecieli z Warszawy do Dublina i z powrotem. Wykończymy się... Ale na przykład gdybyśmy trafili do grupy Kopenhaga - Sankt Petersburg, to baza w Polsce - leżącej mniej więcej pośrodku - jest chyba realna? - Gdybyśmy grali w takiej grupie, to... zobaczymy. Nie wiem, tak daleko nie patrzę. Na razie poczekajmy, czy Dania i Rosja się zakwalifikują. No i przede wszystkim my. To sprawa najważniejsza. Za dużo widziałem polskich klubów, które już myślały, z kim będą grać w drugiej rundzie. A wcale tam nie doszły. My robimy krok po kroku. Oczywiście, gdzieś tam po cichu przymierzamy się, patrzymy na ośrodki. Musimy to robić, natomiast to bardzo wstępne przymiarki. Polskie ośrodki też już wstępnie przymierzacie? - Na razie nie. Oprócz nas nikt o Polsce nie myśli w kontekście Euro 2020, dlatego nie będzie konkurencji i rywalizacji. Ale zobaczymy, pomyślimy... Za nami dwa ważne turnieje młodzieżowe z udziałem "Biało-Czerwonych" - MŚ do lat 20 u siebie, gdy drużyna Jacka Magiery odpadła w 1/8 finału, a także ME do lat 21, gdzie podopieczni Czesława Michniewicza mimo sześciu punktów nie wyszli z grupy. Myśli pan jeszcze o tych imprezach? Jest niedosyt? - Kiedy w ME do lat 21 Hiszpania strzeliła zwycięską bramkę Belgom w 90. minucie (wygrała 2-1 - red.) i z nami czekał ją mecz o wszystko, to wiedziałem, że skończymy na trzecim miejscu w grupie. Nie jesteśmy bowiem w stanie wygrać z Hiszpanami. Oni są od nas lepsi. Gdyby nie strzelili drugiej bramki Belgom, to my po dwóch wygranych - z Belgią i Włochami - bylibyśmy już w półfinale i pewni awansu na igrzyska. A mundial do lat 20? - Na postawie drużyny zaważył mecz z Kolumbią. Przegraliśmy 0-2, zawodnicy tego nie wytrzymali. W czasie przygotowań nie grali ważnych meczów i to gdzieś wyszło... Później strzelili kilka bramek słabemu zespołowi Tahiti, zremisowali z Senegalem, a w 1/8 finału grali z Włochami jak równy z równym. W ostatnim kwadransie mieli kilka sytuacji. Taka jest piłka. Ja na ten turniej patrzę inaczej. Zorganizowaliśmy fantastycznie mistrzostwa świata. W środę podsumowaliśmy to wszystko na zarządzie. I cyfry, i wszystko inne. Mamy już określone doświadczenia, wiemy, jak taki turniej zrobić. Rozmawiał Maciej Białek