W reprezentacji Polski ostatni raz zagrał dwa miesiące temu. Na Stadionie Narodowym wyszedł w pierwszym składzie na mecz eliminacji Euro 2020 z Austrią. Ten występ mu nie wyszedł. Dużo indywidualnych błędów, nie stwarzał zagrożenia pod bramką rywali, został zmieniony w 58. minucie. Z Austrią zjadła go trema - Jak oceniam ten mecz w swoim wykonaniu? Bardzo słaby. Nie jestem zadowolony. Po dłuższym czasie mogę teraz przyznać, że odczułem tremę jakby to był pierwszy mecz. Wiele osób może się tym zdziwić. Ja też się tego nie spodziewałem. Nie przestraszyłem się pełnego stadionu, bo przecież przedtem grałem na stadionie Borussii Dortmund przed 80-tysięczną publicznością i strzeliłem gola. To nie była kwestia młodości. Po prostu coś takiego każdemu może się zdarzyć, kibice nie zawsze to rozumieją, ale my jesteśmy ludźmi - opowiada Kownacki. - Od razu miałem świadomość, że zagrałem słabo, ale analizowałem później ten mecz. Zawsze tak robię. Już na początku dwa, trzy słabe zagrania. Podejmowałem złe decyzje. Na przykład wtedy, gdy Tomek Kędziora dwa razy szedł "na obieg", a ja mu nie podałem tylko schodziłem do środka - dodaje skrzydłowy Fortuny. Statystyki, które zaczynają niepokoić Ale to doświadczenie ma już za sobą. Dojrzał. Zrozumiał, gdzie tkwił błąd. Tremy miał się już pozbyć. Teraz dla byłego piłkarza Lecha Poznań najważniejsze jest powrót do wysokiej formy sportowej. W Fortunie Duesseldorf, która zapłaciła za niego Sampdorii Genua dziewięć milionów euro, gra w tym sezonie regularnie, ale... statystyki Kownackiego milczą. Nie ma goli, nie ma asyst. A piłkarza ofensywnego najłatwiej rozliczyć za ten dorobek. - Nie ma nic. Na początku byłem spokojny, teraz pojawiła się niepewność, zdenerwowanie. Odbyłem dużo rozmów z trenerem klubowym (Friedheim Funkel - przyp. ok). Podbudował mnie. Stwierdził, że gdy strzelę pierwszego gola to już pójdzie i zejdzie ze mnie ciśnienie. On ceni moją pracę na boisku, moje zaangażowanie. Sam mi pokazał sytuacje, w których zdobywaliśmy gole, w głównej mierze dzięki mnie. To dobra sytuacja. Często trener chwali zawodnika, a potem odsyła go na ławkę. A tu mam jasność. Czekają na mnie aż zacznę strzelać - tłumaczy Kownacki. W piłkarza Fortuny wierzy też Jerzy Brzęczek. Pozostają ze sobą w kontakcie. A największym wyrazem zaufania, jakim darzy Kownackiego selekcjoner jest powołanie na mecze z Izraelem i Słowenią. Sprinter Kownacki tłumaczy kłopoty ze skutecznością: kontuzjami, zmianą pozycji, innymi metodami treningowymi. W Bundeslidze gra bardziej jako skrzydłowy, a nie napastnik. To dobra zmiana w kontekście występów w reprezentacji, w której też widziany jest raczej na boku pomocy. - Na początku ciężko było mi się przystosować do treningów i nowej roli na boisku. Grałem na nowej pozycji, na której liczą się inne parametry biegowe i wydolnościowe. Musiałem je poprawić. Dziś jestem zawodnikiem, który wykonuje najwięcej sprintów w drużynie - około 35 na mecz. Zawodnik, który bazuje na szybkości jest bardziej narażony na problemy mięśniowe. Ja sam czasami bałem się rozpocząć kolejny sprint na 100 procent, żeby znowu nic mi "nie strzeliło". Musieliśmy zmienić trening. Na szczęście od miesiąca nic się nie dzieje, a grałem co trzy dni - mówi. W związku z nową pozycją Kownacki ma też więcej zadań defensywny. "Schodzę coraz niżej na boisku" - żartuje. Ale nie narzeka. Wszystko w Fortunie dzieje się ewolucyjnie, pod ścisłą kontrolą trenerów. To co zresztą zachwyca go w tym klubie to porządek i wielka dbałość o szczegóły. Po każdym meczu zawodnik otrzymuje najważniejsze statystyki: liczbę przebiegniętych kilometrów, sprintów, podań, podań udanych i nieudanych. - Dla mnie najważniejsze są podania i to, ile razy byłem przy piłce, no i te sprinty. Na podstawie tych liczb ocenia mnie również trener - opowiada Kownacki. Przypomina, że w Lechu trenerzy mieli takie statystyki, ale ich nie wykorzystywali w ten sposób. To nie jedyna różnica między polską i niemiecką ligą. - Myślę, że 99 procent piłkarzy z polskiej ligi nie wytrzymałoby intensywności treningu w Bundeslidze - podkreśla. Izrael zagra zupełnie inaczej niż w Warszawie Mimo braku bramek i asyst Kownacki może zagrać w meczu z Izraelem. Szczególnie przydatne będą jego rosnące umiejętności defensywne. Bo rywal to zespół grający bardzo ofensywnie, szczególnie na własnym boisku. - Będą zdecydowanie groźniejsi niż w Warszawie (w czerwcu Polska wygrała 4-0 - przyp. ok). Mają dwóch bardzo dobrych napastników - Zahaviego i Daboura. Razem strzelili w tych eliminacjach 13 goli. Zahavi na 11 bramek, pięć zdobył zza pola karnego. Trzeba wcześniej wyskakiwać do przeciwnika, powstrzymywać ich od strzałów. Mają też bardzo ofensywnych wahadłowych, ale dzięki temu otwierają się wolne przestrzenie na boisku. Można to wykorzystać. Czeka nas zupełnie inny mecz niż w Warszawie - zapowiada Kownacki. Jak mówi z początku był sceptycznie nastawiony do tego, gdy Jerzy Brzęczek przesunął go na skrzydło. Ale teraz, gdy gra w tej części boiska w klubie nie ma z tym problemu. - To reprezentacja. Jeżeli trener powiedziałby, że mam grać na prawej obronie, to grałbym na prawej obronie - mówi. Olgierd Kwiatkowski