"Brzęczek się nie nadaje. Ostatnio wymyślił nawet, że zawodnicy w klubach strzelają, bo tak dobrze u niego trenują". "Boniek z wiekiem zrobił się jeszcze bardziej uparty. Gdyby nie to, już dawno przegoniłby Brzęczka na cztery wiatry", a na dodatek "Lewy nie stara się tak jak w Bayernie. Przestał strzelać" - takie i im podobne mądrości ludowe krążą wśród malkontentów po wrześniowych występach "Biało-Czerwonych". Selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek i jego ekipa mogą je przebić niczym bańkę mydlaną w najprostszy sposób: wygrać dwa najbliższe mecze, w których są murowanymi faworytami. Pierwsza okazja już dzisiaj w Rydze, z Łotwą, której ostatnie przygody to 0-2 z Macedonią Północną, 0-6 z Austrią, 0-5 ze Słowenią i 0-3 z Izraelem. Do bramki wraca Wojciech Szczęsny, a kapitan Robert Lewandowski rozegra 109. mecz z Białym Orłem na piersi i w ten sposób zostanie samodzielnym rekordzistą pod tym względem. Polska, jako lider grupy G eliminacji ME, jest pod znacznie większą presją niż Łotwa, która walkę o Euro 2020 już dawno przegrała z kretesem. Skoro łomot Łotwie sprawiały zespoły oglądające nasze plecy w tabeli grupowej, to w teorii liderowi nie wypada nie wygrać zdecydowanie. Ale tylko w teorii, bo w praktyce piłka uczy pokory i poskramia największych faworytów, o czym ostatnio przekonał się np. Bayern, który po rozgromieniu na wyjeździe finalisty Ligi Mistrzów 7-2, przegrał u siebie z "Wieśniakami" 1-2 (TSG Hoffenheim). - Przytoczmy klasyka - nie ma już dzisiaj łatwych spotkań. My oczywiście chcemy wygrać i to w dobrym stylu, ale zobaczymy, co pokaże boisko - zaznacza lider naszej defensywy Kamil Glik. Doświadczony stoper będzie ostatnim, który mógłby zlekceważyć dzisiejszego rywala. Życie zbyt boleśnie uczy go pokory w Monaco. Ekipa z Księstwa znów dryfuje w okolicach strefy spadkowej Ligue 1. Oprócz wymuszonych kontuzjami zmian w bramce (Łukasza Fabiańskiego zastąpi Wojciech Szczęsny) i na prawej pomocy (za Dawida Kownackiego najpewniej Sebastian Szymański) należy się spodziewać roszady na lewej obronie, gdzie Jerzy Brzęczek ma wreszcie dobry wybór, gdyż dobre noty za grę w klubach zbierają lewonożni piłkarze Maciej Rybus i Arkadiusz Reca. Jeszcze wczoraj wieczorem wyżej stały notowania piłkarza SPAL 2013 Ferrara. - Paradoksalnie to w meczu z liderującą Polską mieliśmy najwięcej okazji do zdobycia gola - wspomina selekcjoner Łotyszy Slavisza Stojanović, dla którego mecz na PGE Narodowym to najlepsze wspomnienia w drodze przez mękę, w jaką dla jego załogi zamieniły się eliminacje. Zero punktów, 20 bramek na minusie - gorszy od Łotwy bilans po sześciu meczach eliminacji ma tylko San Marino (-28 bramek), a lepsze na Starym Kontynencie są nawet Wyspy Owcze i Gibraltar. Paradoksalnie to właśnie z Orłami Łotwa wypadła najlepiej: podniosła najniższą porażkę (0-2) i realne zagroziła bramce faworyta. Przyczyny tego są proste i trafnie wypunktował je Jerzy Brzęczek: dla wielu piłkarzy z Łotwy Lotto Ekstraklasa to ziemia obiecana. W Polsce lepiej płacą i mecze piłkarskie są świętem, na stadionach zasiadają tysiące kibiców, o czym może pomarzyć lider Virstliiga - FC Riga, na którego spotkania przychodzi w porywach ...350 osób. Gdyby Stadion Daugava przenieść do PKO BP Ekstraklasy, to należałby do najgorszych aren. Za jedną linią boczną, zamiast trybun stoi tablica świetlna i mur betonowy, oddzielający obiekt od torów kolejowych. Ale nie ma się co dziwić. Ostatnie spotkanie z Macedonią Północną przyciągnęło ledwie 2,7 tys. widzów. W Rydze króluje hokej, a piłka jest kwiatkiem do kożucha. Wczorajsze derby Dinam - ryskiego i mińskiego, w ramach ligi KHL, rozgrywane w nowoczesnej Arena Riga przyciągnęły 5,5 tys. widzów. Okrzyk "Gramy u siebie!" będzie dziś królował na ryskim stadionie. "Polska! Biało-Czerwoni" - ta przyśpiewka umilała koncentrację przedmeczową naszym zawodnikom w hotelu. W środowy wieczór lokale w centrum Rygi odczuły przyjazd polskich fanów, o czym najlepiej świadczyła interwencja dwóch radiowozów w jednym z barów, na skutek scysji, do jakiej doszło między naszymi kibicami. Z Rygi Michał Białoński, Piotr Jawor