Grając na Bałkanach trzeba się liczyć z tym, że kibice gospodarzy są dodatkowym zawodnikiem swojego zespołu. Tak jest we wszystkich dyscyplinach. Fani w tej części kontynentu potrafią stworzyć niepowtarzalną atmosferę, często nie do zniesienia dla rywala, a i dla sędziów, którzy zawsze są tam pod sporą presją, kiedy prowadzą zawody. Jak będzie w piątkowym meczu eliminacji Euro 2020 Słowenia - Polska? Mecz rozegrany zostanie na oddanym do użytku kilka lat temu Stadionie Stożice. Obiekt w Lublanie ma 16 tysięcy miejsc i tylu też fanów zasiądzie na nim w piątkowy wieczór. Czegoś jednak zawodnikom prowadzonym przez znanego i cenionego trenera Matjaża Keka będzie brakowało... - Żałować należy, że nie ma porozumienia odnośnie tego, żeby mecze reprezentacji oglądały zorganizowane kibicowskie grupy ultrasów. Tak było wcześniej, kiedy reprezentacja grała swoje mecze w Mariborze czy na starym stadionie w Lublanie. Teraz ich brakuje. Na spotkaniach jest miła atmosfera, ale dla tak małego kraju jak nasz, z małym stadionem, potrzebne jest też coś specjalnego, a coś takiego potrafią stworzyć ci najbardziej zagorzali futbolowi fani, których teraz brakuje na meczach naszej reprezentacji. Szkoda, że tak jest - mówi Simon Spravec, dziennikarz RTV Slovenia. Brak porozumienia pomiędzy futbolowymi władzami a słoweńskimi ultrasami sprawia, że tych od kilku lat brakuje na meczach reprezentacji. Tak też będzie i teraz. Dodajmy, że Polska ze Słowenią grała dotychczas sześć razy, z czego tylko raz na terenie rywala. Wygrany 2-0 mecz w lutym 2004 roku rozegrano w hiszpańskim San Fernando. Naszym kibicom najbardziej utkwiła w pamięci gra z września 2009, kiedy to w eliminacjach MŚ z kretesem polegliśmy w Mariborze 0-3, grzebiąc swoje szanse na awans do południowoafrykańskiego mundialu, a jak się okazało, był to ostatni mecz w roli selekcjonera dla Leo Beenhakkera. Michał Zichlarz